Pułkownik Kim Hjun Te, dowódca 707. Batalionu Misji Specjalnych, który wszedł do parlamentu Korei Płd. po ogłoszeniu stanu wojennego przez prezydenta Jun Suk Jeola powiedział, że miał rozkaz zablokowania deputowanym wejścia do izby, aby zapobiec głosowaniu w sprawie zniesienia środka nadzwyczajnego.
Pułkownik Kim powiedział podczas briefingu prasowego, że jest gotów ponieść wszelką odpowiedzialność prawną za podjęte działania, nazywając siebie „niekompetentnym i nieodpowiedzialnym” dowódcą. Zaznaczył jednak, że działał na rozkaz ministra obrony.
– Żołnierze 707. jednostki są najbardziej niefortunnymi ofiarami wykorzystanymi przez byłego ministra obrony Kim Jong Hjuna – powiedział, dodając, że „żołnierze nie są winni.
– Jeśli są czemuś winni, to wykonywaniu rozkazów nieudolnego dowódcy – ocenił.
Były minister obrony został aresztowany w niedzielę. Prokuratura postawiła mu zarzut zdrady stanu w związku rolą, jaką odegrał w ogłoszeniu i wprowadzeniu w życie 3 grudnia wieczorem przez prezydenta Jun stanu wojennego.
Po trzech godzinach od ogłoszenia dekretu opozycji udało się zwołać sesję parlamentu, na której zgromadziło się – mimo blokady ze strony policji i wojska – 190 z 300 deputowanych. Posłowie przyjęli jednomyślnie uchwałę wzywającą do zniesienia stanu wojennego. Po głosowaniu żołnierze zaczęli opuszczać parlament, a przed świtem w środę prezydent formalnie wycofał dekret.
Jun uniknął w sobotę impeachmentu, po tym jak deputowani rządzącej Partii Ludowo-Demokratycznej zbojkotowali głosowanie nad wnioskiem opozycji w tej sprawie. Opozycja zarzuciła we wniosku Junowi m.in. „bezpośrednie naruszenie zasady podziału władzy” poprzez wydanie rozkazu zatrzymywania posłów. Kancelaria prezydenta w miniony piątek zaprzeczyła tym twierdzeniom.
Ministerstwo obrony potwierdziło także w poniedziałek, że prezydent nadal pozostaje zwierzchnikiem sił zbrojnych pomimo wszczętego przez prokuraturę dzień wcześniej postępowania karnego wobec niego w związku z podejrzeniami o nadużycie władzy i zamach stanu.