Polska kuchnia została zaliczona przez dziennik „Le Figaro” do „kuchni wschodniej Europy” i gazeta umieściła nas w swoim przeglądzie razem z kulinarnymi reprezentacjami takich krajów jak Ukraina, Bałkany, czy Gruzja.
Z geografią, od czasu utraty kolonii, u Francuzów nie jest najlepiej, ale wrzucanie do wspólnego kotła Polaków i przedstawicieli Bałkanów oraz Gruzji nie dziwi, bo to wszystko dla nich przecież ciągle egzotyka.
Dziennik zauważa fakt, że gastronomia z tych krajów jest coraz mocniej reprezentowana w stolicy Francji, przybywa nowych restauracji, a „gastronomia Europy Wschodniej w stolicy dywersyfikuje się”.
Dlatego gazeta dokonuje przeglądu wybranych restauracji i znajduje nawet odpowiedni kontekst polityczny. Chociaż z przeglądu „kuchni wschodnich” Europy wyłączono popularną od wieków nad Sekaną kuchnię rosyjską, to są i wyjątki. Jest to bar z pierożkami na paryskich bulwarach.
„Le Figaro” stwierdza, że po rozpoczęciu wojny na Ukrainie, wzbudził duże zainteresowanie mediów. Poszło o to, że Elena Biktimirova, młoda szefowa kuchni i właścicielka, realizuje tu przepisy swoich dwóch babć – Ukrainki i Rosjanki. Jej kuchnia ma być więc formą „manifestu pacyfistycznego”. Przegląd restauracji się przyda, ale wtrącanie polityki do kuchni i szukanie w tym na siłę jakiegoś przesłania pokoju, to już niemal „francuska choroba”.