Strona głównaMagazynBudżetowe dziury i propagandowe manipulacje. Będą przyspieszone wybory

Budżetowe dziury i propagandowe manipulacje. Będą przyspieszone wybory

-

- Reklama -

Nadal pogarsza się sytuacja większości niemieckich firm przemysłowych, budowlanych i innych, ale władze i wiodące media nie podają głównych przyczyn tego zjawiska.

Kolejne instytucje niemieckie i międzynarodowe, jak np. Bundesbank, OECD czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w ostatniej dekadzie października potwierdziły swoje pesymistyczne prognozy, że gospodarka Niemiec zakończy recesją także rok 2024. Ich przedstawiciele mówią i piszą od kilku tygodni, że program rządu RFN – ściągnięcia setek tysięcy wykwalifikowanych pracowników z zagranicy, tak bardzo potrzebnych niemieckiej gospodarce, „na razie nie wypalił”. A wpływy rządu Niemiec z podatków są niższe od zakładanych i realnie coraz mniejsze. Natomiast koszty energii i pracy są w Niemczech nadal bardzo wysokie, więc OECD przewiduje „w najlepszym razie gospodarczą stagnację”. Bo produkty „Made in Germany” przestają być konkurencyjne. Z kolei Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) obniżył prognozę tegorocznego PKB Niemiec aż o 0,3 proc. – do minus 0,2 proc. PKB. Za główny powód tego MFW podał spadający popyt na niemieckie towary. Bo w wielu przypadkach już w ubiegłym roku okazało się, że dla coraz liczniejszych odbiorców krajowych i zagranicznych są one już zbyt drogie. Donnerwetter!

Jak zwykle w tego rodzaju prognozach i komentarzach ekonomicznych – tych podawanych i lansowanych przez wielkie lewicowe media niemieckie i inne, brakuje jednak stwierdzenia i podania fundamentalnych przyczyn tego postępującego „braku konkurencyjności” licznych produktów i firm z Niemiec i innych krajów UE – przyczyn tego „kryzysu niemieckiego przemysłu” itd. Żadna „publiczna” telewizja czy radio, żaden „Süddeutsche Zeitung”, „Der Spiegel” czy inna wielka gazeta chyba nigdy wyraźnie nie powiedziała lub nie napisała, że zasadniczą przyczyną większości niemieckich kłopotów gospodarczych w okresie ostatnich 3–4 lat jest dalsze forsowanie unijnego i niemieckiego „Zielonego ładu” oraz absurdalnej i ogromnie kosztownej (dla niemal wszystkich) „polityki ochrony klimatu” – wywołującej m.in. nadmiernie wysokie koszty energii i transportu. A także utrzymywanie systemu ogromnie kosztownej i marnotrawnej polityki socjalnej, zasiłkowej, płacowej, imigracyjnej, podatkowej itd. I nadmierny interwencjonizm rządu – od lat ściśle towarzyszący tym „politykom”.

W związku z powyższym w planowanym przez rząd budżecie RFN na rok 2025 brakuje aż ponad 51 miliardów euro [!]. Brakuje ich, żeby wypełnić różne wcześniejsze etatystyczno-socjalistyczne plany, obietnice i zobowiązania rządu oraz poszczególnych ministerstw i politycznych partii. Do połowy listopada rządząca koalicja SPD-Zieloni-FDP musi jednak ustalić projekt budżetu i zawrzeć liczne kompromisy w sprawach załatania tej wielkiej budżetowej „czerwono-zielonej” dziury. Załatania przede wszystkim na drodze możliwie licznych oszczędności i cięć wydatków – między innymi w obszarze zasiłków, różnych dopłat i innych wydatków „socjalnych”, co od dawna postuluje demoliberalna FDP. Ta partia ma duży atut w postaci urzędującego i rozsądnego federalnego ministra finansów, którym od grudnia 2021 r. jest szef tej centrowej partii Christian Lindner. A w zamierzeniach ministra Lindnera konieczne cięcia wydatków powinny objąć przede wszystkim opłaty za mieszkania i za ogrzewanie mieszkań ludzi żyjących wyłącznie z zasiłków socjalnych i dopłat, a nie z pracy zarobkowej. A także tłuste zasiłki i dopłaty wypłacane uciekinierom z Ukrainy i innych krajów – tym ubiegającym się o azyl w Niemczech itd. Sehr richtig!

Czy będą przyspieszone wybory do Bundestagu?

Zanosi się więc na kolejne silne spory i konflikty między – z jednej strony – rządzącymi partiami mocno lewicowymi (SPD i euro-komunistyczni Zieloni) a współrządzącą FDP. Zanosi się na to, tym bardziej że kierownicy tych partii myślą już przede wszystkim o przyszłorocznych wyborach do Bundestagu – ustawowo zaplanowanych na 28 września. Jest jednak możliwe, że w razie nieuzgodnienia wszystkich czy prawie wszystkich szczegółów budżetu RFN i koniecznego planu finansowych oszczędności, dojdzie do wyborów przedterminowych wiosną 2025 r.

Tymczasem niemiecka prasa, w tym między innymi renomowany dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, już od 21 października coraz częściej stwierdza, że lewicowa koalicja SPD i Zielonych, rządząca od grudnia 2021 r. z warunkowym poparciem liberalno-centrowej FDP, już „nie jest w stanie dobrze działać”. Bo sytuacja w tej rządowej koalicji staje się coraz bardziej napięta – głównie z powodu ciągłych sporów o finanse, podatki, zasiłki socjalne i kształt budżetu RFN. Sporów trwających – z przerwami i różnym natężeniem – już od jesieni ub. roku. Komentarz lewicowego dziennika „Süddeutsche Zeitung” stwierdzał nawet, że ponieważ kłótnie rządzących trzech partii już „pozbawiły gospodarkę kraju i jej kierowników jakiejkolwiek orientacji”, więc „lepsze byłyby nowe wybory na wiosnę niż prawie cały kolejny rok w takim stanie” kłótni i zawieszenia. Bo taki stan rzeczy zapewne „utrzymałby się przez kolejny prawie rok, gdyby ten rząd nadal funkcjonował”. Niespodziewanie ten komentarz stwierdził nawet, że jednak „jest nadzieja, że ten rząd skończy się najpóźniej za trzy tygodnie”, tj. w połowie listopada [!]. Wunderbar! Oby do tego doszło!

Firmy rodzinne zniechęcone do inwestycji

Tymczasem 24 października Instytut Ifo z Monachium opublikował wyniki swojego badania – dużej ankiety przeprowadzonej na zlecenie Fundacji Firm Rodzinnych wśród 1763 przedsiębiorstw rodzinno-prywatnych. Okazało się ponownie, że wciąż rosnące koszty pracy, energii, transportu i biurokracji zniechęcają firmy do nowych inwestycji w Niemczech i skłaniają coraz więcej przedsiębiorstw do przenoszenia ich działalności za granicę. Aż prawie 91 procent pytanych przedsiębiorstw narzekało na znaczący wzrost biurokracji i różnych kosztów od roku 2022 – wśród firm przemysłowych było to nawet 95 proc. Jednocześnie prawie 46 proc. firm odpowiedziało, że w ciągu ostatnich dwóch lat wstrzymało wcześniej zaplanowane inwestycje z powodu „przeszkód administracyjnych”. A prawie 18 proc. z nich chce przenieść swoje inwestycje za granicę, aby uniknąć krajowej i unijnej biurokracji, ich setek uciążliwych przepisów i wymagań oraz ich kosztów. Wśród firm zatrudniających ponad 250 pracowników aż jedna czwarta planuje przeniesienie inwestycji za granicę, a wśród 57 największych przedsiębiorstw – tych zatrudniających po kilka tysięcy pracowników lub więcej – aż 42,6 procent. Super!

W związku z tą dość ponurą sytuacją, podobnie jak w poprzednich latach Fundacja Firm Rodzinnych zaapelowała do polityków o poprawę sytuacji prawnej, urzędowej i podatkowej oraz o konkretne ulgi. A prezes tej Fundacji prof. Rainer Kirchdörfer wyraził swoje oburzenie pesymistycznymi wynikami i liczbami podanymi przez Instytut Ifo. Podał też prasie główne postulaty Fundacji: zapewnienie „praktycznej kontroli” wszelkich nowych przepisów i wymagań, szybszych procedur, rozszerzenia cyfryzacji w kontaktach firm z urzędami i ograniczenia się urzędów do zasięgania tylko „niezbędnych informacji” przy realizacji oficjalnych wniosków i wymagań (wg DPA). Zdaje się, że ten p. prezes jest jeszcze nadmiernym optymistą. Bo chyba nie w pełni dostrzega, albo nie chce o tym mówić, istotę głównego zagrożenia dla przedsiębiorstw rodzinno-prywatnych, tj. postępujący rozrost biurokratycznego i ideologiczno-prawnego „zielonego” euro-socjalizmu. Postępujący ze strony lewicowych władz RFN i Unii Europejskiej. Euro-socjalizmu, który już zdominował prawne, finansowe i socjalne otoczenie firm niemieckich i innych w niemal wszystkich krajach UE.

Czy firmy faktycznie obawiają się prezydentury Donalda Trumpa?

Aby więc znów odwrócić uwagę milionów Niemców, w tym kierowników niemieckich firm, od ogromnych zagrożeń związanych z nadal forsowanym przez rządzących unijnym „Zielonym Ładem”, z rzekomo konieczną „ochroną klimatu”, rzekomo konieczną ochroną kilku milionów imigrantów i ponad 1,3 miliona Ukraińców, ponad 4 milionów „długoletnich bezrobotnych” itd., rządzący i ich wielkie media nadal bombardują odbiorców ich propagandy np. tezami o „pogarszającej się koniunkturze” w Chinach i innych krajach – na zamawianie niemieckich towarów. Nadal piszą i mówią o spadającej „konkurencyjności” tych towarów i ich producentów, która wzięła się z jakiejś bliżej nieokreślonej głównej przyczyny. I narzekają na „rosnącą biurokrację” i zbyt liczne ograniczenia prawne, finansowe i produkcyjne, które narzucił Niemcom nie wiadomo kto – może zły prezydent Putin i jego wojna? Bo przecież Rosja jest „coraz większym zagrożeniem” – też dla niemieckiej gospodarki itd.

Ostatnio niemieckie wielkie media do powyższego zestawu tez i manipulacji dorzuciły kolejną – że następnym wielkim zagrożeniem dla niemieckich firm i innych gospodarek krajów UE jest też „nieobliczalny” i „autorytarny” Donald Trump. Lansują bowiem między innymi wyniki nowego badania instytutu Ifo, które ponoć pokazują, że „wiele niemieckich firm bardzo obawia się konsekwencji ponownego wyboru Donalda Trumpa na prezydenta USA”. Rzekomo „głównym powodem obaw Niemców” jest (dawna) zapowiedź Trumpa: nałożenia karnych ceł w wysokości od 10 do 20 procent na produkty z Niemiec i innych krajów UE importowane do USA, w tym na samochody osobowe i inne pojazdy, na niemieckie maszyny, produkty chemiczne i inne najważniejsze składniki niemieckiego eksportu. Ponoć aż 45 proc. ankietowanych niemieckich firm „spodziewa się negatywnych konsekwencji prezydentury Donalda Trumpa po jego ewentualnym zwycięstwie w listopadowych wyborach” – jak napisał portal państwowej stacji ARD. Natomiast wśród firm, które utrzymują bliskie relacje handlowe z USA, aż 48 proc. „spodziewa się negatywnych konsekwencji dla własnej działalności, jeśli Trump zostanie ponownie prezydentem USA”. I tylko niecałe 7 proc. pytanych firm „spodziewa się pozytywnych skutków” prezydentury kandydata republikanów, jak to wynika z ankiety przeprowadzonej przez instytut Ifo wśród ponad 2 tys. niemieckich przedsiębiorstw. Sehr dumm und sozialistisch!

Najnowsze