Strona głównaMagazynRaport Draghiego. Co dalej z europejską gospodarką?

Raport Draghiego. Co dalej z europejską gospodarką?

-

- Reklama -

Światło dzienne ujrzał raport pt.: „Przyszłość europejskiej konkurencyjności”, napisany przez zespół byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego (a także byłego premiera Włoch) Mario Draghiego. Dokument został przygotowany na prośbę Komisji Europejskiej i skupia się na wskazaniu kluczowych problemów wspólnoty wraz z rekomendacjami co do ewentualnych rozwiązań. Termin publikacji pracy najprawdopodobniej nie był przypadkowy, gdyż ukazała się ona na kilka dni przed ogłoszeniem nowego składu Komisji Europejskiej. Można więc wnioskować, że ma ona być swoistym drogowskazem dla nowych członków KE.

Cała sytuacja jest o tyle ironiczna, że autor raportu również przyczynił się do zapaści gospodarczej w Europie. I to mocno. Zanim jednak przejdziemy do grzechów Draghiego, sprawdźmy najpierw, co pojawiło się w jego opracowaniu.

- Reklama -

Przyczyny zapaści europejskiej gospodarki

Draghi podkreśla ogromną przepaść pomiędzy wzrostem gospodarczym Europy i Stanów Zjednoczonych, która na przestrzeni ostatnich kilku dekad tylko przyśpiesza.

Wykres 1 przedstawia jak rosło PKB w USA, Chinach i Europie. USA powiększyło swoją przewagę nad Unią Europejską z 17 proc. w 2002 roku do 30 proc. w 2023 roku!

Wykres 2 przedstawia PKB, uwzględniając siłę nabywczą poszczególnych państw. I w tym przypadku również Unia Europejska (UE) pogorszyła swój wynik, gdyż z 4 proc. przewagi nad USA w 2002 roku powędrowała na –12 proc. w 2023 roku.

Wykres 1 (góra) i wykres 2 (dół).

Powodem ma być tutaj przede wszystkim ograniczony wzrost produktywności, co z kolei przekłada się na standard życia w Europie. Draghi zauważa, że czasy globalizacji i mocnego wzrostu eksportu, który wpływał na utrzymanie dobrobytu we wspólnocie pomimo spadku produktywności, są już za nami. Konkurencja ma być coraz większa, a dostęp do zagranicznych rynków – trudniejszy. Jak można przeczytać w opracowaniu: „udział sektorów, w których Chiny bezpośrednio konkurują z eksporterami ze strefy euro, wynosi obecnie blisko 40 proc. w porównaniu z 25 proc. w 2002 roku. Udział UE w handlu światowym maleje, przy czym zauważalny spadek nastąpił od początku pandemii”.

Analizując obecne trendy raport wskazuje, jak daleko w tyle została Europa, jeśli chodzi o nowe technologie i AI (sztuczną inteligencję). Jak wynika z badań, ok. 1/3 startupów, które otworzyły się na starym kontynencie po 2008 roku i osiągnęły kapitalizację rzędu 1 mld USD bądź wyższą, wyniosła się poza UE. Najczęściej wybieranym kierunkiem były Stany Zjednoczone. Co więcej, przez ostatnich 50 lat w Europie nie powstała żadna firma wyceniana na ponad 100 mld USD, podczas gdy w tym okresie powstało sześć spółek w USA, osiągających ponad 1 bln USD.

Problemem ma być tutaj m.in. brak finansowania innowacyjnych projektów, jakie oferują amerykańscy inwestorzy poprzez fundusze Venture Capitals (VC, fundusze inwestujące m.in. w niepubliczne startupy). Jak wynika z raportu, udział globalnych funduszy VC na rynku europejskim wynosi jedynie 5 proc., podczas gdy w USA jest to ok. 52 proc., a w Chinach ok. 40 proc.

Kolejną przeszkodą mają być obciążenia regulacyjne i administracyjne, które utrudniają rozwój firmom. Dodatkowo brak u nas jednolitego rynku i zintegrowanego rynku kapitałowego, co zatrzymuje cykl innowacji. Jak pisze Draghi, Europa nie może zostać przy technologiach i branżach poprzedniego stulecia. Aby tak się stało, musi zostać uwolniony cały nasz potencjał. Pomimo tego, że obecnie ze środków publicznych krajów Unii Europejskiej wydaje się więcej na innowacje (0,74 proc. PKB) niż w USA (0,65 proc.), to wspólnota mocno zostaje w tyle w tym aspekcie.

Brak inwestycji ze strony funduszy VC i brak efektów nawet pomimo większych nakładów ze strony środków publicznych może prowadzić nas do jeszcze jednego wniosku. Czyżby w Europie brakowało talentów, odpowiednio wykwalifikowanych ludzi, którzy mogliby stworzyć coś nowego / przełomowego na skalę światową?

Wszystko na to wskazuje: 75 proc. pracodawców z 21 krajów wspólnoty nie mogło znaleźć kandydatów o odpowiednich umiejętnościach w 2023 roku.

Kolejnym problemem jest droga energia, która w Europie ze względu na dramatyczne ograniczenia w emisji CO2 oraz brak taniego gazu z Rosji ma być 2-3 krotnie wyższa niż w Stanach Zjednoczonych czy też Chinach. Na wykresie 3 widzimy różnicę w cenie energii dla przemysłu, a na wykresie 4 różnicę w cenie gazu.

Wykres 3 (z lewej) oraz wykres 4 (z prawej).

Nic więc dziwnego, że słyszymy o kolejnych zamknięciach zakładów produkcyjnych na terenie starego kontynentu i przenoszeniu ich do tańszych lokalizacji. Produkcja bowiem staje się tutaj zbyt droga, a co za tym idzie niekonkurencyjna. Ostatnim takim przykładem jest Volkswagen, którego władze rozważają zamknięcie jednej ze swoich fabryk na terenie Niemiec, jednocześnie planując nowe inwestycje w Chinach.

Nie pomaga również demografia, choć jej Draghi nie poświęcił zbyt dużej uwagi. Rąk do pracy w Europie ma być coraz mniej, pomimo masowej imigracji „doktorów i inżynierów”. Raport wskazuje, że i na tym polu przegrywamy z USA, gdyż ten problem ich nie dotyczy, co przedstawia wykres 5. Linia pomarańczowa odnosi się do populacji Chin, niebieska do Unii Europejskiej, a szara do USA. Po lewej widzimy populację (wraz z prognozą na kolejne dekady), a po drugiej – populację zasilającą rynek pracy.

Wykres 5.

Jak rozwiązać problemy Europy?

Draghi przedstawia tutaj kilka ważnych aspektów, na których powinna skupić się wspólnota, m.in.:

Innowacje. Wzrost inwestycji w zaawansowane technologie z jednoczesnym przyśpieszeniem komercjalizacji innowacji. Draghi wymienia tutaj przede wszystkim technologie cyfrowe i energetykę odnawialną. Mają w tym pomóc reformy zdejmujące uciążliwe regulacje, które utrudniają przekształcenie się startupów w duże, prężnie działające firmy, co również powinno pozytywnie wpłynąć na większą chęć inwestycji w R&D (badania i rozwój) przez takie podmioty. Innymi słowy, jak dopatrują się niektórzy komentatorzy, deregulacja ma odbyć się wraz z centralizacją, na co wskazuje chęć ujednolicenia niespójnych przepisów wspólnoty.

Ceny energii. Przyśpieszenie dekarbonizacji poprzez inwestycje w OZE (odnawialne źródła energii) ma prowadzić do niższych cen energii, a w efekcie do niższych kosztów produkcji. Innymi słowy: jeszcze więcej tej samej polityki, która doprowadziła Europę do obecnej sytuacji.

Obronność i deglobalizacja. Draghi wskazuje, że zarówno USA, jak i Chiny aktywnie zmniejszają swoją zależność od innych krajów, przekierowując swoje łańcuchy dostaw czy to przez swoich sojuszników, czy to wewnątrz własnego państwa. Podkreśla tutaj inwestycje Stanów Zjednoczonych w półprzewodniki i czystą energię. Z drugiej strony wskazuje na Chiny, które stosują pionową integrację łańcuchów dostaw (od wydobycia po produkt końcowy). Europa ma być szczególnie narażona na konsekwencję deglobalizacji. Jak podkreśla Draghi, „polegamy na garstce” dostawców kluczowych surowców i importujemy 80 proc. naszej technologii cyfrowej. Kluczowe jest więc zabezpieczenie naszego łańcucha dostaw i tworzenie rezerw niezbędnych materiałów.
Obronność jest kolejnym obszarem, w którym musi dojść do inwestycji. Według raportu wydatki UE na obronność stanowią jedynie 1/3 wydatków USA, a przemysł obronny cierpi z powodu wieloletniego niedoinwestowania i wyczerpanych zapasów.

Kto zapłaci za nową strategię Europy?

Zgodnie z wyliczeniami Draghiego Europa, aby zachować konkurencyjność, będzie potrzebowała ok. 800 mld euro rocznie, czyli ok. 4,7 proc. PKB. Skąd wspólnota miałaby pozyskać takie pieniądze? 80 proc. tej sumy miałoby pochodzić od inwestorów prywatnych, którzy dzisiaj kierują swój kapitał na inne rynki (niezwykle optymistyczne założenie, biorąc pod uwagę, gdzie obecnie inwestują fundusze VC). Reszta z brakującej kwoty byłaby pokryta z kolejnego długu zaciągniętego przez Komisję Europejską.

Czy mogliśmy się spodziewać innych rozwiązań? Chyba raczej nie, zważywszy na to, kim jest autor opublikowanego dokumentu.

Kim tak właściwie jest Mario Draghi?

Może zacznijmy jednak od tego, jak opisują go media. „Były prezes Europejskiego Banku Centralnego i były premier Włoch, którego nadzwyczajna reputacja została zbudowana na skutecznej nawigacji polityką monetarną strefy euro w czasie kryzysu z lat 2008 – 2012”.

My jednak prezentujemy nieco odmienne zdanie. Kluczowe jest w tym momencie nawiązanie do jego słów, które wypowiedział podczas kryzysu zadłużenia w Europie w roku 2011, kiedy pełnił funkcję szefa Europejskiego Banku Centralnego (ECB). Otóż wobec pogarszającej się sytuacji we wspólnocie (Grecja, Portugalia, Irlandia i Cypr stały się niewypłacalne), Draghi na jednej ze swoich konferencji poinformował, że „EBC zrobi wszystko, co będzie potrzeba, by zachować strefę euro”.

Co miał na myśli? Głównie potężny dodruk, który sprawił, że Grecja nie upadła i nie miała okazji wstać z kolan. Do dzisiaj jest ona obciążona ogromnym długiem, na którym zarabiają bankierzy.

Dodruk polegał przede wszystkim na skupie aktywów takich jak obligacje, a skalę zakupów oddaje bilans ECB, który wzrósł z ok. 1,5 bln EUR do ponad 3 bln EUR w tym okresie.

Co więcej, ECB nie tylko skupował obligacje rządowe, po to żeby uratować wspomniane kraje od bankructwa, ale z czasem zaczął również nabywać obligacje korporacyjne. Dzięki temu wybrane prywatne przedsiębiorstwa mogły zapożyczać się po niższym koszcie, co oczywiście pozwoliło im w dalszym ciągu funkcjonować.

Tutaj warto zaznaczyć, że takich działań (skup obligacji korporacyjnych) nie stosował nawet FED, czyli bank centralny USA. Był to więc skandal, że EBC na czele z Draghim posunął się do takich środków.

Przypomnijmy krótko, jakie niosło to za sobą skutki. Po pierwsze wybrane przedsiębiorstwa, które z tego skorzystały, działały w uprzywilejowanych warunkach względem mniejszych firm, które nie mogły zadłużyć się po tak niskim koszcie. Musiały więc korzystać z kredytu na normalnych warunkach, co znacząco wpływało na ich konkurencyjność.
Po drugie, poprzez taką politykę nie pozwolono na upadek wielu nieefektywnie działających biznesów. W związku z tym nowe, może bardziej innowacyjne przedsiębiorstwa, miały utrudnione wejście na rynek, bo ten był „zapchany” przez nierentowne podmioty.

Innymi słowy, nie pozwolono na bankructwa firm, które w kapitalizmie są czymś naturalnym. Był to istotny element, który odróżnił politykę EBC od FED. A co za tym idzie – był to jeden z ważniejszych czynników przekładających się na to, że gospodarka USA rozwijała się szybciej, niż było to w przypadku krajów strefy euro. Skoro najważniejszy bank na kontynencie podtrzymywał przy życiu nierentowne firmy, to zdecydowanie trudniej było pojawić się na rynku nowym, innowacyjnym przedsiębiorstwom. A zatem produktywność nie mogła w takim otoczeniu rosnąć. Takie efekty przyniosła polityka, którą Draghi sygnował swoim nazwiskiem (był szefem EBC od 2011 aż do 2019 roku).

Później minęło kilka lat. Mieliśmy pandemię, potem wybuch wojny. I nagle Draghi powrócił, informując całą Europę, że jej problemem jest brak produktywności.

Dekarbonizacja

Gwoździem do trumny konkurencyjności europejskich przedsiębiorstw wydają się być obostrzenia dotyczące ograniczeń emisji CO2, które nabrały szczególnego znaczenia po zapowiedzi takich programów, jak Zielony Ład i Fit for 55. Cel UE to redukcja emisji gazów cieplarnianych o co najmniej 55 proc. do 2030 roku (w porównaniu do 2005 roku) i osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku.

Innymi słowy, chcemy mieć rozwinięte, konkurencyjne i uprzemysłowione społeczeństwo i jednocześnie nie generować żadnych zanieczyszczeń. Przypomnijmy tylko, że takich restrykcji nie stosują ani Stany Zjednoczone, ani Chiny, do których wciąż nawiązuje raport.

Jak wpływa to na przedsiębiorstwa? W dużym skrócie każda elektrownia bądź duży zakład produkcyjny musi posiadać uprawnienia do emisji CO2 (ETS), co powoduje wzrost jej kosztów. W przypadku elektrowni przekłada się to na wzrost ceny energii dla końcowego odbiorcy, czyli zarówno dla przedsiębiorstw, jak i przeciętnego Europejczyka. W górę idą ceny dóbr, transportu czy budownictwa. To wszystko sprawia, że niektóre firmy decydują się na przeniesienie swojego biznesu poza granice wspólnoty, gdyż obciążenia są zbyt duże.

W takim razie, jak mówić tutaj o konkurencyjności, skoro sami podkładamy sobie nogę?
I dlaczego Mario Draghi w swoim raporcie postuluje kontynuację tej idiotycznej polityki?

Przyszłość europejskiej konkurencyjności

Wydaje się, że termin wypuszczenia raportu przez Draghiego nie jest przypadkowy. Jak już wspomnieliśmy, lada dzień zostanie wybrany nowy skład Komisji Europejskiej, co może stanowić pewien drogowskaz dla jej dalszych działań.

Dokument Draghiego z jednej strony celnie punktuje słabości gospodarki europejskiej. Z drugiej strony jednak, chociażby w przypadku dekarbonizacji, proponuje dalsze brnięcie w politykę, która do tej pory jest głównym winowajcą rosnących kosztów prowadzenia działalności we wspólnocie.

Najnowsze