Chęć udziału w wyborach do PE we Francji wzrosła ostatnio o 4,5 punktu proc. Nie zmieniają się jednak notowania partii, chociaż ów przyrost ma dotyczyć kobiet i ludzi młodych. Normalnie dla prawicy powinien to być sygnał alarmowy, ale tak nie jest. Układ sił wydaje 10 dni przed wyborami „zamrożony” i wszystko nadal wskazuje na wygraną prawicy.
Badanie frekwencji wskazało, że 48,5% uprawnionych zamierza głosować. Analiza Ifop-Fiducial pokazuje, że jest tu tendencja wzrostowa i może zostać powtórzony wynik z 2019 roku, kiedy to do urn wyborczych poszło 50,12% Francuzów.
Frekwencja rośnie szczególnie wśród żeńskiego elektoratu (z 40 do 46%). Chęć głosowania częsciej jednak wykazują mężczyźni (51%). Mobilizacja jest też trochę większa wśród młodych ludzi. Obecnie udział w wyborach zapowiada 42% osób w wieku 18–24 lat i 37% osób w wieku 25–34 lat (wcześniej było to 25%).
Prowadzi lista Rassemblement National, pilotowana przez Jordana Bardellę. Partia Marine Le Pen może liczyć na 33,5 %. Daleko w tyle jest lista „prezydencka” Renesansu (wspólna lista partii MoDem, Horizons i UDI), na czele której stoi Valérie Hayer (16%).
Trzecie miejsce zajmuje Partia Socjalistyczna (Raphaël Glucksmann) z wynikiem 14%. Dotychczasowy lider lewicy, czyli Zbuntowana Francja (La France insoumise) może liczyć tylko na 7%. Ich listę pilotuje Manon Aubry.
Taki sam wynik w sondażach mają centroprawicowi Republikanie i ich lider François-Xavier Bellamy. Lista Zielonych ma taki sam wynik jak prawicowa „Reconquête !”, na czele której stoi Marion Maréchal Le Pen. Obydwie partia mają po 6,5%.
Poniżej 5% ma lista komunistów (Léon Deffontaines) z wynikiem 3%. Partia Zwierząt, czyli „animaliści” dostają w sondażu 1,5%, Sojusz wsi i myśliwych (Jean Lassalle i Willy Schraen) ma wynik 1%, podobnie jak Patrioci Floriana Philippota.
Skrajna lewica jest podzielona i trockiści z Walki Pracowniczej Nathalie Arthaud oraz lista Nowej Partii Antykapitalistycznej dostają po 0,5%. Podobnie jak lista UPR François Asselineau i Ekolodzy z Centrum Jean-Marca Governatoriego.
Źródło: Le Figaro