Strona głównaMagazynDroga rozsądku i mądrości. Ponura perspektywa prawicy wolnościowej

Droga rozsądku i mądrości. Ponura perspektywa prawicy wolnościowej

-

- Reklama -

Sławomir Mentzen podczas wystąpienia w Łodzi zaprezentował własną interpretację historii dołączenia naszego umęczonego kraju do Unii Europejskiej. Bardziej niż relację kronikarza przypominało to jednak bajki z mchu i paproci, którymi można mamić nowych, młodych wyborców Konfederacji. Nie był to pierwszy raz, kiedy polityk, oględnie mówiąc, nie stanął w prawdzie.

Już w lutym, najpierw na Kanale Zero Mentzen w zmanipulowany sposób przedstawił argumenty osób o odmiennym spojrzeniu na przyczyny porażki Konfederacji, a następnie podczas Forum Wolnościowego przedstawił mylne tezy dotyczące najnowszej historii środowiska konserwatywno-liberalnego. Już w czasie kampanii samorządowej w dość luźny sposób podszedł do rzeczywistości, kreśląc stanowisko i argumenty swoich oponentów, co pozwoliło mu się z nimi rozprawić. Przed uniowyborami Mentzen po raz kolejny przedstawił taką wersję historii, która pasuje do budowanej przez jego ugrupowanie narracji, nawet jeśli nie jest ona do końca prawdziwa.

- Reklama -

Podczas swego wystąpienia na konwencji w Łodzi Mentzen nakreślił scenariusz wspaniałej, niemal mlekiem i miodem płynącej, Unii, do której wstępowaliśmy w 2004 roku. Były to najprawdziwsze bajki z mchu i paproci, którymi można mamić nowych, młodych wyborców Konfederacji. Poseł przekonywał między innymi, że po latach życia w PRL-u, „wydobyliśmy się z tej biedy, wyrwaliśmy się z tej niewoli i weszliśmy do Unii Europejskiej, patrząc właśnie z taką tęsknotą, że to jest to miejsce, gdzie jest wolność, dobrobyt”. Jeżeli ktoś przed dołączeniem do Unii przed dwudziestoma laty prezentował takie stanowisko, to albo czerpał z niego korzyści albo przejawiał dużą naiwność. Słuchając prezesa Nowej Nadziei, można odnieść wrażenie, że było to powszechne przekonanie w naszym urokliwym bantustanie. I choć faktycznie taka postawa dominowała, o czym świadczą chociażby wyniki referendum, to nie wolno zapominać, iż były organizacje, które sprzeciwiały się akcesji, już wówczas przewidując, co się stanie. Pamiętać o tym warto, zwłaszcza kiedy stoi się na czele spadkobierczyni jednej z takich formacji.

Przed mającym miejsce w czerwcu 2003 roku referendum akcesyjnym antyunijną kampanię prowadziła Liga Polskich Rodzin, której ideowym następcą jest wchodzący w skład Konfederacji Ruch Narodowy. Dołączeniu do Wspólnoty sprzeciwiała się także Unia Polityki Realnej z Korwin-Mikkem na pokładzie, przekonującym, że Unia Europejska jest narzędziem w rękach Niemców. W 2004 roku, przed pierwszymi wyborami do Parlamentu Europejskiego w Polsce, nestor wolnościowców deklarował, że „jest przeciwnikiem anschlussu do Unii Europejskiej, bo jest Europejczykiem”. Wyjaśnienia tych słów trzeba szukać rok wcześniej, kiedy podczas przedreferendalnego wiecu Korwin-Mikke tłumaczył, iż „można było być dobrym Niemcem i nienawidzić III Rzeszy, można było być dobrym Rosjaninem, a nienawidzić komunizmu”, a on „jest dobrym Europejczykiem i nienawidzi Unii Europejskiej”. Także ówczesny prezes UPR, Stanisław Wojtera, krytycznie wypowiadał się na temat dołączenia do Wspólnoty i deklarował, że w referendum będzie głosował na „nie”. O tym, że byli tacy, którzy wówczas nie płynęli z głównym nurtem, dziś przypomina przykład Przemysława Wiplera, który „głosował przeciwko akcesji do Unii Europejskiej i to był błąd”.

W dalszej części swego łódzkiego wywodu Mentzen przekonywał, że „niestety, gdy weszliśmy do tej Unii Europejskiej, zaczęło coś tam się psuć”. Nie zdarzyło się to jednak wcale w 2004 roku, ale co najmniej kilkanaście lat wcześniej, kiedy podpisano Traktat z Maastricht. Już wówczas było wiadomo, w jakim kierunku zmierzać będzie integracja europejska, a kolejne działania Brukseli nie są przypadkiem, ale starannie realizowanym planem. Gdyby lider Nowej Nadziei przedstawił prawdziwą wersję historii, nie mógłby prezentować narracji Konfederacji, zgodnie z którą „chcemy po prostu być w Unii Europejskiej i wolnymi ludźmi”. Jeżeli bowiem w Unii coś się popsuło, to po prostu da się to naprawić, zreformować i będzie działać jak dawniej. Przyjęcie do wiadomości, że na próby ratowania Wspólnoty przed eurokratami jest za późno, prowadzić musi do wniosku, że jedynym wyjściem dla naszego urokliwego bantustanu jest polexit. Takiego stanowiska Konfederacja obecnie nie przyjmuje, podobnie zresztą jak kandydujący w koalicji z Bezpartyjnymi Samorządowcami, Korwin-Mikke. Nestor wolnościowców twierdzi, że „polexitu nie da się zrobić teraz”, choć jeszcze kilka miesięcy temu planował start z komitetu „Polexit? Najwyższy Czas!”.

Choć Korwin-Mikke niestrudzenie powtarza, że „Unia Europejska musi być zniszczona” oraz przedstawia Wspólnotę jako okupanta, którego trzeba „zapisać w historii jako głęboką pomyłkę”, to jednocześnie w manifeście komitetu Bezpartyjni Samorządowcy – Normalna Polska w Normalnej Europie zabrakło tak stanowczych stwierdzeń. Zrzucić to trzeba na karb zgniłego kompromisu, na jaki poszedł nestor wolnościowców wobec braku perspektywy samodzielnego startu. Zarejestrowanie komitetu Polexit przez pryncypialnego i czystego ideowo Stanisława Żółtka oraz niemożność dokonania tej samej sztuki przez Korwin-Mikkego pokazuje, jak słaba jest obecnie pozycja prezesa partii KORWiN.

Nie wiadomo natomiast, jakie aktualnie podejście do Unii prezentuje inny z byłych posłów Konfederacji, który po raz kolejny odnalazł swe miejsce na Ziemi na listach Trzeciej Drogi. Artur Dziambor wprawdzie jeszcze dwa lata temu nawoływał w mediach społecznościowych do natychmiastowego polexitu, ale zdaje się, że takie poglądy są w jego obecnym ugrupowaniu nieakceptowalne. Być może jednak rację ma Róża Thun i Dziambor porzucił już swe dawne przebrzydłe poglądy i zaczął podążać „drogą rozsądku i mądrości”, po tym, jak już „otworzył oczy”. Wobec nieuniknionej politycznej emerytury Korwin-Mikkego, marginalnego znaczenia formacji Żółtka, a także kursu Konfederacji z nową twarzą, patrząc w przyszłość można się spodziewać, że większość wolnościowców podąży tą samą drogą, nawet jeśli nie zmieni politycznych barw.

Najnowsze