Strona głównaMagazynDwadzieścia lat w Unii

Dwadzieścia lat w Unii

-

- Reklama -

Dorobek publicystyczny Tomasza Cukiernika dotyczący zagadnień związanych z obecnością Polski w Unii Europejskiej został wydany w postaci książki pt. „Dwadzieścia lat w Unii. Bilans członkostwa”. W wydawnictwie tym znalazły się przeredagowane artykuły autora, drukowane w różnych czasopismach i na portalach internetowych, takich jak min.: ,,Do Rzeczy”, ,,Najwyższy Czas!”, ,,Forum Polskiej Gospodarki”, ,,Magna Polonia”. Tomasz Cukiernik – jak napisał we wstępie książki – uaktualnił je i wzbogacił o rozdział poświęcony dwudziestu latom przynależności Polski do UE.

Niektórym czytelnikom taka forma przedstawienia treści się nie podoba. Jednak w tym przypadku trudno mieć do autora jakiekolwiek zastrzeżenia. Zbiór zamieszczonych w książce artykułów gromadzi bowiem wszechstronną wiedzę na temat naszej obecności w Unii, układając się przy tym w spójną i przemyślaną całość. Ta wydawnicza pozycja posiada też aneks zawierający 10 wywiadów z przedstawicielami różnych profesji: politykami, publicystami, przedsiębiorcami, ekonomistami i doradcami podatkowymi. Ich przedmiotem jest funkcjonowanie wspólnego rynku unijnego. Co wyróżnia dzieło Tomasza Cukiernika na tle wielu innych książek na podobny temat? Otóż publikacja ta krytycznie podchodzi do projektu europejskiego i to już samo w sobie stanowi o jej wyjątkowości. Innymi dodatnimi cechami tej publikacji są ich konkretność i obiektywizm.

W jaki sposób Tomasz Cukiernik prowadzi nas przez meandry postawionego w tytule książki zagadnienia? Autor stara się przede wszystkim rozwiać szereg mitów związanych z przynależnością Polski do UE. Spróbujmy je wymienić: kołem napędowym polskiej gospodarki są unijne fundusze strukturalne i spójności; jednym z głównych beneficjentów Polska uczestniczy w jednolitym rynku UE na równych prawach i zasadach; UE opiera swoje funkcjonowanie o zasady gospodarki wolnorynkowej.

Mit funduszy

Zajmijmy się najpierw pierwszą ze wspomnianych mistyfikacji. Fundusze – jak pisze autor –stanowią bardzo małą część naszego budżetu, bo po odjęciu polskiej składki – tylko 2 proc. Niewątpliwą korzyścią, jaką Polsce przyniosły te środki finansowe, była poprawa infrastruktury drogowej i kolejowej. To jednak stanowi tylko awers monety. Jaki jest natomiast jej rewers? Jak wiadomo, fundusze nie stanowią jedynego źródła planowanych inwestycji. W około jednej trzeciej są one współfinansowane przez państwo lub samorządy. Ponadto wiele z tych przedsięwzięć jest deficytowych (muzea, aquaparki, baseny). Dzieje się tak, ponieważ planują je urzędnicy, którzy przecież nie wydają swoich pieniędzy. Środki te są więc w dużej części marnotrawione. Ponadto rezultatem tej radosnej twórczości urzędników jest gigantyczne zadłużenie (przeciętny Polak zadłużył się z tytułu funduszy w okresie 2003-2023 ponad czterokrotnie). Fundusze przeznaczone dla przedsiębiorstw ingerują też w rynek, doprowadzając do bankructw wielu biznesów, tj. tych nawet dobrze prosperujących, które nie otrzymały dotacji lub się o nie nie ubiegały. Inną ich ujemną stroną stał się rozwój korupcji (17 tys. przestępstw na szkodę UE w ciągu 20 lat). Fundusze stanowią też formę szantażu stosowaną przez władze UE wobec niepokornych krajów (Polska, Węgry). Obsługa dotacji – jak stwierdza autor – łączy się też z koniecznością zatrudnienia ogromnej, nieproduktywnej masy urzędników, co rzecz jasna podnosi koszty finansowanych inwestycji.

Problem wspólnego rynku

Dużo uwagi w swych rozważaniach poświęcił Tomasz Cukiernik funkcjonowaniu wspólnego rynku, który uznał za największą zaletę UE. Tenże wspólny rynek przysparza bowiem Polsce wzrost PKB w wysokości – 9 proc. rocznie. Przyjrzyjmy się więc – jak pisze autor – poszczególnym jego elementom. W okresie 2003-2023 handel Polski z UE wzrósł 6-7 krotnie (import, eksport). Duża nierównowaga wystąpiła natomiast w inwestycjach bezpośrednich. I tak w okresie 2004-2022 łączne dochody z inwestycji zagranicznych były 13-krotnie wyższe niż wpływy z polskich nakładów kapitałowych za granicą. Jak to interpretować? To zachwianie proporcji w inwestycjach jest dla Polski bardzo niekorzystne. Oznacza bowiem drenaż pieniędzy i odpływ kapitałów z naszego kraju w wysokości 4-8 proc. PKB rocznie. Jest to znacznie więcej niż wysokość dotacji otrzymywanych przez Polskę w ramach tzw. funduszy europejskich. Powyższe dane wskazują na znaczne uzależnienie Polski od kapitału zachodniego, co może skutkować także podporządkowaniem politycznym.

Innym niekorzystnym – wg autora – czynnikiem wynikającym z przynależności Polski do UE są różnego typu regulacje dotyczące środowiska, zdrowia, podatków czy bariery celne w kontaktach z państwami trzecimi. Stosowanie tych instrumentów przez biurokrację unijną przynosi Polsce straty wynoszące 4-9 proc. PKB rocznie.

Na wspólnym unijnym rynku coraz mniejsze znaczenie ma obrót towarami, natomiast wzrasta wymiana usług. Dzieje się tak, ponieważ aż ¾ PKB Unii pochodzi z tego drugiego segmentu gospodarki. Rynek usług – jak objaśnia Tomasz Cukiernik – nie został jednak zliberalizowany, ponieważ większość krajów członkowskich nie ratyfikowała dyrektywy w tym obszarze. Przykładem ograniczeń w usługach była regulacja dotycząca firm transportowych z Europy Środkowo-Wschodniej. Mówiła ona o delegowaniu pracowników, co oznaczało, że firmy z tych krajów, które oferują usługi w innych państwach UE, muszą wypłacać swoim pracownikom wynagrodzenia według zasad państwa, na którego terenie ci pracownicy wykonują te zadania. Celem tej dyrektywy było wyeliminowanie z lokalnego rynku firm konkurencyjnych wobec rodzimych podmiotów. Wspólny rynek ogranicza nie tylko UE. Podobnie postępują też kraje członkowskie. Państwa te dyskryminują polskie firmy za pomocą barier formalnych, półformalnych i nieformalnych. Niemcy np. bronią dostępu do swoich rynków, wymuszając na obcych firmach konieczność uzyskania certyfikatów.

Innymi metodami walki z konkurencją są kontrole izb handlowych, urzędów skarbowych, inspekcji pracy i policji. Polscy eksporterzy szacują – wg autora – że ponad 30 proc. produktów wywożonych do państw UE spotyka się z dyskryminacją.

Kto rządzi

Bardzo interesujący jest też rozdział zatytułowany: ,,Unia w praktyce”. Autor zapoznaje w nim czytelnika z zakulisową stroną Unii Europejskiej. Formalnie UE rządzą urzędnicy pochodzący najczęściej z krajów ,,starej Unii”, tzn. Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch i Portugalii. Sprawują oni kierownicze funkcje w Komisji Europejskiej, komisjach Parlamentu Europejskiego i w Europejskim Banku Centralnym. Urzędnicy ci są jednak, tak jak i przywódcy ważniejszych krajów członkowskich zasiadający w Radzie Europejskiej, jedynie marionetkami. Za sznurki, przy pomocy łapówek, pociąga ktoś inny. Kto? Są nimi działający legalnie lub półlegalnie lobbyści, którzy występują zwykle w imieniu wyżej uplasowanych mocodawców.

Tomasz Cukiernik twierdzi, że reprezentują oni cztery grupy interesów: wielkie międzynarodowe korporacje, międzynarodową finansjerę, służby specjalne państw UE, służby specjalne państw pozaunijnych działających na szkodę UE: Chin, Rosji i USA. W związku z tym ,,Unia – jak pisze autor – stała się terenem totalnej wojny brudnych sił, które działają na niekorzyść mieszkańców wspólnoty: konsumentów i podatników”.

POLEXIT

Swoje przemyślenia na temat dwudziestu lat obecności Polski w Unii Europejskiej Tomasz Cukiernik kończy konstatacją: należy wyjść z Unii. Jak to uzasadnia? Polska może egzystować w Europie tak jak biedniejsze od niej kraje, takie jak Białoruś i Serbia, ale także jak zamożniejsza Szwajcaria, Norwegia czy Islandia. Ciekawy jest też przypadek pominiętej w rozważaniach autora Wielkiej Brytanii. Mimo iż po wyjściu z UE kraj ten nie uzyskiwał jakichś znaczących wzrostów, to jednak jego wyniki gospodarcze były i tak lepsze niż Francji, Niemiec i Włoch. Ponadto według długoterminowego rankingu Centrum Badań Ekonomicznych i Biznesowych, Wielka Brytania w ciągu najbliższych 15 lat będzie najszybciej rozwijającą się dużą gospodarką w Europie. Pamiętajmy także, że UE nie tylko stwarza nam możliwości, ale także hamuje rozwój poprzez np. zakaz zawierania dwustronnych umów wolnohandlowych. Takie umowy mogłyby bowiem otworzyć Polskę na współpracę z 95 proc. mieszkańców świata (UE stanowi 5 proc. populacji). Trzeba też wspomnieć, że ta pozaunijna część globu rozwija się znacznie szybciej – jak zauważa autor – niż pogrążona w marazmie Unia Europejska.

Na zakończenie tego omówienia chciałbym zwrócić się do czytelników „Najwyższego Czasu!” z propozycją: czytajcie książkę Tomasza Cukiernika ,,Dwadzieścia lat w Unii”. Znajdziecie tam nie tylko informacje na temat bilansu zysków i strat wynikających z przynależności Polski do UE, ale także poznacie dotychczasowe i możliwe skutki wdrażania unijnego interwencjonizmu.

Książkę można kupić w sklep-niezalezna.pl – oficjalnej księgarni „Najwyższego Czasu!”.

Najnowsze