Nie wiadomo, czy na komunistycznej wyspie to „postęp” i odchodzenie od istoty komunizmu, czy też tylko walka np. z „prawicowym odchyleniem”? Ale od początku… Teoretyk i praktyk rewolucji Włodzimierz Lenin napisał, że komunizm to władza rad i elektryfikacja kraju. Tymczasem na „zelektryfikowanej” już dawno temu Kubie, zaczęto prąd wyłączać.
Na tym tle dochodziło od 17 marca do zamieszek i protestów społecznych. Komunistyczne władze, zamiast uderzyć się w piersi za „odejście od zasad leninizmu”, zaczęły protestujących aresztować. Jak podaje PAP, w ostatnich godzinach w areszcie osadzono sześciu młodych uczestników antyrządowych protestów w Holguin, na wschodzie Kuby.
Największe protesty miały miejsce w Santiago de Cuba, Alquizar, San Andres, Holguin, El Cobre, Bayamo oraz w Cacocum, gdzie także wznowiono zatrzymania opozycjonistów. Przerwy w dostawach prądu trwają nawet do kilkunastu godzin.
Prąd okazał się detonatorem protestów, a ich uczestnicy zaczęli się także domagać poprawy zaopatrzenia i wznosili hasła – “Chcemy prądu i chleba!”, “Ojczyzna i Życie!”, a to już chyba „prawicowe odchylenie”.
Zupełnie na poważnie, to komunizm kolejny raz udowadnia, że gdyby zaczęto go wcielać na Saharze, to zabrakłoby tam nawet piasku. W niedalekiej Wenezueli, która ma najwięcej ropy na świecie, są braki benzyny, itd. itp. Może jednak przykład kubański otrzeźwi przy okazji euro-komunę spod znaku „Zielonego Ładu”. Kiedy ludu nie będzie stać na rachunki za prąd, wyjdą na ulice. Czytając Lenina, chyba ten fragment pominęli…