Strona głównaMagazynDla jednych więzienie, dla innych pieniądze

Dla jednych więzienie, dla innych pieniądze

-

- Reklama -

„Ja też lubię polowanie, ale to inny rodzaj polowania – zażartował niedawno Donald Trump podczas wiecu w Karolinie Płd. – My lubimy polować na głosy. Chcemy polować na głosy, bo musimy te wybory wygrać!”.

Jeśli wygra, będzie też musiał powalczyć o swoich zwolenników, którzy trafili do więzienia. Na pewno ich ułaskawi.

- Reklama -

Zastrzelona na Kapitolu

W styczniu organizacja Judical Watch złożyła w imieniu rodziny pozew przeciwko rządowi USA. Chodzi o śmierć Ashli Babbitt. Była ona weteranką Sił Powietrznych i została zastrzelona w budynku Kapitolu w Waszyngtonie podczas słynnego na cały świat „szturmu” zwolenników Trumpa. Śmiertelne strzały oddał były porucznik policji Kapitolu Michael Byrd, którego nie pociągnięto do odpowiedzialności.

Rodzina domaga się 30 mln dol. odszkodowania, ale ważne jest to, że w końcu do sądu trafiło jakieś oskarżenie, skoro śledztwo wobec policjanta zakończyło się brakiem postawienia jakichkolwiek zarzutów. Jego nazwisko długo utrzymywano w tajemnicy, nie ukarano go nawet dyscyplinarnie.

Ta 35-letnia kobieta przybyła do Waszyngtonu, aby wraz z tysiącami sympatyków Trumpa demonstrować swoje niezadowolenie z przebiegu wyborów prezydenckich, a dokładnie wobec szeregu nadużyć i nieprawidłowości, które mogły doprowadzić do sfałszowania wyników.

Czytamy w pozwie: „Ashli kochała swój kraj i chciała okazać swoje wsparcie dla prezydenta Trumpa i jego polityki »America First« oraz zobaczyć i usłyszeć przemawiającego prezydenta na żywo, gdy sprawował on urząd. Ashli nie udała się do Waszyngtonu w ramach grupy ani w żadnym nielegalnym lub niegodziwym celu. Była tam, aby korzystać z tego, co uważała za dane jej przez Boga: amerykańskie swobody i wolności”.

W czasie głośnych wydarzeń w stolicy Ameryki zmarło więcej osób – stało się to jednak z przyczyn naturalnych; Babbitt była jedyną osobą zastrzeloną, nie miała przy sobie broni.

Nielegalny prezydent?

W Kongresie 6 stycznia 2021 r. zaplanowano dokończenie procedury wyborczej, zatwierdzenie wyników wyborów i ogłoszenie prezydentem Joe Bidena. Wcześniej, pomimo wyborczych protestów, Sąd Najwyższy i sądy stanowe uznały, że – owszem – były nieprawidłowości w czasie głosowania, ale nie na tyle duże, aby zakwestionować ostateczny wynik. Do dzisiaj wiele osób twierdzi, że wybory zostały sfałszowane i – co tu dużo ukrywać – nie brakuje argumentów popierających te opinie.

Wewnątrz trwała procedura certyfikowania wyborów i pojawiły się wnioski o ich odrzucenie oraz ponowne przeliczenie głosów w poszczególnych stanach. Wszystkiemu przewodniczył wiceprezydent Mike Pence i w każdej chwili mógł, zgodnie z Konstytucją, nakazać sprawdzenie głosów. Zebrany na zewnątrz tłum zaczął nacierać na budynek. Wielu osobom udało się przedostać do środka. Ani w tym momencie, ani w dniach wcześniejszych nie było wezwań ze strony Trumpa, aby zaatakować Kapitol.

Już w tym samym dniu z setek filmików w internecie, nieco później już z tysięcy takich nagrań, można było wnioskować, że szturm był co najmniej dziwny. Owszem, część demonstrantów siłowo przedostała się do środka przez rozbite okna lub wyważone drzwi. Jednak zdecydowana większość nie była zatrzymywana przez służby porządkowe, są nawet nagrania, jak byli zachęcani do wejścia, a także kierowani do poszczególnych pomieszczeń i oprowadzani. W tym dniu odpowiedzialna za bezpieczeństwo Kapitolu spiker Izby Reprezentantów Nancy Pelosi z Partii Demokratycznej nie wezwała dodatkowych posiłków, tak samo postąpiła demokratyczna burmistrz Waszyngtonu. Wyglądało to tak, jakby komuś zależało na wywołaniu zamieszek i przemocy, aby przerwać proces certyfikacji wyborów. Po kilku godzinach przerwy szybko zatwierdzono wyniki.

Z sondażu opublikowanego w styczniu przez „Washington Post” i Centrum Demokracji i Zaangażowania Obywatelskiego Uniwersytetu Maryland wynika, że 36 proc. Amerykanów uważa, że Biden został wybrany nielegalnie. Liczba ta wzrosła o pięć punktów procentowych z 31 proc. w 2021 r.

14. poprawka upadła

Faworyt Partii Republikańskiej na stanowisko prezydenta w tegorocznych wyborach ma kłopoty prawne. Wśród czterech oskarżeń kryminalnych i razem 91 zarzutów, za co grozi mu łącznie ponad 700 lat więzienia, jest i ten dotyczący opisywanych wydarzeń. Będzie odpowiadał za podżeganie do przemocy, próbę obalenia ustroju państwa i odrzucanie wyników wyborów.

Sam zainteresowany twierdzi, że sprawy sądowe mają charakter polityczny i są ingerencją w proces wyborczy. I nie trudno przyznać mu racji.

Demokraci, widząc jego wysokie słupki poparcia i realną możliwość powrotu do Białego Domu, próbowali wykreślić go z kart wyborczych. Przywołują 14. poprawkę do Konstytucji USA, powstałą tuż po wojnie secesyjnej. Mówi ona, że stanowiska politycznego i wybieralnego nie może piastować ktoś, kto działał na szkodę USA. A miał on przeciwko państwu działać i spiskować właśnie 6 stycznia 2021 r. Sprawa rozbiła się o Sąd Najwyższy i właśnie zapadł werdykt jednoznacznie korzystny dla Trumpa.

Więźniowie polityczni?

Po trzech latach śledztwa ponad 1200 osób zostało oskarżonych o przestępstwa federalne związane z zamieszkami na Kapitolu. Co najmniej 730 z nich przyznało się do winy.

Spora część społeczeństwa uważa ich za więźniów politycznych i że w ogóle nie powinni być sądzeni, gdyż jedynie korzystali z konstytucyjnych praw do swobodnej wypowiedzi i manifestowania. Trump uznaje ich za „zakładników” i wzywa do uwolnienia.

Założyciel organizacji Oath Keepers Stewart Rhodes i kilku członków zostali skazani za spisek mający na celu powstrzymanie pokojowego przekazania władzy prezydenckiej. Rhodes został skazany na 18 lat więzienia.

Były przywódca stowarzyszenia Proud Boys Enrique Tarrio otrzymał 22 lata więzienia federalnego, co jest rekordowym wyrokiem dla oskarżonych z 6 stycznia 2021 r. Najciekawsze jest to, że feralnego dnia w ogóle nie było go w Waszyngtonie.

Skazano go jednak z rzadko stosowanego oskarżenia o udział w spisku o charakterze wywrotowym, utrudnianie pracy wymiaru sprawiedliwości i zniszczenie mienia rządowego.

Kilka dni przed zamieszkami Tarrio został aresztowany i nakazano mu opuszczenie Waszyngtonu. Powodem było spalenie przez niego flagi organizacji Black Lives Matter oraz posiadanie dwóch magazynków z nabojami.

„Wielce poszkodowani”

Latem 2020 r. przeszła przez Amerykę fala bardzo agresywnych demonstracji. Doszło do nich głównie w dużych miastach. Były one pokłosiem przypadkowej śmierci podczas próby zatrzymania w Minneapolis w stanie Minnesota kryminalisty George’a Floyda. Choć policjanci nie złamali procedur (podduszanie kolanem było w tym stanie dozwolone), obwiniono ich za spowodowanie śmierci i wymierzono kary więzienia. Demonstracje były organizowane w imię tzw. sprawiedliwości społecznej oraz przeciw dyskryminacji ludności czarnoskórej i brutalności policji. W rzeczywistości demonstracje te były aktami terroru, gdyż przerodziły się w przemoc, dewastację mienia publicznego i prywatnego, napaści fizyczne, niszczenie oraz okradanie sklepów i firm. Policja, jeśli interweniowała, była nad wyraz bierna, często miała zakaz rozgonienia agresywnego tłumu. Te akty przemocy przyniosły miliardowe straty, za które nikt nie poniósł odpowiedzialności. Mało tego, niektórym uczestnikom wypłaca się teraz… odszkodowania. W marcu 2023 r. miasto Filadelfia zgodziło się wypłacić ok. 350 osobom 9,25 mln dol. Mieli być oni rzekomo ranni podczas protestów.

W czerwcu ub. r. miasto Nowy Jork postanowiło wypłacić ponad 13 mln dol. w celu rozstrzygnięcia pozwu dotyczącego „praw obywatelskich” wniesionego w imieniu około 1300 osób, które miały być aresztowane lub pobite przez policję podczas demonstracji dotyczących „niesprawiedliwości rasowej”. Innymi słowy, „każda osoba aresztowana lub poddana działaniu siły przez funkcjonariuszy nowojorskiej policji” podczas tych wydarzeń jest uprawniona do odszkodowania w wysokości 9 950 dol.

W ramach innej ugody zbiorowej osobom aresztowanym przez policję podczas jednej z demonstracji w Bronksie została przyznana kwota 21,5 tys. dol., co łącznie może wynieść 10 mln dol. Ponad 600 osób wniosło osobno przeciwko miastu indywidualne roszczenia w związku z działaniami policji. Połowa z nich zakończyła się ugodami, które do tej pory kosztowały miasto prawie 12 mln dol.

W sierpniu władze Denver zatwierdziły ugodę z protestującymi z Black Lives Matter w wysokości 4,7 mln dol., którzy twierdzili, że policja użyła nadmiernej siły podczas demonstracji.

Przypomnijmy, że Minneapolis zapłaciło – na razie – rodzinie George’a Floyda 27 mln dol.
W czasach perwersyjnej politycznej poprawności sprawiedliwość działa wybiórczo. A w zasadzie inaczej – po prostu jej nie ma.

Najnowsze