Strona głównaMagazynZjednoczenie Narodowe przebija szklany sufit

Zjednoczenie Narodowe przebija szklany sufit

-

- Reklama -

Prezydent Francji Emmanuel Macron udzielił wywiadu komunistycznemu dziennikowi „l’Humanité”. Z tej rozmowy warto zapamiętać jedno. Prezydent odciął się jednoznacznie od jakiegokolwiek flirtu z takimi partiami prawicy, jak Zjednoczenie Narodowe (RN) Marine Le Pen i Rekonkwista Erica Zemmoura. „Nigdy nie uważałem, że RN lub Rekonkwista są częścią obozu republikańskiego” – powiedział prezydent i dodał, że nie wyobraża sobie współpracy z tymi partiami. Był bardziej wyrozumiały dla skrajnie lewicowej Zbuntowanej Francji, w której tylko „niektórzy politycy walczą z wartościami Republiki”.

Lewica regularnie oskarża rząd, że doprowadził do sytuacji, w której nie ma już wspólnej „republikańskiej zapory przeciw skrajnej prawicy”. Nie jest to jednak „wina” Macrona, ale nowej sytuacji geopolitycznej. Sytuacja zmieniła się w wielu wymiarach. Krytyka zjawiska imigracji, która od lat jest umieszczana na sztandarach RN, przestała być politycznym tabu, a społeczne niezadowolenie wymusiło tu działania nawet ze strony partii centrowych, w tym i obozu Macrona. Swoje zrobiły tu też zamachy terrorystyczne, a także wojny w Gazie i na Ukrainie. Marine Le Pen dość mocno odcięła się od Rosji (ostatnio potępiała Putina za śmierć Nawalnego), a w sprawie wojny w Gazie stanęła po stronie Izraela, odwrotnie niż wielu działaczy lewicy. Obecnie bardzo trudno tej partii przypisywać jakikolwiek antysemityzm. Zjednoczenie Narodowe ciężko też zaatakować „postępem”. Partia gładko przełknęła sprawy „konstytucjonalizacji aborcji”, nie włącza się w spory „genderowe”, a nawet ma u siebie kilku polityków homoseksualnych.

Nic dziwnego, że wielu wyborców niezależnie od opinii Macrona uważa, że to już „partia republikańska”. Wskazują na to także sondaże. Lista RN do wyborów europejskich zajmuje – według szeregu sondaży – pierwsze miejsce, z wysoką przewagą nad listą „obozu prezydenckiego”. Także według pierwszych badań opinii publicznej dotyczących wyborów prezydenckich we Francji (zaplanowanych na 2027 r.) największe szanse na wygraną ma… Marine Le Pen! Z sondażu Ifop wynika, że liderka Zjednoczenia Narodowego wygrywa także w drugiej turze z obecnym premierem typowanym na następcę Macrona – Gabrielem Attalem! Le Pen w II turze może liczyć według wspomnianego badania nawet na 51 proc. poparcia! Gdyby do II tury wszedł w miejsce Attala były premier Edouard Philippe, obecnie mer Hawru, to w starciu z Marine pada remis 50:50. „Zwycięstwo Marine Le Pen nie jest już czymś nie do pomyślenia, a taki scenariusz nigdy nie był aż tak prawdopodobny” – oceniał wyniki sondażu Jérôme Fourquet, politolog i jeden z dyrektorów Ifop.

Wygląda na to, że „republikański kordon sanitarny” tworzony od lat wokół prawicy może już nie zadziałać. Komentatorzy zwracają uwagę, że Le Pen udało się przełamać opinię o „antyrepublikańskim” charakterze jej partii. W tym temacie znacznie większe problemy obecnie ma kandydat lewicy Melenchon, który swoim zaangażowaniem na rzecz Palestyny i krytyką Izraela został niemal wyrzucony poza „republikański nawias”. Okazuje się, że postacią Marine Le Pen nie da się już łatwo straszyć wyborców, a we francuskiej polityce robi się całkiem ciekawie…

Nowe formy cenzury

Przebicie „szklanego sufitu” w sondażach i debacie publicznej przez prawicę spotyka się z kontrą w świecie mediów głównego nurtu. Warto zauważyć, że w wielu krajach europejskich utrwalił się podział na rzeczone media mainstreamowe z podobnym spektrum widzenia świata i polityki oraz media „niszowe” jedynie tolerowane, ale i to tylko do czasu, gdy z owej niszy nie próbują za bardzo wychodzić.

Pojawienie się mediów społecznościowych niewiele nad Sekwaną zmieniło. Fundamenty mainstreamu zostały jedynie lekko naruszone, ale szybko i w sieci znalazły się narzędzia prewencji przed niewygodnymi dla władzy treściami. Cenzura zaczęła pojawiać się na portalach społecznościowych od 2010 r., a na Facebooku, Twitterze czy Instagramie wszystko, co nie zgadzało się z ideologicznymi kanonami lewicowego progresywizmu, było systematycznie zawieszane, ukrywane, lub po prostu usuwane. Poletkiem doświadczalnym cenzury okazał się zwłaszcza czas pandemii Covid-19.

Wróćmy jednak do mediów tradycyjnych. We Francji pojawiło się kilka pism prawicowych, a nawet prywatny informacyjny kanał TV CNews, który gościł m.in. Erica Zemmoura. Zaczął szybko zyskiwać dużą oglądalność. Na kontrakcję nie trzeba było długo czekać. Rada Stanu nakazała ARCOM (odpowiednik naszej KRRiTV) „ponowne zbadanie w ciągu sześciu miesięcy przestrzegania przez kanał CNews zasad pluralizmu i niezależności informacji”. Rada Stanu wezwała do „lepszej kontroli kanału”. To ewenement, bo we Francji większość kanałów, w tym i media publiczne, mają wyraźne „odchylenie lewicowe” i nikt ich na „pluralizm” jakoś nie nawraca. „Czujność” recenzentów dotyczy jedynie poglądów prawicowych.

Nic dziwnego, że po tej decyzji Rady Stanu rozległy się głosy troski o zasady wolności słowa i wprowadzania jawniejszej cenzury. W tym duchu donos do najwyższego Sądu Administracyjnego złożyła lewicowa organizacja „Reporterzy bez Granic”, która zarzuciła CNews „brak równości w prezentowaniu innych nurtów myśli politycznej i niezależności informacji”. W oficjalnym języku mainstreamu stacja awansowała do gatunku „mediów skrajnie prawicowych”. Włączenie do ingerencji w treści mediów sądów administracyjnych i organów kontroli audiowizualnej to tylko wierzchołek góry lodowej. Cenzurowaniu treści służy wiele przyjętych już ustaw o ładnie brzmiących tytułach, które mają strzec społeczeństwo przed treściami rasistowskimi, negacjonistycznymi, przed antysemityzmem, ksenofobią, „mową nienawiści”, homofobią, itp.

Znanym tygodnikiem zarządzał… agent KGB

Sporo hałasu we Francji uczynił artykuł „L’Express”, który po latach ujawnił, że jego szef z lat 70. Philippe Grumbach był sowieckim agentem. Nosił pseudonim „Brok” i pracował dla służb ZSSR. Miał dostęp do najważniejszych polityków Francji tego czasu. „Genialny dziennikarz, ale także zdrajca Francji, który przez trzydzieści pięć lat pracował dla KGB” – opisuje jego historię magazyn „L’Express”. Bywał w pobliżu Mitterranda i Giscarda, ale był też „jednym z największych sowieckich szpiegów w V Republice” – mówił obecny redaktor naczelny magazynu Étienne Girard, który wraz z Anne Marion prowadził w tej sprawie wieloletnie śledztwo i dotarł także do archiwów KGB.

Grumbach, używający pseudonimu „Brok”, zmarł w 2003 roku w wieku 79 lat. Był redaktorem naczelnym magazynu od 1956 do 1960, a następnie dyrektorem redakcyjnym do 1974. Od 1946 do 1948 był także sekretarzem redakcji Francuskiej Agencji Prasowej (AFP). Był też członkiem Wysokiej Rady Audiowizualnej w latach 1977-1981 (czyli obecnego, wspomnianego wcześniej ARCOM-u – odpowiednika naszej KRRiTV). Zajmował się też produkcją filmową, a w 1984 powrócił do pracy w prasie. Po drodze zakotwiczył się jeszcze w „Le Figaro”. Do końca nie wiadomo, czy szpiegował z pobudek ideologicznych, czy po prostu dla pieniędzy, chociaż wydaje się, że zaczęło się od ideologii, a później wygrywały już względy materialne. Podobno dostał od Moskwy 399 tys. franków.

Historię popularnego dziennikarza odkryto dzięki dokumentom sowieckim przekazanym po upadku ZSRR na Zachód, czyli tzw. archiwum Mitrochina. Jednak dopiero teraz dziennikarze poszli tropem tej afery. Zresztą nie jest to przypadek, bo rząd obecnie bije na alarm, że Moskwa i teraz stara się wpływać na opinię społeczną.

Po Leonardzie da Vinci przyszła kolej na Moneta

„Terroryści klimatyczni” przeprowadzili we Francji kolejny atak i po obrazie Mony Lisy w Luwrze, zaatakowali i spryskali zupą dzieło Moneta w Lyonie. Wygląda na to, że takie ataki nie tylko nie spotykają się z odpowiednią ripostą, która mogłaby odstraszyć agresorów, ale okazuje się, że niektórzy politycy wręcz zachęcają swoimi wypowiedziami do kontynuacji aktów terroru.

Celem ataku był obraz Claude’a Moneta z 1872 r. Oblano go zupą i dzieło czeka teraz renowacja, bo substancja przeniknęła przez ochronne szkło. Dwójka zamachowców to aktywiści „Riposte alimentaire”, tej samej organizacji, która atakowała Monę Lisę w Luwrze. Muzeum złożyło skargę w związku z aktem wandalizmu. Wyroki w tego typu sprawach są jednak symboliczne. Według paryskiej prokuratury aresztowani aktywiści prawdopodobnie zapłacą tylko odszkodowanie na rzecz organizacji charytatywnej. Łagodność wymiaru sprawiedliwości prowokuje kolejne tego typu zamachy na dziedzictwo kultury.

Co jednak powiedzieć o reakcji mera Lyonu? Ten napisał na „X” (dawniej „Twitter”), że owszem „ubolewa” on, ale „w obliczu kryzysu klimatycznego niepokój jest uzasadniony i odpowiadamy na niego zdecydowanymi działaniami”. Mer Miasta Lyon Gregory Doucet jest rzecz jasna politykiem partii Zielonych (EELV). Na szczęście niektórzy radni zauważyli, że Doucet „chyba nie rozumie swojej misji mera miasta”. „Kiedy atakujemy kulturę, nie ma tak, ale. Wczoraj popełniono dwa niedopuszczalne czyny. Pierwszy to atak na dzieło sztuki ze strony aktywistów, którzy nie rozumieją skutków swoich działań. Drugim jest uzasadnienie tego czynu przez Grégory Douceta, który pokazuje, że nie rozumie swojej misji” – napisał były socjalista, a obecnie polityk obozu Macrona, Georges Képénékian. Z kolei mer 2. dzielnicy Lyonu z centroprawicowej Partii Republikanie Pierre Oliver zażądał od Douceta „jednoznacznego potępienia” tych, którzy „pod przykrywką obywatelskiego nieposłuszeństwa atakują nasze dziedzictwo kulturowe”. Wskazał też na niebezpieczeństwo ich coraz większej radykalizacji. Słowa potępiające Grégory’ego Douceta padały zarówno z lewicy, jak i z prawicy. Przynajmniej szacunek dla kultury potrafi jeszcze niektórych połączyć w Francji…

spot_img

Najnowsze