Po wyborach do europarlamentu ma powstać PiS-light partia, która ma walczyć o głosy umiarkowanych konserwatystów.
Andrzej się waha, ale Mastalerek – go naciska. Tak odpowiedział mi na pytanie, ile prawdy jest w plotkach o partii Andrzeja Dudy, która ma powstać po wyborach do europarlamentu, jeden z byłych członków ekipy obecnego prezydenta.
Marcin Mastalerek (15 września skończy 40 lat) to od kilku miesięcy nowy szef gabinetu Dudy. Złośliwie jest przezywany nadprezydentem. Ci, którzy go nie lubią, twierdzą, że Duda zatrudnił go w kancelarii, aby samemu zacząć wyglądać na poważnego polityka i intelektualistę na tle ministra, który zachowuje się dość niepoważnie.
Mastalerek został w 2015 r. u szczytu swojej politycznej kariery „zamordowany” przez Jarosława Kaczyńskiego. Do szefa PiS dotarła bowiem wieloźródłowa informacja, że kiedy dzwoni do Mastalerka, a ten nie odbiera, to zdarza mu się pokazywać telefon, aby wszyscy widzieli, kogo sobie lekceważy.
Kaczyński postawił wtedy sprawę na ostrzu noża. Na listach PiS będzie albo Mastalerek, albo on. Współtwórca sukcesu Andrzeja Dudy musiał zakończyć w 2015 r. karierę polityczną. Trafił do Orlenu, ale jak dowiedział się o tym Kaczyński, to kazał go zwolnić – w 2017 r.
Niektórzy z dworu PiS mówią, że był to skutek donosów bezpieki PiS, że to Mastalerek przekonywał Dudę, aby zawetował pierwsze, bardzo radykalne reformy sądów w 2017 r. Mastalerek nie obłowił się więc na pisowskiej rewolucji. Już po jej upadku trafił do pałacu prezydenckiego na szefa gabinetu politycznego. Zaczął z „grubej rury”. Powiedział, że Kaczyński powinien odejść z funkcji prezesa PiS.
O co chodzi w zadymie z PiS-light? Jak i co się mówi o ew. ugrupowaniu Dudy?
Zbyt duży negatywny elektorat
Kaczyński i PiS stracili władzę, bo nie zadbali w porę o to, aby mieć koalicjanta. Przysłowie, że buta (pycha) kroczy przed upadkiem, po raz kolejny okazało się prawdziwe. 13 października 2023 r., dwa dni przed wyborami, Kaczyński i Morawiecki byli przekonani, że PiS będzie miał samodzielną większość albo zabraknie mu kilku posłów, których kupi z Konfederacji, Lewicy, Trzeciej Drogi (PSL i Hołownia) lub nawet z Koalicji Obywatelskiej. Przegrana była szokiem. Mateusz Morawiecki obarczał za nią Mariusza Kamińskiego. Szef bezpieki PiS i policji miał stać za akcją ataku na prezes NIK Mariana Banasia i pośrednio na Konfederację (jego syn Jakub Banaś startował z nr 2 w Warszawie z list tej partii). TVP Info opublikowało (według starych, rosyjskich wzorów) nielegalnie nagraną rozmowę Banasia z jego adwokatem prof. Markiem Chmajem. Sensem tej rozmowy miało być to, że Banaś gra na wywalenie PiS w powietrze i liczy, że Konfederacja będzie go w tym wspierać. W ten sposób obniżono notowania Konfederacji, a zdaniem Morawieckiego również zmobilizowano przeciwników władzy PiS, którzy dosyć mieli akcji rodem z postsowieckich dyktatur.
Zdaniem Morawieckiego atak na Konfederację w ten sposób był sabotażem, bo tylko to ugrupowanie (wbrew deklaracjom liderów Sławomira Mentzena, Krzysztofa Bosaka) flirtowało z PiS. Janusz Korwin-Mikke wręcz publicznie powiedział, że taki układ – o koalicji Konfederacja-PiS był klecony przez Przemysława Wiplera, byłego posła tej partii, który rzutem na taśmę został „1” z Torunia.
Brak koalicjanta jest właśnie tym, co uniemożliwia PiS i ludziom stojącym za tą partią myśleć nawet o powrocie do władzy. Powstała więc myśl, aby stworzyć PiS koalicjanta. Dla Mastalerka to jedyna droga powrotu do polityki. Dopóki żyje Kaczyński, nie ma on bowiem powrotu do PiS. Powstaniu nowej partii sprzyjać ma duet polityków Konfederacji Przemysław Wipler (mający doskonałe kontakty z Mastalerkiem) i Krzysztof Bosak. Ten ostatni za utrzymanie stanowiska wicemarszałka (większość polityków PiS wstrzymała się od głosu w jego sprawie) zapłacił poparciem obrony pisowskiego stanu posiadania w Sądzie Najwyższym, Trybunale Konstytucyjnym i prokuraturze. On też wysunął „kompromisową” propozycję PiS, aby zrobić opcje „zero” w Sądzie Najwyższym i Trybunale Konstytucyjnym i później wybierać według parytetów.
Bosak i Wipler mają poważny problem. Nad Konfederacją wisi „widmo” rozłamu. Sędziwy Janusz Korwin-Mikke po tym, jak ogłoszono, że jest usunięty z Rady Liderów i że odmawia mu się prawa do kandydowania w kolejnych wyborach z list Konfederacji – ogłosił założenie partii KORWiN. Poważnie grozi to tym, że Konfederacja nie przekroczy wymaganych 5 proc. do europarlamentu. Dodatkowo w najbliższych miesiącach dojdzie do głosowania ok. 80 założycieli Konfederacji, którzy zdecydują, kto dostanie partyjną dotację. Bosak, Mentzen – w ogóle nie chcą głosowania w tej sprawie. To głosowanie może wygrać bowiem team Braun-Korwin.
To by oznaczało, że Wipler (jako inspirator ataku na JKM) wylatuje z Konfederacji i musi szukać sobie nowego miejsca – partia prezydencka byłaby dla niego jak znalazł. Pomysł polega na tym, aby stworzyć trzy partie, które po wyborach w 2027 r. podobnie jak obecna koalicja wezmą władzę. Ten scenariusz zakłada również, że druga partia – partia prezydencka byłaby „jak znalazł”, gdyby PiS został zdelegalizowany w wyniku ujawnionych przez nową władzę przestępstw. Powołanie nowej partii może też być straszakiem Mastalerka, aby pozwolić mu na powrót do PiS. Wszystko wyjaśni się w tym roku. Bo w 2025 r. środowisko PiS czeka walna bitwa o wszystko. Jeżeli prezydentem zostanie kandydat obecnej koalicji rządzącej, to koniec istnienia PiS stanie się faktem.