Grzegorz Braun sejmową gaśnicą otworzył puszkę Pandory. Nie tylko „zaatakował” starszych i mądrzejszych, co samo w sobie jest „zbrodnią” niewybaczalną, lecz także przysporzył Konfederacji mnóstwa kłopotów na dalszej drodze ku „skrajnemu centrum”.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że wtorek 12 grudnia 2023 roku przejdzie do historii polskiego parlamentaryzmu. Nikt jednak nie przypuszczał, jakie będą tego przyczyny. Wiązano to bowiem z wotum zaufania, jakiego Sejm ostatecznie udzielił rządowi Donalda Tuska. Zanim jednak to nastąpiło, sprawy już zdążyły przybrać dramatyczny obrót. Do akcji wkroczył bowiem, z pełnym rozmachem, Braun.
„Świecką” tradycją III Rzeczypospolitej, z tajemniczych przyczyn, stało się zapalanie świec chanukowych w miejscach sprawowania władzy. I o ile zdecydowana większość tzw. elit bałaby się nawet pomyśleć o tym, by te świeczki zgasić, o tyle Braun po prostu to zrobił, gaśnicą. Biały proszek zaś okazał się papierkiem lakmusowym dla wiernopoddańczych nastrojów wśród „wybrańców narodu tubylczego”.
„Świeckie państwo” w praktyce
O ile skalę „interwencji gaśnicowej”, środki użyte do jej przeprowadzenia, czy też pobudki, z jakich poseł Braun działał, można oceniać rozmaicie, o tyle przyznać z całą mocą należy jedno: akt ten obnażył hipokryzję przykładnych demokratów i miękkie kręgosłupy tych, którzy mają aspiracje, by wejść „na salony”.
Nadmienić trzeba, że Braunowi – oprócz hojną ręką rozdawanej łatki antysemity – próbowano także przyczepić łatkę damskiego boksera. Znajdująca się w pobliżu lekarka Magdalena Gudzińska-Adamczyk chciała powstrzymać „atak na chanukiję”. Jak później sama przyznała, „broniła symbolu religijnego”, który jest dla niej drogi. Mimo że kobieta jako pierwsza napadła na Brauna i zaczęła go szarpać, to z niej zrobiono ofiarę zajścia, ponieważ strumień proszku trafił w jej twarz. Wszyscy przyjęli jej wyjaśnienie za wystarczające na tyle, by nie dostrzegać w tym znamion ataku na posła.
W całej sprawie najbardziej uderza fakt, że ci, którzy jeszcze niedawno domagali się świeckiego państwa, podnieśli rwetes, gdy idea ta została wcielona w życie. Na sali obrad jako pierwszy do sytuacji odniósł się poseł Koalicji Obywatelskiej Witold Zembaczyński. Wskazał jasno, że „została przerwana uroczystość o tle religijnym”. Grzmiał, że „na polskiej ziemi, gdzie wydarzył się holokaust, nie ma miejsca, przestrzeni na akty antysemickie pod dachem wysokiego Sejmu”, a Brauna nazwał „ekstremistą”. Braun zaś podkreślał, że „nie może być miejsca na akty rasistowskiego, plemiennego, dzikiego, talmudycznego kultu na terenie Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej”. – Przypisano mi tutaj pobudki rasistowskie, gdy tymczasem ja właśnie przywracam stan normalności i równowagi, kładąc kres aktom satanistycznego, talmudycznego, rasistowskiego triumfalizmu, ponieważ takie jest przesłanie tych świąt – dodał.
Święto demokracji
Traf chciał, że akurat obrady prowadził wicemarszałek Krzysztof Bosak, który stał się w tej historii bohaterem drugiego planu. Po sprostowaniu Brauna dowodzenie natychmiast przejął marszałek Szymon Hołownia i oświadczył posłowi Konfederacji, że w jego sprawie zbierze się Prezydium Sejmu. Zagroził też, że jeśli „jeszcze raz” z mównicy Sejmowej będzie „obrażał wyznawców innych religii”, to wykluczy go z obrad. Po czym udzielił Braunowi głosu w trybie sprostowania. – Chętnie wykażę Panu, Panie marszałku, ignorancję pańską i wszystkich zebranych w dziedzinie, w której tak śmiało Pan się wypowiada – stwierdził poseł. W tym samym czasie Hołownia orzekł, że polityk Konfederacji „zakłóca obrady Sejmu”, po czym jednym ciągiem odczytał z kartki punkty sejmowego regulaminu, prowadzące do wykluczenia Brauna z posiedzenia Sejmu i poinformował, że do prokuratury zostanie skierowany donos „za zakłócenie obrzędu religijnego na terenie Kancelarii Sejmu”. Później Prezydium Sejmu wymierzyło Braunowi najwyższą możliwą karę – pozbawiło go połowy uposażenia przez trzy miesiące oraz diety poselskiej przez pół roku. W sumie poseł straci ponad 29 tys. zł.
Głosów oburzenia wobec interwencji Brauna nie szczędziła ani lewica z prawej, ani Lewica z lewej strony sali. Przedstawiciele słusznie minionej dobrej zmiany, zastąpionej jeszcze lepszą, w geście „świętego oburzenia” chcieli nawet zrezygnować z zadawania pytań przyszłemu premierowi. To jednak się nie udało. Pojawiały się także głosy próbujące „winę” za „antysemicką zbrodnię” zrzucić na marszałka Hołownię, dzięki któremu Polacy masowo odkryli nową formę rozrywki – oglądanie obrad Sejmu. To kolejne zwycięstwo demokracji czkawką odbiło się samemu Tuskowi, któremu w dniu utworzenia rządu szoł skradł zadeklarowany monarchista, szef Konfederacji Korony Polskiej. Oglądani bowiem przez swe elektoraty czynni demokraci nie mogli pozwolić sobie, by w wystąpieniach zdaniem, choćby najkrótszym, nie potępić czynu Brauna.
Przemysław Czarnek grzmiał o „skandalu”, który „ma wymiar międzynarodowy” i ataku na znajdujące się w pobliżu żydowskie dzieci. Ponadto stwierdził, że za czasów marszałek Elżbiety Witek „nigdy do takich skandali nie dochodziło”. Jarosław Wałęsa był zaś zatrwożony, że poseł Konfederacji „jest zdolny do wszystkiego”. – Jeżeli nie będzie się zgadzał z naszą opinią, ktoś się wyrazi tutaj w sposób, który będzie przeczył jego ideałom, to czy nagle nie wyciągnie jakiejś broni i nie zagrozi naszemu zdrowiu i życiu – grzmiał. Postulował też, by „ograniczyć jego wstęp do Wysokiej Izby maksymalnie, dopóki nie straci tego mandatu”.
Niewolnicy centrum
W Konfederacji 2.0 także obyło się bez zaskoczeń. Co prawda, ostracyzm wobec Brauna poprzedziło kilkadziesiąt długich minut milczenia, ale współprzewodniczący Sławomir Mentzen w końcu zapewnił, że „potępia czyn Brauna”, a „w najbliższej przyszłości podejmie dalsze kroki w tej sprawie”. Twardorękiemu przywódcy wtórował Przemysław Wipler, potępiając działanie Brauna i pod niebiosa wychwalając „tolerancję wyznaniową”. Utyskiwał, że polityk „szkodzi wizerunkowi Polski i polskiej racji stanu” oraz „ciężkiej pracy Koleżanek i Kolegów z Konfederacji”. „Nie można tego tolerować” – oświadczył. Klub Poselski Konfederacji wydał też jednozdaniową uchwałę, w której „potępił zachowanie posła Brauna”. Co prawda jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale od uchwały odcięli się posłowie Korony – Roman Fritz i Włodzimierz Skalik, a Andrzej Zapałowski oświadczył, że jest „za usunięciem świecznika żydowskiego z gmachu Sejmu”.
Ubrany w jarmułkę i trzymający w ręku gaśnicę Janusz Korwin-Mikke nagrał krótki filmik, w którym odniósł się do zajścia. Wskazał, że umieszczanie „żydowskich symboli w Sejmie”, w momencie, kiedy trwa „operacja Izraela na terenie Strefy Gazy”, jest prowokacją. – Kolega Braun zażądał tylko rozdziału kościoła od państwa, przesadnie, ale dobitnie – skwitował. Z kolei Stanisław Michalkiewicz wskazał, że Braun „wykazał się przywiązaniem do konstytucyjnej zasady rozdziału kościoła od państwa w stopniu, można powiedzieć, heroicznym”.
Twardy orzech do zgryzienia miał natomiast Bosak, któremu widmo politycznego ostracyzmu zajrzało w oczy. Lewica złożyła wniosek o odwołanie go z funkcji wicemarszałka, ponieważ „umożliwił posłowi Braunowi wygłoszenie antysemickiego wystąpienia”. Hołownia natomiast oświadczył, że „jeżeli Konfederacja uzna, że poseł Braun nadal będzie miał miejsce w jej szeregach, to nie powinno być miejsca dla przedstawiciela Konfederacji, z panem Braunem na pokładzie, w Prezydium Sejmu”. Partyjni przywódcy twierdzili jednak, że zastraszyć się nie dadzą i – jakoby na złość Hołowni i innym żądnym politycznej krwi – nie usunęli Brauna z Klubu Poselskiego Konfederacji. Został on natomiast zawieszony i zakazano mu zabierania głosu z mównicy sejmowej na czas nieokreślony.
Jedyna racja
Jednak w tym całym zamieszaniu nie zapomniano o wynagrodzeniu kolejnej traumy „starszym braciom w wierze”. Niedługo po interwencji Brauna Hołownia zapowiedział, że to, co zostało ugaszone, znów zapłonie. I tak też się stało, dwa dni później urządzono kolejną sejmową Chanukę. Mimo że ze strony Hołowni pojawiło się bezprecedensowe oczekiwanie, że „marszałek Bosak wtedy też z nami stanie”, przedstawiciel Konfederacji miał na ten czas zaplanowane już inne spotkanie. Jednak, gdyby nie to, nie wiadomo, jak potoczyłyby się dalsze losy.
W czwartek Polacy po raz kolejny przekonali się, na jakim klęczniku kolana zdzierają ich nominowani przywódcy. Marszałek polskiego Sejmu odpalił pierwszą świecę na chanukii, a po nim to samo uczynili przedstawiciele społeczności żydowskiej. Na wszelki wypadek wydał też Straży Marszałkowskiej zakaz wpuszczania w tym dniu Brauna na teren Sejmu. Ceremonii z uciechą przypatrywał się prezydent Andrzej Duda. Nie zabrakło też Marszałek Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i przedstawicieli zwycięskiej koalicji. Konfederacja natomiast wyraziła oczekiwanie, że poseł Braun przeprosi publicznie za swoją „zbrodnię”. Według wicemarszałka parlamentarzysta „wyrządził ogromną krzywdę wszystkim posłom Konfederacji”, a także wyborcom. Rzecznik partii, Ewa Zajączkowska-Hernik, stwierdziła zaś, że Braun powinien publicznie przeprosić, „również tą Panią, która została przez niego poszkodowana”.
Innym bulwersującym aspektem sprawy jest decyzja portalu zrzutka.pl, który zablokował wszelkie zrzutki dla Brauna, które to cieszyły się dużym powodzeniem. Powołano się na regulamin, w którym zakazane jest „organizowanie Zrzutek związanych z pochwalaniem, wspieraniem lub propagowaniem nienawiści, przemocy, dyskryminacji, terroryzmu, faszyzmu lub innych ustrojów totalitarnych, publicznym pochwalaniem zbrodni lub przestępstw lub naruszeniem dóbr osobistych osób trzecich”. Według zespołu prawnego kontekst tych zbiórek… „rodził ryzyko naruszenia” tego punktu oraz „może z dużym prawdopodobieństwem prowadzić do naruszenia obowiązującego w Polsce prawa”, a w zamian zachęcono do wpłat na zrzutkę organizowaną w porozumieniu z Muzeum POLIN i Stowarzyszeniem Żydowski Instytut Historyczny w Polsce.
Mimo że proszek gaśniczy już opadł, to reperkusje tego zdarzenia prawdopodobnie jeszcze długo nie ustaną. Konfederacja 2.0 po raz kolejny pokazała, że gorliwie obiera centrowy kurs „na salony”, odcinając co bardziej ideowe postaci i tracąc po drodze kolejne zęby. I tak znów, zamiast wytykania lewicy jej hipokryzji, urządziła festiwal potępiania własnego posła.