Dziennikarka Karolina Pajączkowska ujawniła informacje dotyczące monitoringu dostaw pomocy dla Ukrainy. Zgodnie z jej relacją, do jednej z dostaw został włożony nadajnik GPS, który wykazał, że sprzęt nigdy nie trafił na front. Dziennikarka powołuje się również na relacje osób związanych z centrum logistycznym w Jasionce pod Rzeszowem, które sugerują, że część broni wypływa na czarny rynek.
– Ktoś włożył do tych dostaw GPS-a. Okazało, że one nigdy nie opuściły Lwowa. I tam leżały przez miesiące – powiedziała Pajączkowska na kanale Biznes Misja.
– Mam znajomych w Rzeszowie. Jasionka, wiemy, że jest tym centrum logistycznym dostaw. Tam są firmy cywilne. Byli żołnierze, najczęściej amerykańcy, którzy… Są takim pomostem pomiędzy U.S. Army, U.S. Government a ukraińskim wojskiem. Oni też mówią, że broń wypływa na czarny rynek – dodała dziennikarka, która wielokrotnie jako korespondent nadawała ze stref konfliktu na Ukrainie.
Podobne twierdzenia pewne kręgi z marszu kwalifikują jako rosyjską dezinformację. W ostatnim czasie jednak problem handlu bronią zaczęły oficjalnie dostrzegać nawet ukraińskie służby.
W jednej z akcji rozbito dwie grupy handlarzy działające w obwodach kijowskim, lwowskim, rówieńskim i czerniowieckim. Członkowie tych grup, udając ochotników, wywozili broń z terenów walk, a następnie przywracali jej właściwości bojowe w prowizorycznych warsztatach. Gotowy sprzęt wysyłali pocztą, a pieniądze przyjmowali w formie przelewów na karty bankowe wystawione na fikcyjne dane.
W innej operacji ukraińska policja, we współpracy z SBU, przeprowadziła aż 700 przeszukań i aresztowała 22 osoby podejrzane o nielegalny handel bronią i amunicją. Podczas akcji skonfiskowano tysiące sztuk amunicji różnego kalibru, karabiny szturmowe, granaty, karabiny maszynowe i granatniki.
Zaniepokojenie procederem wyrażały nawet organizacje międzynarodowe. Na przykład sekretarz generalny Interpolu Jurgen Stock ostrzegał, że broń przekazana Ukrainie może z czasem dotrzeć do grup przestępczych, szczególnie po zakończeniu działań wojennych.
Również Europol potwierdził istnienie dowodów na przemyt broni z Ukrainy. Rzecznik tej organizacji przyznał, że odnotowano przypadki czarnorynkowego handlu bronią palną i sprzętem wojskowym, a policjanci z krajów UE znaleźli „ślady handlu ciężką bronią wojskową”.
Eksperci oceniają, że z nielegalnym handlem bronią „przywiezioną” z frontu będziemy mieli do czynienia coraz częściej. Problem może dotknąć nie tylko Ukrainy, ale całej Europy, podobnie jak miało to miejsce po konflikcie na Bałkanach.
Ukraina miała problemy z przemytem broni jeszcze przed rosyjską inwazją. Według Global Organized Crime Index z 2021 roku, kraj ten był jednym z największych rynków nielegalnie przemycanej broni w Europie. W latach 2013-2015 „zagubiono” lub skradziono około 300 tys. sztuk broni strzeleckiej i lekkiej, z czego odzyskano jedynie nieco ponad 13 procent.