Na świecie dzieje się teraz zbyt wiele, żeby przejmować się Białorusią. To idealny moment na wybory prezydenckie w tym kraju. Zaangażowanie sąsiadów w konflikt na Ukrainie i gorąca sytuacja w innych regionach świata daje przestrzeń do spokojnego przeprowadzenia głosowania i – najprawdopodobniej – dalszego przedłużenia władzy Aleksandra Łukaszenki. Nie bez powodu przyspieszył wybory aż o pół roku.
To będzie już siódma kadencja prezydenta Łukaszenki. Mimo wieku 70 lat i problemów zdrowotnych, a także powtarzających się coraz częściej wypowiedzi o chęci przekazania władzy nowemu pokoleniu – staje do wyborów po raz kolejny. Przy czym „nowe pokolenie” to zgodnie z wprowadzonymi przez niego zmianami prawnymi osoba w wieku co najmniej 40 lat. To eliminuje z „sukcesji” jego syna, 20-letniego Nikołaja, tak często typowanego na kolejnego prezydenta przez komentatorów.
Wybory odbędą się w cieniu inauguracji Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Dlatego tym razem mogą one przebiec bez międzynarodowego oburzenia o fałszerstwa wyborcze. Eksperci twierdzą jednak, że nawet gdyby odbyły się one w pełni demokratycznie, to Łukaszenko ciesząc się olbrzymim poparciem i eliminując najgroźniejszych konkurentów zanim w ogóle mogli zostać kandydatami, zwyczajnie nie miałby z kim przegrać.
Wszak już w listopadzie „na prośbę społeczeństwa” zrezygnowało dwoje jego najpoważniejszych rywali: była rzeczniczka prasowa białoruskiego MSW Wolha Czamadanawa oraz generał rezerwy Sił Zbrojnych Białorusi Sierhiej Babrykau. Oboje stwierdzili, że wsłuchali się w głos społeczeństwa o potrzebie konsolidacji wokół obecnej głowy państwa. Decyzja ta została przez prezydenta odczytana jako bardzo mądry i dojrzały ruch.
W tym miejscu warto przypomnieć, że w więzieniach siedzi aż 1253 opozycjonistów, a wielu z nich uciekło z kraju. Od początku roku obowiązuje prawo zezwalające na odbieranie dzieci osobom skazanym za „przestępstwa polityczne”. Takie rozwiązania mogą skutecznie zapobiec powtórce z 2020 roku, gdzie wyborom towarzyszyły masowe protesty, a Łukaszenko wraz z synem poruszali się w hełmach i kamizelkach kuloodpornych.
Białoruś nie chce, żeby obce państwa komentowały ich procedury wyborcze, dlatego też zamknęła możliwość udziału w głosowaniu w placówkach zagranicznych. Co więcej, prawo zakazuje ubiegania się o urząd prezydenta jeśli kiedykolwiek posiadało się obywatelstwo lub inne przywileje w kraju innym niż sama Białoruś. Wyklucza to możliwość kandydowania większości opozycjonistów, którzy przebywają obecnie poza Białorusią.
Łukaszenko zapewnił sobie również ustawowy immunitet od odpowiedzialności karnej po oddaniu władzy. On i jego rodzina otrzymają specjalne zwolnienia z podatków, świadczenia państwowe (w tym specjalną emeryturę) oraz dożywotnią opiekę medyczną. Jednocześnie robi ukłon w drugą stronę wypuszczając ponad 200 więźniów politycznych na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy. Jest to również próba powrotu na arenę międzynarodową, która będzie konieczna do udziału w rozmowach nt. przyszłości Ukrainy czy pogłębiania więzi z BRICS.
Już 26 stycznia Białorusini oprócz urzędującego prezydenta będą mogli wybrać spośród uważanych bardziej za statystów, niż za opozycjonistów: Aleha Hajdukiewicza, Hanny Kanapackiej, Alaksandra Chiżniaka i Sierhieja Syrankowa. Wynik wyborów raczej nas nie zaskoczy.