Narzucany przez tzw. aktywistów zwierzęcych elektryczny transport do Morskiego Oka stanął pod znakiem zapytania. Ministerstwo klimatu i środowiska przeznaczyło na ten cel 3,6 mln zł z naszych pieniędzy, ogłoszono nawet przetarg na zakup czterech elektrycznych busów. Starosta tatrzański wskazuje jednak, że ktoś się zagalopował.
Testy przeprowadzone w lipcu 2024 roku miały sprawdzić możliwość zastąpienia tradycyjnych konnych fasiągów elektrycznymi pojazdami. Zgodnie z wymogami przetargu, dwa busy miały pomieścić po 15 pasażerów siedzących i 7 stojących, a kolejne dwa – 16 pasażerów siedzących i 3 stojących. Wszystkie pojazdy miały być przystosowane do przewozu osób niepełnosprawnych i wyposażone w silniki o mocy minimum 200 KM.
Starosta tatrzański Andrzej Skupień wyraził jednak swój sprzeciw wobec całkowitego zastąpienia transportu konnego pojazdami elektrycznymi. Jak podkreślił w rozmowie z eska.pl, brakuje odpowiednich regulacji prawnych umożliwiających prowadzenie regularnego przewozu na tej trasie. Zarzucił również władzom Tatrzańskiego Parku Narodowego brak konsultacji i pośpiech w podejmowaniu decyzji.
– Na dzień dzisiejszy dyrektor dysponuje wjazdówkami na jednorazowy wjazd. Natomiast na pewno nie może prowadzić regularnego przewozu. Ten akurat jest obudowany wieloma przepisami, których obecnie nie jesteśmy w stanie spełnić. Ciągle oczekujemy rozmów, które wypracują pewien model i kompromis. Ich nie było. Jesteśmy zaskoczeni tak szybką decyzją bez wzajemnych ustaleń – powiedział na łamach eska.pl Skupień.
Przyszłość transportu do Morskiego Oka pozostaje obecnie niepewna. A to oznacza kolejne miesiące przepychanek. Górale bronią fasiągów jako elementu lokalnej tradycji i źródła utrzymania, podczas gdy tzw. aktywiści zwierzęcy protestują przeciwko przypadkom rzekomego przemęczania koni.