Sytuacja u progu parlamentarnych wyborów staje się coraz bardziej napięta. Niektórzy obserwatorzy sugerują, że niezależnie jaki będzie ich wynik, w kraju może dojść do wojny domowej. Dwa główne ugrupowania, czyli Gruzińskie Marzenie – Demokratyczna Gruzja i opozycyjny Zjednoczony Ruch Narodowy, założony przez Micheila Saakaszwilego, maksymalnie mobilizują swój elektorat i deklarują, że zaakceptują tylko swoje zwycięstwo. Jeżeli nie, to wyprowadzą swoich zwolenników na ulicę, by zdobyć władzę siłą na drodze kolejnej rewolucji. Obie strony wyłożyły już wszystkie karty na stół.
Opozycja, a głównie rzecz jasna Zjednoczony Ruch Narodowy, oskarża Gruzińskie Marzenie, a zwłaszcza jego założyciela Bidzinę Iwaniszwili, o chęć wprowadzenia jednopartyjnej dyktatury i dążenie do likwidacji opozycji. Ten odgryza się oskarżeniem swych adwersarzy o zdradę narodową. Co ciekawe, Iwaniszwili rzucił hasło przekształcenia Gruzji w konfederację składającą się z trzech podmiotów: Gruzji, Abchazji i Osetii Południowej.
Kamień niezgody
Przedwyborcza kampania w Gruzji robi się coraz bardziej zacięta. Założyciel Gruzińskiego Marzenia miliarder Bidzina Iwaniszwili wyraził nadzieję, że wybory staną się czymś w rodzaju procesu norymberskiego dla Zjednoczonego Ruchu Narodowego, w którym Gruzini potępią liderów tej partii, odsyłając ich na zawsze do lamusa. Zdaniem opozycji Bidzina Iwaniszwili chce przekształcić Gruzję w autorytarne, jednopartyjne państwo, w którym naznaczeni przez lidera namiestnicy będą rządzić różnymi dziedzinami życia republiki. Niektórzy z komentatorów uważają, że obecnie Iwaniszwili przygotowuje operację delegalizacji Zjednoczonego Ruchu Narodowego, wykorzystując uzależniony od siebie Sąd Konstytucyjny. Wielu z nich podkreśla, że Iwaniszwili swoją retorykę kieruje do całej opozycji, nazywając ją Zbiorowym Zjednoczonym Ruchem Narodowym. Całej opozycji zarzucił zdradę narodową, której miała się dopuścić, wywołując wojnę z Osetią Południową.
Zamiast doprowadzić do przyłączenia jej do reszty Gruzji, doprowadziła do interwencji Rosji i wojny, która pogłębiła przepaść między Gruzinami i Osetyńcami, powodując faktyczną aneksję Osetii Południowej przez Rosję. Pokojowe przywrócenie jedności terytorialnej Gruzji wodzowie Gruzińskiego Marzenia uczynili jednym z motywów swojej wyborczej kampanii. Przemawiając na wiecu wyborczym w Gorii, czyli mieście, w którym urodził się Stalin i które leżą o krok od granic Osetii Południowej strzeżonych przez rosyjskich pograniczników, Bidzina Iwaniszwili oświadczył: „Musimy znaleźć w sobie siły, żeby przeprosić za zdrajców z Ruchu Narodowego, którzy w 2008 r. rozpętali wojnę z naszymi osetyńskimi braćmi i siostrami”.
Chwytliwa idea
Zwolennicy Gruzińskiego Marzenia uznali, że przeproszenie Osetyńczyków może być wstępem do nawiązania stosunków z Osetią Południową. Idea pokojowego zjednoczenia państwa jest na pewno chwytliwa i może liczyć na poparcie znacznej części gruzińskiego społeczeństwa. Idąc dalej, Bidzina Iwaniszwili oświadczył, że aby jego zwolennicy mogli przeprosić Osetyńczyków za działania ekipy Saakaszwilego, Gruzini muszą udzielić jego partii masowego poparcia, by miała ona w parlamencie większość konstytucyjną. Wtedy to będzie mogła ona zmienić gruzińską ustawę, przekształcając republikę w konfederację gruzińsko-abchasko-osetyńską. Ruch taki, zdaniem Iwaniszwilego, stworzy możliwość do rozmów i kompromisu, który zamknie wielowiekowy spór.
Zdaniem komentatorów nie wiadomo, czy Iwaniszwili razem ze swoją partią chce doprowadzić do historycznego kompromisu między trzema narodami, czy też jest to wybieg wyborczy, mający zapewnić jego partii zwycięstwo w wyborach.
Z działaniami tymi korespondują inne działania Gruzińskiego Marzenia. Ugrupowanie to twierdzi, że jeżeli w wyborach zwycięży Zjednoczony Ruch Narodowy, to Gruzji grozi katastrofa. Zostanie wciągnięta w kolejną wojnę na zlecenie Zachodu, który chce utworzyć na Kaukazie antyrosyjski front.
Komu uwierzą Gruzini?
Nowa wojna, zdaniem Gruzińskiego Marzenia, nie jest Gruzji do niczego potrzebna. Komu ostatecznie uwierzą Gruzini, pokażą najbliższe tygodnie. Stany Zjednoczone liczą, że Gruzini poprą opozycję. By pokazać swoją dezaprobatę względem działań ekipy rządzącej w Gruzji i ubiegającej się o reelekcję, Departament Stanu USA wprowadził sankcje wobec 64 gruzińskich polityków, urzędników i biznesmenów, a także członków ich rodzin. Formalnie za „nadużycie pełnomocnictw w celu ograniczenia podstawowych praw gruzińskiego narodu”, „uleganiu korupcji”, a także „rozprzestrzenianiu dezinformacji sprzyjających stosującemu siłę ekstremizmowi”.
Premier Gruzji Irakli Kobachidze nazwał sankcje „niepoważnymi”. Wyraził ubolewanie, że je wprowadzono. Przypomniał też, że stosunki Tbilisi z Waszyngtonem systematycznie się psuły na przestrzeni ostatnich czterech lat od czasu ostatnich parlamentarnych wyborów w 2020 r. Wtedy to Waszyngton aktywnie popierał Zjednoczony Ruch Narodowy i mimo to partia ta przegrała. Obecnie politycy Gruzińskiego Marzenia twierdzą, że żadnymi naciskami „nie uda się reaktywować w Gruzji reżimu M. Saakaszwili”. Politycy jego partii zadowoleni z wprowadzenia sankcji przeciwko wrogom uważają, że Waszyngton powinien je rozszerzyć. Chcą, by nimi zostali objęci także Bidzina Iwaniszwili, premier Irakli Kobachidze i przewodniczący parlamentu Szałwa Papuaszwili. Po stronie opozycji stoi prezydent Salome Zurabiszwili, co daje jej pewne możliwości.
Jaki scenariusz zaistnieje w Gruzji po wyborach, trudno przewidzieć. Zdarzyć się może praktycznie wszystko…