Strona głównaMagazyn"Patrole obywatelskie", czyli kiedy zawodzi państwo

„Patrole obywatelskie”, czyli kiedy zawodzi państwo

-

- Reklama -

Po co właściwie nam państwo? Kanclerz Jan Zamoyski przedstawił zwięzłą, lecz wszystko wyjaśniającą myśl, że po to mamy Rzeczpospolitą, byśmy mogli zażywać wolności. W bardziej rozbudowany sposób podobną formułę przedstawił Ludwig von Mises, według którego zadanie rządu „polega tyko i wyłącznie na zagwarantowaniu ochrony życia, zdrowia i własności prywatnej przed przemocą”. To, że wszystko, co rząd robi ponadto, pochodzi od złego, jest oczywiste, pozostaje jednak pytanie, co, kiedy nadopiekuńcze państwo, próbując objąć swoimi biurokratycznymi łapskami całą rzeczywistość, zawodzi w podstawowych sprawach.

Przed takim dylematem stanęli mieszkańcy Śremu po tym, jak późnym wrześniowym wieczorem banda przybyszów zaatakowała na plaży nad Jeziorem Grzymisławskim dwóch Polaków. Złośliwcy powiadają, że cała ta tragiczna sytuacja wcale nie musiała mieć miejsca, bowiem gdyby tylko w okolicy ktoś spożywał alkohol w niedozwolonym miejscu albo niezgodnie z przepisami zaparkował samochód, to z pewnością na miejscu byłyby służby. Funkcjonariuszy jednak na czas zabrakło i obywatele naszego ubogaconego kulturowo bantustanu trafili do szpitala, w którym spędzili więcej czasu niż większość południowoamerykańskich napastników w areszcie. Kiedy jeszcze mężczyźni leżeli na łożu boleści, czterech z pięciu imigrantów przebywało już na wolności. Wprawdzie areszt tymczasowy jest w Polsce zdecydowanie nadużywany, ale trudno też dziwić się zaniepokojeniu pośród lokalnej społeczności, gdy imigranci z zarzutami pobicia poruszają się swobodnie ulicami.

- Reklama -

Po tych wydarzeniach nie trzeba było nawet specjalnie nadstawiać uszu, żeby usłyszeć opinię, że policja jest bierna i nie można na nią liczyć. A kiedy zawodzi państwo, pozostaje ludzkie działanie i oddolna inicjatywa. To właśnie wydarzyło się w Śremie, ale też w położonych nieopodal Kórniku oraz Środzie Wielkopolskiej, gdzie liczne grupy dorosłych mężczyzn przemierzały ulice miast.

Celem było zwiększenie poczucia bezpieczeństwa, ale taki widok wzbudził zaniepokojenie części lewicy, która zdaje się z utęsknieniem wyczekiwać, aż zachodnioeuropejskie obyczaje przybędą do nadwiślańskiego kraju. To, o czym entuzjaści otwartych na przestrzał granic marzą, pokazuje relacja, którą wyemitowano w ostatnich dniach na antenie radia WNET. Początkowo słuchaczom mogło wydawać się, że dziennikarz opowiada o jakimś niezbyt cywilizowanym państwie afrykańskim, ale z biegiem audycji wyjaśniło się, że rzecz dotyczy Francji. Pod rządami koalicji październikowej zresztą i w naszym umęczonym kraju w zastraszającym tempie zaczęły pojawiać się exempla zdziczenia obyczajów, nie będące bynajmniej udziałem rodowitych Polaków. Na łamach „Najwyższego Czas-u!” opisywane były przykłady ciemnoskórych „inżynierów” sprawdzających wytrzymałość samochodowych dachów, testujących maczetę w centrum miasta, zasilających biokomponentem katowicki staw albo przeprowadzających badania urologiczne w parku. Takie widowiskowe obrazy z pewnością nie uszły uwadze publiczności, wobec czego można zaryzykować tezę, iż brutalne pobicie na wielkopolskiej plaży jedynie przelało czarę goryczy, która zbierała się w społeczeństwie już od dłuższego czasu. Problem nie jest zatem jednostkowy, co zresztą dobitnie pokazuje przykład podobnego „patrolu obywatelskiego” w Zaniemyślach.

We wsi w powiecie średzkim ktoś rozpuścił plotki, jakoby przybysze mieli fotografować dziewczynki pod szkołą. Mieszkańcy bez zbędnej zwłoki udali się pod budynek, w którym zakwaterowani są imigranci i wytłumaczyli im, dlaczego takie zachowanie nie przystoi i z pewnością nie będzie w naszym dość umęczonym kraju tolerowane. O tym, czy przekaz zostanie zrozumiany przez przyjezdnych, będzie można przekonać się dopiero po pewnym czasie, a póki co wiadomo natomiast, że akcja nie spodobała się policji, która uznała, że takie inicjatywy są zupełnie niepotrzebne. Trudno byłoby oczekiwać odmiennego stwierdzenia, gdyż byłoby to równoznaczne z przyznaniem, że służby sobie nie radzą, a przecież marcowe protesty rolników przed Sejmem pokazały wybitną skuteczność funkcjonariuszy.

„Patrole obywatelskie” mają charakter wolnościowy i pokazują, że w każdej dziedzinie obywatele mogą sobie poradzić bez oderwanej od realnych problemów władzy centralnej. Państwo musi rzecz jasna stać na straży bezpieczeństwa, porządku publicznego i wolności, ale nie należy się łudzić, że akurat na tym odcinku z jakichś tajemniczych przyczyn będzie szczególnie skuteczne. Sytuacje kryzysowe są dobrym papierkiem lakmusowym, weryfikującym przydatność poszczególnych osób, a także instytucji. Wówczas okazuje się, że nie są potrzebne żadne straże miejskie znane głównie z przeganiania najdrobniejszych przedsiębiorców i wlepiania mandatów za złe zaparkowanie auta, a zadania policji można znacznie ograniczyć, dzięki czemu stanie się wydajniejszą organizacją. W ostateczności bowiem, jeżeli gdzieś zaistnieje jakieś niebezpieczeństwo, to wolni ludzie, posiadający broń i prawo do jej używania, powinni sami zorganizować sobie straż sąsiedzką.

Najnowsze