Litr benzyny na stacjach PKN Orlen przekroczył barierę 6,50 zł. Eksperci są zgodni co do tego, że to nie koniec podwyżek. Czy jeszcze w listopadzie będziemy płacić 7 zł za litr?
Rząd mówił swoje, a Polacy wiedzieli swoje i dlatego fakt, że po 15 października, czyli po wyborach parlamentarnych, ceny paliwa zaczęły rosnąć, nikogo nie dziwi.
Wcześniej za paliwo mogliśmy płacić nawet mniej niż 6 zł, a teraz cena benzyny na stacjach PKN Orlen przekracza 6,50 zł.
Dr Jakub Bogucki, analityk rynku paliw z e-petrol.pl, ostrzega, że ceny będą rosnąć dalej, bo te, z którymi mamy do czynienia obecnie, wciąż nie są cenami rynkowymi.
– Od jakichś dwóch tygodni widzimy stopniowy wzrost cen wszystkich paliw, z wyjątkiem autogazu, który rządzi się swoimi prawami. Ceny na rynku hurtowym idą w górę konsekwentnie co najmniej o kilkadziesiąt złotych z dnia na dzień i to powoduje, że już przekraczamy kolejne granice psychologiczne, których przekroczenia można było się spodziewać – zwraca uwagę ekspert.
Specjalista uważa, że poprzednie ceny nie miały szans się utrzymać.
– Jeszcze przed tygodniem płaciliśmy 6,15 zł za litr oleju napędowego i 6,10 zł za litr benzyny. Te ceny, na poziomie ogólnopolskiej średniej, będą wkrótce kształtować się w rejonie 6,30 zł. Sytuacja międzynarodowa jest na tyle napięta, że próby działania z zewnątrz niewiele pomogą – twierdzi.
Dr Bogucki ostrzega, że jeszcze w listopadzie możemy płacić za litr paliwa 7 zł.
– Te ceny będą dążyć do poziomu, który widać w innych krajach o podobnym poziomie życia, co w Polsce. W Czechach czy na Litwie kierowcy już płacą ok. 7 zł za litr paliwa. W Polsce taki pułap jest możliwy przed świętami Bożego Narodzenia. Wiele zależy od sytuacji na Bliskim Wschodzie, na którą patrzą inwestorzy związani z rynkiem naftowym. Izrael nie jest państwem naftowym, ale premia ryzyka związana z niepokojami w regionie jest wysoka – zaznacza ekspert.