Mimo zewnętrznych nacisków, gróźb i sankcji Węgrzy nadal popierają Viktora Orbána i Fidesz. Choć wielu komentatorów przepowiada zarówno jemu, jak i jego partii rychły koniec, to on na przekór wszystkim wydaje się niezatapialny. Mimo trudnej sytuacji gospodarczej poparcie dla Fideszu nie maleje. W każdym razie nie na tyle, że groziłaby im utrata władzy. Udowodniły to ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego, jak i wybory samorządowe.
O takim poparciu polskie partie, aspirujące do sprawowania władzy, mogą tylko pomarzyć. Jak wynika z sondaży, zdecydowana większość Węgrów zdaje sobie sprawę, że sytuacja gospodarcza Węgier nie jest najlepsza, ale winą za to nie obarcza Orbána i Fideszu, ale tzw. czynniki zewnętrzne. Wyborcy Fideszu w pierwszej kolejności obwiniają za obecną sytuację gospodarczą kraju sankcje nałożone na Rosję oraz wojnę rosyjsko-ukraińską. Wbrew różnorakim prorokom partia Orbána wciąż zachowuje dominującą pozycję na węgierskiej scenie politycznej. Wprawdzie pojawiło się nowe ugrupowanie opozycyjne TISZA, kierowane przez Pétra Magyara, ale póki co trudno ocenić, czy jest to jakaś efemeryda i czy na dobre zagości na węgierskiej scenie politycznej. Nie można też zapominać, że Péter Magyar był do niedawna sojusznikiem Orbana. Jego żona Judit Varga piastowała niegdyś stanowisko ministra sprawiedliwości. Być może poprzez nią zdobył jakieś kompromitujące Orbána materiały, ale póki co ich nie ujawnił.
Stworzone przez niego ugrupowanie TISZA, niemające dotychczas swojej reprezentacji w węgierskim parlamencie, w wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego zaszkodziło bardziej dotychczasowej opozycji niż Fideszowi. Opozycyjna partia Momentum nie przekroczyła nawet progu wyborczego. Liderka tego ugrupowania, która nie uzyskała mandatu europosła, Anna Donáth podała się do dymisji, a przywódczyni Koalicji Demokratycznej Klara Dobrev ogłosiła zakończenie projektu opozycyjnego gabinetu cieni. Skończył się on jedną wielką kompromitacją. W wyborach samorządowych Fidesz uzyskał większość w zgromadzeniach we wszystkich 19 komitetach. Fidesz obsadzi też 15 z 25 stanowisk burmistrzów miast na prawach komitetu. Orbán utracił na rzecz opozycji dwa miasta Guor i Nagykanizsa, ale odbił trzy: Miszkolc, Eger, Salgótarján.
Przy rekordowej frekwencji
W wyborach do Parlamentu Europejskiego, przy rekordowej frekwencji wynoszącej 59 proc., Koalicja Fidesz-KDNP zdobyła 44,5 proc. głosów. Opozycyjne ugrupowanie TISZA dostało 29,7 proc. głosów. Jest to bardzo dobry wynik. By jednak go powtórzyć, partia ta będzie musiała stworzyć struktury partyjne, których nie ma, i opracować program. Obecny bazuje na postulacie odebrania władzy Orbánowi i jego partii. Czy będzie w stanie to uczynić – nie wiadomo. Jej charyzmatyczny przywódca Péter Magyar, wbrew pierwotnym zapowiedziom, obejmie mandat europosła, mimo że wcześniej zapowiadał, że tego nie zrobi. Najprawdopodobniej nie chciał zrezygnować ze związanych z tą funkcją apanaży. To raczej niezbyt dobrze wróży jego partii, która wciąż jest na etapie rozwoju. Za rok odbędą się na Węgrzech wybory parlamentarne, które będą miały kluczowe znaczenie dla dalszego rozwoju sytuacji politycznej na Węgrzech. Orbán, jeżeli będzie chciał wygrać, będzie musiał bardziej zewrzeć szeregi swojej partii i swojego koalicjanta, jeżeli nadal myśli o utrzymaniu w parlamencie większości konstytucyjnej. Premier Viktor Orbán twierdzi, że nie lekceważy nowego przeciwnika, choć w czasie kampanii wyborczej do samorządu i Parlamentu Europejskiego starał się go nie zauważać.
Nie polemizował z nim
Nie dyskutował z nim, nie polemizował – po prostu starał się go nie zauważać. Zdaniem obserwatorów była to część jego taktyki. Orbán nie chciał się wikłać w odpieranie zarzutów, że w okresie jego rządów doszło na Węgrzech do upowszechnienia korupcji i naruszenia demokratycznych mechanizmów kontroli i równowagi. Orbán doskonale wie, że partia TISZA jest w zasadzie czymś na kształt „jednoosobowego przedsięwzięcia politycznego”, którego powodzenie zależy wyłącznie od osobowości lidera. Doskonale też zdaje sobie sprawę z tego, że Péter Magyar nie jest żadną nowością na scenie politycznej. Nie odcina się on całkowicie od programu Fideszu. Choć podkreśla potrzebę konstruktywnej współpracy z innymi państwami UE i NATO, to i tak powiela cały program Orbána, mówiący o podtrzymaniu związków gospodarczych z Rosją. Nie chce również, by jego kraj popierał Ukrainę itp. Wie, że jego ziomkowie w zdecydowanej większości popierają to, co europejscy politycy nazywają „prorosyjską narracją rządu Orbána”. Obecnie zapewne umocni się w tym przekonaniu, bo właśnie krytyka owej „prorosyjskiej narracji” było główną przyczyną klęski jego tradycyjnych przeciwników. Nie powinien więc sprawiać Orbánowi kłopotów na forum Unii Europejskiej.
Orbán wie też, że pojawienie się nowego rasowego przeciwnika w postaci partii Pétera Magyana może podziałać na FIDESZ jak szczupak wpuszczony do stawu pełnego tłustych karpi, przyzwyczajonych do domina na tym akwenie. Dotąd Fidesz nie miał żadnych liczących się przeciwników. Teraz, jeżeli jego członkowie będą chcieli pozostać u władzy, to będą musieli wziąć się do roboty. Muszą przynajmniej starać się, by poparcie dla Fideszu pozostało na tym samym poziomie. Jeżeli to się nie zmieni, to w następnych wyborach ponownie wygra w cuglach i pozostanie u władzy.