Pomimo szumnych zapowiedzi antyunijny front jedynie lekko zatrząsnął Brukselą, ale nie był w stanie jej odbić. Co to oznacza dla Starego Kontynentu, a zwłaszcza naszego kraju? O to postanowiliśmy zapytać kilku publicystów i polityków.
Najliczniejszą grupą w Parlamencie Europejskim pozostaje Europejska Partia Ludowa (tzw. chadecja, chociaż chyba tylko z nazwy), która zwiększyła swój stan posiadania ze 176 do 186 eurodeputowanych. Na drugim miejscu znaleźli się Socjaliści i Demokraci, którzy uzyskali 133 mandaty (6 mniej niż w poprzedniej kadencji).
Na podium zmieściła się również liberalna frakcja Odnówmy Europę, która po wyborach będzie miała 82 europosłów (wcześniej 102). Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, do których należy m.in. Prawo i Sprawiedliwość, zdobyli 70 miejsc (o 1 więcej), natomiast grupa Tożsamość i Demokracja – 60 mandatów (do tej pory miała 49 członków). Krótko mówiąc, tak czy inaczej tzw. główny nurt utrzymał większość w Parlamencie Europejskim, a siły uniosceptyczne i suwerennościowe nie zdołały dokonać antyunijnej rewolucji, którą zapowiadały, a na którą wielu z nas od dawna liczyło. Co w związku z tym dalej?
Stanisław Michalkiewicz:
Wybory do Parlamentu Europejskiego nie przyniosły przełomu ani na poziomie krajowym, ani na poziomie europejskim, co byłoby zresztą znacznie ważniejsze. Jeśli chodzi o wynik krajowy, to pokazał on, że scena polityczna jest nadal zabetonowana i podzielona między dwie antagonistyczne formacje, które tak naprawdę nie są do końca aż tak antagonistyczne. One po prostu – nazwijmy to elegancko – przepychają się przy konfiturach władzy. Widać też, że jest coraz mniej miejsca dla pozostałych uczestników naszego systemu demokratycznego. Konfederacja chyba stanowi tu wyjątek, ale ona też nie osiągnęła jakiegoś oszałamiającego wyniku. Zwracam uwagę na to, co powiedział Sławomir Mentzen na temat odejścia Grzegorza Brauna do Parlamentu Europejskiego. Otóż klub poselski Konfederacji miałby zyskać na wartości. Może i zyska, ale wynik Konfederacji zrobił Grzegorz Braun wraz z dwiema innymi kandydatkami, które uzyskały mandaty. Grzegorz Braun dostał ponad 113 tysięcy głosów, a Ewa Zajączkowska-Hernik oraz Anna Bryłka również przebiły 100 tys. Pozostali, którzy się załapali, mieli zdecydowanie mniejsze wyniki, czasem nawet o połowę względem wymienionej trójki.
Lewica, cóż, Proszę Pana – związek partnerski Śmiszka i Biedronia został wprowadzony do Parlamentu Europejskiego, bo najwyraźniej sodomczykowie skrzyknęli się, aby nie rozrywać ich miłości. Może będą mieli komfortowo, ale Polska nic na tym nie zyska, bo oni nie mogą się rozmnażać, więc trudno tu liczyć na przezwyciężenie kryzysu demograficznego. Podobnie moja faworyta Joanna Scheuring-Wielgus, która będzie osamotniona jak trzecia noga w tym związku. Przez jej wyjazd kultura polska poniesie niewymowną stratę. Kto teraz będzie zarządzał kulturą, skoro i pułkownik Sienkiewicz, i wiceministra Scheuring-Wielgus czmychają do Brukseli? Trzecia Droga, Mój Boże. Kobosko czmychnął w ostatniej chwili, zostawiając Hołownię z Kamyszem w garści. Dobrze to nie wygląda…
Na poziomie europejskim niestety nie ma przełomu. Ursula von der Leyen powiedziała całkiem słusznie, że wybory zostały wygrane. W końcu większość mają ludowcy, socjaliści, liberałowie i zieloni. Suwerennościowcy uzyskali wynik wystarczający do groźnego kiwania palcem w bucie. Przez to nastąpi nowelizacja traktatu lizbońskiego. Nawet jakby Parlament Europejski mógł to wstrzymać, to nie będzie komu, więc czeka nas IV Rzesza, a Polska będzie miała status Generalnego Gubernatorstwa.
Łukasz Warzecha, dziennikarz i publicysta:
Na tle wyników ugrupowań suwerennościowych w wielu krajach, nie tylko we Francji, gdzie najbardziej to było widać, ale też w Niemczech, Holandii, Włoszech, a nawet na Węgrzech – a przecież władza Orbana trwa dosyć długo i już się zużyła – wynik PiS-u jest relatywnie słaby. To wyraźna przegrana, choć nie klęska. Widać to również w kontekście bardzo dobrego wyniku Konfederacji. Przyczyny są następujące. Po pierwsze mała wiarygodność PiS-u w najważniejszych sprawach, które pojawiały się w tej kampanii: Zielony Ład, bezpieczeństwo państwa, wojna z Ukrainą itd. Po drugie bardzo słabe – z punktu widzenia nie twardego, prawicowego wyborcy – listy z nazwiskami, które brzmiały jak kpina: Małgorzata Gosiewska, Maciej Wąsik, Jacek Kurski itd. Po trzecie problemy PiS-u związane z różnymi nieprawidłowościami, które były wyciągane tuż przed wyborami. Nawet jeśli nie nazwiemy ich aferami i nie będzie w tych sprawach aktów oskarżenia, na części elektoratu wahającego się musiało to zrobić złe wrażenie.
Z jednej strony widać, że w Unii Europejskiej nie ma jeszcze rewolucji. Główny nurt zdobył wyraźnie więcej głosów, ale poczekajmy na utworzenie się grup w Parlamencie Europejskim. Dopiero wtedy będziemy mieli jasny obraz sytuacji. Z drugiej strony – mimo że to jest tylko wzmocnienie europosłów o orientacji suwerennościowej czy konserwatywnej, a nie uzyskanie przez nich przewagi – ta sytuacja doprowadzi do utrudnień w przepychaniu pewnych rozwiązań. Przykładowo przewodniczący Komisji Europejskiej, zaproponowany przez Radę Europejską, musi zostać zaakceptowany przez Parlament Europejski bezwzględną większością głosów. Ursula von der Leyen może nie mieć już tak łatwo, bo Parlament Europejski nie będzie w pełni funkcjonował, jak kiedyś. Chociaż – jak już mówiłem – nie dojdzie tu do żadnej rewolucji.
Dobromir Sośnierz, kandydat Konfederacji do Europarlamentu ze Śląska, który – niestety – nie dostał się do PE. Zabrakło mu ok. 50 głosów:
Jest to bardzo przykre, ale trzeba jednak pamiętać, że to skutek startu z ostatniego, dziesiątego miejsca. Żeby przebić się z końca listy, walczyłem wraz z garstką sympatyków, podczas gdy Marcin Sypniewski, który startował z jedynki, dostał całe wsparcie od liderów oraz przygniatającej większości struktur, a nawet dodatkową pulę banerów z centrali. Ja nie dostałem nic. Mimo to, tak mało zabrakło, żeby go wyprzedzić. Mimo tak trudnej sytuacji startowej nie udało się zaledwie o włos. Co dalej – jeszcze nie zdecydowałem.
Wynik samej Konfederacji jest oczywiście bardzo dobry. Co zresztą w toku kampanii zapowiadałem. Jeszcze na finiszu kampanii napisałem, że to będzie historyczny, dwucyfrowy wynik – i tak się dokładnie stało. Jeżeli natomiast chodzi o perspektywę europejską, to nie udało się zmienić dotychczasowej większości, ale mam nadzieję, że utrata wpływów w kilku kluczowych państwach trochę otrzeźwi eurokratów, żeby tak ochoczo nie maszerowali w kierunku, który im – jak widać – szkodzi. Może być jednak tak, że ta żółta kartka od wyborców była jednak za słaba, aby osiągnąć taki rezultat.
Rafał Foryś, kandydat Konfederacji do Europarlamentu z Mazowsza:
Jestem bardzo zadowolony z wyniku wyborów. Mnie jako kandydatowi z Mazowsza, gdzie reprezentowałem Konfederację Korony Polskiej Grzegorza Brauna, zabrakło niewiele, bo niespełna 3500 głosów. Nie płaczę, bo mój wynik przysłużył się do ogólnopolskiego zwycięstwa. Dzięki temu uzyskaliśmy ponad 12 proc. poparcia i mamy 6 europosłów. Krótko mówiąc, warto walczyć. Dziękuję za głosy, za oddanie i za pracę – działaczom, sympatykom oraz wszystkim tym, którzy wspierali z tylnego siedzenia, ale nie byli widoczni, dofinansowywali kampanię itd. Na pewno maraton wyborczy nabrał niesamowitego tempa i to wpłynęło na cały sukces Konfederacji. Przeskoczyliśmy dwie partie składowe Koalicji Obywatelskiej, czyli tzw. przybudówki: Trzecią Drogę oraz Lewicę. Świadomość, szczególnie wśród młodych, u których zajęliśmy pierwsze miejsce, znacznie się podniosła. Starsi również udzielili nam szerokiego poparcia. To oznacza, że warto budować Konfederację i rozwijać ten projekt w duchu cywilizacji łacińskiej.
Jeżeli chodzi o perspektywę europejską, to będzie trudno zatrzymać ten walec z Brukseli, który chce nas zaorać. Mimo wszystko jestem pewien, że da się odwrócić jego kierunek, tak aby zmiażdżył samych eurokratów. Docelowo musimy zatrzymać ten zły trend i zablokować wszystkie szalone dyrektywy, które nam zagrażają. Wariatów trzeba odsuwać od władzy.
Karolina Pikuła, kandydatka Konfederacji do Europarlamentu z Podkarpacia:
Kto może, ten pije szampana. Grzegorz Braun jest zwycięzcą z okręgu Świętokrzyskie i Małopolskie. To spektakularny, najlepszy wynik indywidualny w Konfederacji. Co to zmienia? Daje to ogromną satysfakcję nam, jako koroniarzom, a także taki impuls, że idziemy w dobrą stronę. Korona ma wielki potencjał, a Polacy doceniają nasz wynik. Taka ciekawostka – wynik Grzegorza Brauna z tych wyborów, czyli niemal 120 tysięcy głosów, osiągnięty tylko w dwóch województwach, jest wynikiem z 2015 roku w wyborach prezydenckich z całej Polski. Jest to więc też świetny prognostyk dla Grzegorza Brauna właśnie jako przyszłego kandydata na prezydenta. To daje wszystkim członkom Korony ogromnego kopa energetycznego. Tak czy owak cała Drużyna Brauna z dwójek utrzymała drugie miejsca. Rafał Foryś z jedynki prawie wszedł, tak samo prof. Mirosław Piotrowski. Summa summarum, Podkarpacie zrobiło taki wynik, że kolega Tomasz Buczek z Ruchu Narodowego, którego też serdecznie pozdrawiam i raz jeszcze gratuluję, uzyskał mandat. W drużynie raźniej, w kupie siła. Konfederacja mimo swoich wad jest projektem, który – jak widać – ma sens.
Janusz Korwin-Mikke:
Założona niedawno partia KORWiN startowała z listy „Bezpartyjni Samorządowcy– Normalna Polska w Normalnej Europie”. Pierwszą przyczyną takiego, a nie innego wyniku są moje zaniedbania i niedociągnięcia. Uzyskałem oczywiście najwięcej głosów w Polsce z naszej listy, ale przy dużym wysiłku mógłbym ten wynik podwoić. Jednak gdybym nawet włożył dwa razy więcej wysiłku i pieniędzy i uzyskał w Okręgu 11 dwa razy lepszy rezultat, podniosłoby to ogólny wynik o 0,09 proc.
Drugą i zasadniczą przyczyną jest brak o nas informacji. Komitet o nowej nazwie nie ma żadnych szans bez przynajmniej neutralności mediów – zwłaszcza, że podawany w mediach pierwszy człon nijak nie pasował do wyborów unijnych (NB. „PolExit” z nazwą opatrzoną i jak najbardziej na miejscu, uzyskał znacznie mniej głosów). Tymczasem byliśmy przez media kompletnie przemilczani, jedynym wyjątkiem była debata w Super Expressie, którą jednak oglądało na żywo 30 tys. osób. Debata na renomowanej SGH, w której wzięli udział m.in. p. Ewa Zajączkowska-Hernik, WCzc. Michał Szczerba i ja – nie była transmitowana na żywo, nie została (podobno…) zapisana, a oglądało ją… 30 studentów!!!
Natomiast w debacie w TVP reprezentował nas p. Marek Woch, szef Bezpartyjnych Samorządowców, który wystąpił poprawnie, ale niczym się w pamięci widzów nie zapisał. Nie poinformował również, że z listy startuje partia KORWiN – a powinien był to zrobić co najmniej trzy razy… I to już był dla nas koniec wyborów.
Bo była to w ogóle dziwna koncepcja. Bezpartyjni Samorządowcy (BS) uzyskali w wyborach samorządowych, do których świetnie pasowali – 3,01 proc. i zawarli sojusz z partią KORWiN by razem przekroczyć 5 proc. Po czym… bardzo starannie ukrywali nasz start „by nie odstraszyć rdzennego elektoratu BS”! Ostrzegałem, że w wyniku otrzymamy 1 proc. – i tak się stało.
Ponieważ milczały o nas wszystkie media, sondażownie, Facebook zablokował mi konto (z 800 tys. obserwującymi), zamilczali nas nawet nasi koalicjanci. Jedynym sposobem komunikacji był mój X (Twitter). Jednak przed wyborami Tweety oglądało paręset tysięcy ludzi – a z okazji wyborów oglądalność zawsze mi się znacznie zwiększała – to tu X ograniczył moją bańkę do 30 tys. (!!!), rzadko przebijane przy jakichś neutralnych Tweetach. I tu dochodzimy do trzeciej przyczyny.
Otóż jeżdżąc po Podbeskidziu, Śląsku, Zagłębiu itd., spotykałem się z entuzjazmem na ulicach. Ludzie podchodzili, ściskali rękę, robili zdjęcia, brali autografy… i w ponad 90 proc. mówili: „Panie Korwin! Ja zawsze z Panem! Zawsze będę głosował na Konfederację!”. Przekonanie, że ja to Konfederacja, było powszechne, nie tylko wśród prostych wyborców. Wszędzie. Nawet WCzc. Szymon Hołownia powiedział, że „Konfederacja ma na listach Janusza Korwin-Mikke czy Grzegorza Brauna (…). Dziś wybór jest prosty. (…) Wiem, że nie jesteśmy doskonali, popełniamy błędy, ale jeśli nie Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia, to Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun. Wybierajcie”.
Ja po prostu dzięki Bezpartyjnym Samorządowcom dodawałem głosy nie im, lecz Konfederacji! Nie tyle, co kol. Grzegorz Braun i gaśnica zapewne – ale zawsze! I to by było na tyle.
Sławomir Mentzen:
(…) Uzyskaliśmy zdecydowanie najwyższy wynik w historii naszego środowiska, staliśmy się trzecią siłą polityczną w Polsce! Ten sukces to zasługa wielu ludzi. Przede wszystkim dziękuję naszym wyborcom za to, że nam zaufaliście. Uwierzyliście, że warto iść do lokalu wyborczego i oddać na nas głos. Uwierzyliście, że to nasi kandydaci będą najlepiej reprezentować was w Europarlamencie, będą najlepiej pilnować tam polskiego interesu. (…) Mam nadzieję, że również dzięki naszym europosłom, w tej kadencji europarlamentu dojdzie do korekty kursu UE. Uda się wprowadzić duże zmiany w Zielonym Ładzie, zablokować zmiany traktatów czy nowe unijne podatki. W całej Europie ludzie zaczynają coraz lepiej dostrzegać kierunek, w którym zmierza UE, są coraz bardziej świadomi wpływu ideologii, która opanowała Brukselę na swoje życie, coraz lepiej dostrzegają to, że Unia Europejska zamienia się w skansen, Europa traci swoją dawną świetność, mierzy się z wielkimi problemami, takimi jak spadek konkurencyjności, nielegalna imigracja czy zagrożenie wojną, a wszystkie recepty UE niestety nie rozwiązują problemów, tylko je pogłębiają. Wracając to tej zakończonej właśnie kampanii wyborczej. Wygrywa ten, kto popełni mniej błędów. Tym razem popełniliśmy ich bardzo mało. Wyciągnęliśmy wnioski z poprzedniej przegranej, naprawiliśmy niektóre błędy, dokonaliśmy liftingu, a także włożyliśmy w tę kampanię bardzo dużo ciężkiej pracy. Patrząc na dzisiejsze wyniki widać, że wyborcy to docenili. Możemy być więc zadowoleni, że wykonaliśmy wszyscy kawał dobrej roboty. W wyborach do Sejmików wyprzedziliśmy Lewicę i zajęliśmy czwarte miejsce. Tym razem jesteśmy również przed Trzecią Drogą, stając się trzecią siłą w polskiej polityce. Nie jest to oczywiście szczyt naszych ambicji. Chcemy dalej się rozwijać, rosnąć, zwiększać poparcie. Już teraz staliśmy się stałym elementem polskiej sceny politycznej, a to przecież dopiero początek naszej drogi. (…) A my mamy w sobie bardzo dużo siły, pasji i determinacji. Jesteśmy teraz trzecią siłą w polskiej polityce. Ale jesteśmy dużo młodsi od naszych konkurentów, mamy przed sobą znacznie dłuższą drogę, mamy więcej energii, wiary i determinacji. Mamy wielkie cele i przy waszej pomocy zamierzamy je zrealizować. (…) (fragmenty wypowiedzi z: facebook.com/slawomirmentzen/).