Psycholog i seksuolog Dominik Haak, który w swojej pracy skupia się przede wszystkim na pracy z pacjentami LGBT, udzielił wywiadu dla „Wprost”. Przyznał w nim, że padł ofiarą nękania przez lewackich aktywistów.
Ulicami Warszawy w sobotę przechodził sześciobarwny marsz. W tym roku zwolennicy LGBTAGD domagali się m.in.: wzmocnienie ochrony prawnej przed mową i przestępstwami nienawiści; małżeństwo i związek partnerski prawem każdego obywatela oraz prawa osób trans prawami człowieka.
Psycholog i seksuolog Dominik Haak tymczasem ujawnił, jak wygląda w praktyce „tolerancja” lewackich środowisk – a sam zalicza się do grupy LGBT.
W rozmowie z Krystyną Romanowską Haak przyznał, że „ataki prawicowców to drobiazg w porównaniu z tym, czego doznał ze strony tzw. młodej, internetowej, lewicy”.
– Krytyka i wyzwiska z powodu mojej orientacji seksualnej spotykają mnie od tak dawna, że stało to się moją przykrą codziennością. Prawdę powiedziawszy: mało rzeczy już mnie rusza, potrafię żyć z tą ciągłą agresją. Walczę o swoją godność w sądzie, kiedy tylko mogę – zastrzegł.
– Co ciekawe – na studiach psychologicznych, tak przecież tolerancyjnych i inkluzywnych, również spotkałem się z nietolerancją i dyskryminacją, a po rozpoczęciu kariery – również w środowisku psychologicznym – dodał.
Haak zajmuje się na co dzień pacjentami z sześciobarwnego środowiska, a także wspieraniem ich postulatów. – Poprzez moje zaangażowanie w prawa osób transpłciowych i niebinarnych, kilka lat temu szybko znalazłem się na celowniku mediów i partii prawicowych – mówił.
Jednocześnie przyznał, że dla niego o wiele bardziej dotkliwe są ataki młodych lewaków. – Okazało się, że jestem szowinistą, a na pewno rasistą (!), zawłaszczam kulturę czarnych, jestem ableistą, transfobem, pasożytem terapeutycznym i człowiekiem „kapitalizujących usługi psychologiczne” – wyliczał.
– Szczerze powiedziawszy: nie spodziewałem się, że atak ze strony lewicy będzie tak wyrafinowany, a zarazem wyniszczający w swojej absurdalności. Nie dość, że atakuje mnie moja własna społeczność – przypomnę, że w latach 2018 -2020 byłem pierwszą osobą, która w mediach z perspektywy specjalisty wypowiedziała się na temat niebinarności – to jeszcze odziera się mnie z moich własnych wartości, w które wierzę w życiu prywatnym – wskazał.
– Czuję się ofiarą cancel culture, choć – przyznam szczerze – zanim mnie to spotkało, nie wiedziałem nawet, co oznacza słynny termin „call out” (zbiorowy atak słowny na konto internetowe cancelowanej osoby i wywoływanie jej nazwiska przy różnych okazjach – przyp. red). Teraz już wiem aż za dobrze, o czym przypominają mi nie tylko objawy stresu potraumatycznego, sterta leków uspokajających, ale także moje stopniowe wycofywanie się z wielu przestrzeni – mówił psycholog.