Janusz Korwin-Mikke podczas swej niedawnej sesji pytań i odpowiedzi, ustosunkował się do tego, czy rozpoczynający się właśnie 2024 rok przyniesie wielką wojnę. Co odpowiedział nestor wolnościowców?
Korwin-Mikke podczas ostatniej sesji Q&A został zapytany o to, czy 2024 roku „będzie rokiem wielkiej wojny czy rokiem negocjacji pokojowych?”.
– Byłem przekonany rok temu, że idzie do wojny (…) tak samo jak twierdziłem, że jak p. Hillary Clinton dojdzie do władzy, to dojdzie do wojny, na szczęście nie doszła i teraz się obawiałem, że jak u władzy są Demokraci w USA, to do wojny dojdzie – powiedział Korwin-Mikke.
Polityk przypomniał, że „Anglicy podjudzali”, ale „po wyborze J.E. Józia Bidena Amerykanie zaczęli nadawać ton”. – Amerykanie jednak mają te wszystkie rakiety w ogromnych ilościach i im nie zależy na wojnie, bo wiedzą, że jakby wojna była, to byłaby atomowa – podkreślił.
Zdaniem Korwin-Mikkego Amerykanie „pewnie by wygrali”, co oznaczałoby zrównanie Rosji z ziemią, ale „pół Ameryki też zostałoby zrównane z ziemią”, wobec czego „nikt nie ma na to ochoty i bardzo się pilnują”.
– Na przykład dają Ukrainie uzbrojenie, ale pod warunkiem, że oni nie będą atakowali terytorium Rosji z tych urządzeń wojskowych – zaznaczył.
– Celem ich jest osłabienie Rosji, a to, że zginie sto czy dwieście tysięcy Ukraińców, to co ich to obchodzi, byle zginęło też jeszcze dwieście tysięcy Rosjan – dodał Korwin-Mikke. – Wojny chyba nie będzie, bo Amerykanie już tego dopilnują – podsumował były poseł.
Korwin-Mikke: Szanse nie są ogromne, ale są – i trzeba je wykorzystać