Od 2026 roku mają wejść nowe przepisy i poważne zmiany w tzw. umowach o pracę. „Obowiązkowe przekształcanie nieprawidłowo zawartych umów cywilnoprawnych w etaty, zdalne kontrole inspekcji pracy, możliwość sprawdzania składek odprowadzanych przez zleceniodawców i co najmniej dwukrotnie większe grzywny nakładane przez inspektorów” – wylicza portal money.pl.
Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS) przygotowało projekt nowelizacji ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) oraz niektórych innych ustaw. Jest to kolejny pokłon przed Brukselą obiecany jeszcze w czasach rządów PiS. Jest to bowiem jeden z tzw. kamieni milowych KPO.
Oznacza to potężne zmiany na rynku pracy.
„Wdrożenie reformy powinno nastąpić do końca czerwca przyszłego roku, jednak projekt ustawy jest już gotowy, a plan zakłada, że wejdzie ona w życie już z początkiem 2026 roku” – podaje money.pl, który dotarł do szczegółów zmian.
Zmuszanie do umowy obłożonej haraczem
„Najważniejsza dotyczy nadania PIP nowego uprawnienia, polegającego na wydawaniu decyzji administracyjnych o przekształceniu nieprawidłowo zawartych umów cywilnoprawnych w umowy o pracę” – podaje money.pl.
Tłumacząc z socjalistycznego na polski, PIP będzie mógł narzucać ludziom, by zawarte przez nich umowy były tzw. umową o pracę, czyli by ich wynagrodzenie zostało obłożone ogromnym haraczem z różnych tytułów. W praktyce człowiek otrzyma znacznie mniejsze wynagrodzenie, jeśli PI uzna, że umowa była zawarta „nieprawidłowo”.
„Decyzja wydana przez inspektora będzie więc od razu rodziła konkretne skutki, np. w zakresie zaległych składek, które wynikałyby z umowy o pracę” – podkreśla portal.
„Projektowany przepis zakłada, że decyzje w tych sprawach będą podlegały natychmiastowemu wykonaniu w zakresie skutków, jakie przepisy prawa pracy wiążą z nawiązaniem stosunku pracy oraz obowiązkami w zakresie podatków i ubezpieczeń społecznych powstałym od dnia jej wydania. W zakresie skutków podatkowych i ubezpieczeń społecznych powstałych przed dniem wydania decyzji, decyzje będą podlegały wstrzymaniu do dnia upływu terminu na wniesienie odwołania, a w przypadku wniesienia odwołania do dnia rozpatrzenia odwołania przez sąd pracy” – napisano w szykowanym projekcie ustawy.
– Sytuacje mają być badane do roku wstecz. Nawet sprawdzane będą umowy, które już się zdążyły zakończyć, bo np. pracownik w międzyczasie się zwolnił – zapowiada dyrektor generalny w resorcie pracy Liwiusz Laska.
Obecnie inspektor kontrolujący firmę w razie uznania, że umowa powinna być obłożona haraczem, może tylko wytoczyć powództwo o ustalenie istnienia stosunku pracy. Rozstrzyga to sąd. Teraz sama PIP będzie o tym decydowała.
„Nasi rozmówcy zarówno z rządu, jak i PIP przyznają, że to droga nieefektywna. W pierwszym półroczu 2025 r. inspektorzy pracy skierowali zaledwie dziewięć powództw o ustalenie istnienia stosunku pracy na rzecz dziewięciu osób. Tylko w jednym przypadku sąd ustalił stosunek pracy” – wskazuje money.pl.
Integracje z innymi urzędami
Kolejna zmiana dotyczy zakresu informacji pozyskiwanych przez PIP od ZUS. Ministerstwo zamierza dać PIP prawa do „nieodpłatnego pozyskiwania wszelkich informacji zgromadzonych przez ZUS w zakresie niezbędnym do realizacji zadań PIP”. Dotychczas uprawnienie dotyczyło tylko informacji zgromadzonych przez ZUS na koncie ubezpieczonego i koncie płatnika składek w zakresie podlegania ubezpieczeniom społecznym oraz informacji o wypadkach przy pracy.
– Państwowa Inspekcja Pracy do tej pory nie mogła wchodzić do firmy, gdzie było np. 100 osób na umowę zlecenia. Bo tam nie ma pracodawcy, tylko zleceniodawca. A PIP może kontrolować tylko pracodawców. W ten sposób firmy unikały kontroli. W ZUS widać, że ktoś płaci miesięcznie parę milionów złotych składki, a jednocześnie nie jest pracodawcą. Po reformie PIP będzie mogła sprawdzić, ile składek dany podmiot odprowadza – powiedział Laska.
W zmianach jest też wprowadzenie możliwości kontroli zdalnych.
„Umożliwi to sprawne przeprowadzenie kontroli w przypadkach np. ograniczenia funkcjonowania urzędu z powodu sytuacji nadzwyczajnych, a ponadto ułatwi podmiotom kontrolowanym komunikację z urzędem. Stanowi też dostosowanie metod prowadzenia czynności kontrolnych do zmieniającej się rzeczywistości” – przekonuje rząd.
Pisowskie zobowiązanie
PiS zobowiązał Polskę przed Brukselą także do zwiększenia wydatków i ilości zatrudnionych osób w inspekcji pracy. Money.pl wskazuje, że „chodzi o przyjęcie budżetu Państwowej Inspekcji Pracy na 2026 rok zwiększonego o co najmniej 10 proc. w porównaniu z tegorocznym”.
Rozmówca z rządu twierdzi, że „obecnie nasza PIP jest niedoinwestowana, a poziom stosowanych tam zabezpieczeń jest wręcz anachroniczny”.
„Wzmocnienie inspekcji w wymiarze kadrowym uwzględnia zatrudnienie 360 nowych pracowników – z tego 190 w przyszłym roku i kolejnych 170 w roku następnym” – czytamy.
W projekcie przewidziano też „co najmniej dwukrotne” zwiększenie grzywny maksymalnej, jaką można nałożyć w postępowaniu mandatowym. Dla przykładu, dziś za zawarcie normalnej umowy zamiast niekorzystnej „umowy o pracę” można otrzymać grzywnę 1-30 tys. zł. Po zmianach będzie to co najmniej 2-60 tys. zł, choć niewykluczone, że zakres ten będzie jeszcze większy.
Ponadto PIP ma być bardziej zintegrowany z ZUS i skarbówką.
– Dziękujemy pani minister Agnieszce Dziemianowicz-Bąk za wsparcie i podjęcie się zadania w postaci wzmocnienia Państwowej Inspekcji Pracy. Cieszymy się szczególnie z podwyższenia wysokości maksymalnych kar, bo dziś średnia wysokość mandatu to 1300 złotych, a przed sądem 2400 zł – komentował MRPiPS Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki.
Niejednomyślność w rządzie
Projekt nie jest w całości popierany przez rząd.
„Jak dowiaduje się money.pl, nie na wszystkie pomysły była zgoda, jeśli chodzi o politycznych decydentów. W rządzie trwały bowiem prace nad możliwością skorzystania z abolicji. Pomysł zakładał, że w terminie 3 miesięcy od wejścia w życie ustawy pracodawca sam mógłby przekształcić nieprawidłowe umowy i wtedy byłaby możliwość niepotrącania mu zaległych składek. Ale z naszych ustaleń wynika, że na takie rozwiązanie nie chciał się zgodzić resort finansów” – czytamy.
– Resort Domańskiego [ministerstwo finansów – red. nczas] nie mógł się zgodzić, bo szuka pieniędzy, gdzie tylko może – powiedział rozmówca zbliżony do rządu.
– Projekt ten nie stanowił bazy dla naszego. Szef PIP chciał wprowadzenia 6-letniej kadencji Głównego Inspektora Pracy i praktycznej nieusuwalności, bo odwołanie mogłoby nastąpić tylko w przypadku zrzeczenia się funkcji, prawomocnego skazania za przestępstwo umyślne lub skarbowe albo z uwagi na trwałą niezdolność do pracy. To byłoby praktycznie dalej idące ograniczenia niż w przypadku Rzecznika Praw Obywatelskich – dodał.
Inny rozmówca z rządu znający kulisy prac nad zmianami ocenia sytuację inaczej.
– Projekt w 90 proc. oparty jest na projekcie PIP. To z niego zaczerpnięto te kontrole zdalne, elektroniczne protokoły, dwuinstancyjność postępowań (okręgowy inspektor, główny inspektor, a dopiero potem sąd pracy – przyp. red.). Od siebie dorzucili przekształcanie umów w etaty, faktycznie odrzucili kadencyjność Głównego Inspektora czy możliwość korzystania z dronów, choć dziś korzysta z nich np. nadzór budowlany – przekonywał.