Byli wierni holenderskiej wspólnoty ewangelikalnej De Deur powołali fundację De Deur Uit, zarzucając kościołowi manipulację, nadużycia seksualne i łamanie wolnej woli. Wierni byli poddawani kontroli, a opuszczenie grupy wiązało się z traumą.
Byli członkowie holenderskiego kościoła ewangelikalnego De Deur (pol. „Drzwi”) zawiązali fundację De Deud Uit (pol. „Wyjście za Drzwi”) – jej nazwa to gra słów symbolizująca zarówno fizyczne opuszczenie miejsca, jak i odejście z kontrowersyjnej wspólnoty. Fundacja ma nagłaśniać nadużycia i wspierać osoby opuszczające wspólnotę. De Deur, liczący ponad 60 zborów w Holandii i mający centralę w Zwolle (prowincja Overijssel), należy do międzynarodowej sieci Christian Fellowship Ministries (CFM) i działa od lat 70. ubiegłego wieku.
Według relacji byłych członków i ich rodzin wspólnota odbierała im wolność osobistą, nakładała surowe reguły dotyczące relacji i życia prywatnego, dopuszczała się manipulacji i przemocy psychicznej. Niektóre osoby mówią o przypadkach wykorzystywania seksualnego. Pastorzy mieli decydujący głos w sprawach prywatnych, takich jak małżeństwa, a seks przed ślubem był zakazany.
– Mam wyrzuty sumienia, że sama też manipulowałam innymi. Byłam przekonana, że czynię dobro, ale byłam częścią systemu przemocy – przyznaje Amy Tobij, która była członkiem kościoła ewangelikalnego przez 7 lat.
Gino Redel, który był postrzegany jako przyszły lider, mówi: „straciłem wszystko, łącznie z poczuciem siebie. Nie mogłem myśleć samodzielnie. Pojawiły się myśli samobójcze”.
– W pewnym momencie przestaliśmy jako rodzina istnieć. Wszystko kręciło się tylko wokół Kościoła – powiedział Eddy Vos, który przez 18 lat przekazał kościołowi 100 tysięcy euro.
Wielu byłych członków podkreśla, że odejście z De Deur wiązało się z koniecznością zerwania relacji z bliskimi i nowym początkiem w życiu. – Musieliśmy się przeprowadzić, by naprawdę odciąć się od wszystkiego – powiedziała była członek ze Zwolle. Inny rozmówca opisał, że jego siostry, które dołączyły do De Deur, całkowicie zerwały kontakt z rodziną. – Ta wspólnota nas rozdzieliła – podkreślił.
Jednym z inicjatorów fundacji jest Joel Crosby, który odszedł ze wspólnoty sześć lat temu. – To system oparty na strachu, sprzyjający nadużyciom. Chcemy być dla innych „antidotum”, pokazać, że można z tego wyjść – mówi. Fundacja oferuje również wsparcie psychologiczne i prowadzi dokumentację relacji byłych członków.
Ekspert ds. sekt Arjan van Dijk wskazuje, że działalność zamkniętych grup religijnych może prowadzić do poważnych szkód psychicznych. – Nie ma wystarczającej wiedzy wśród terapeutów. Ludzie wychodzą z takich wspólnot z poważnymi traumami – ostrzega. Z kolei z badań Open Universiteit wynika, że sposób opuszczenia wspólnoty, dobrowolny czy wymuszony, ma podobny negatywny wpływ na zdrowie psychiczne.
Lider De Deur, pastor Nomdo Schuitema, odrzuca zarzuty. – Istniejemy od 50 lat, mamy 4000 kościołów na świecie. Zawsze znajdą się niezadowoleni ludzie – powiedział lokalnemu dziennikowi „De Stentor”.
Według najnowszych danych większość obywateli Holandii nie utożsamia się z żadną religią. 17 proc. to katolicy, 14 proc. protestanci (przy znacznym rozdrobnieniu denominacji), 6 proc. to muzułmanie, a 7 proc. należy do innych religii, takich jak judaizm, hinduizm czy buddyzm.