Floryda bije rekordy w liczbie egzekucji. Tylko w tym roku stan dowodzony przez gubernatora Rona DeSantisa wykonał już 15 wyroków śmierci. Pewnym środowiskom tak wymierzana sprawiedliwość bardzo się nie podoba.
W zeszłym tygodniu w więzieniu stanowym na Florydzie stracono poprzez zastrzyk trucizny Normana Mearle’a Grima. Był to weteran wojskowy skazany za morderstwo i gwałt na sąsiadce w 1998 roku. Grim stał się 15. osobą straconą na Florydzie w tym roku.
Gubernator DeSantis podpisał już dwa kolejne aktywne nakazy egzekucji, które mają zostać wykonane jeszcze w listopadzie. Jeśli dojdą one do skutku, Floryda pobije swój dotychczasowy roczny rekord, ustanowiony w 1984 i ponownie w 2014 roku, od czasu przywrócenia kary śmierci przez Sąd Najwyższy USA w 1976 roku.
Alarm podnoszą lewicowe organizacje. „Dzieje się tak, gdy rząd traci sumienie. Kiedy miłosierdzie zastępuje maszyneria. Kiedy zabijanie staje się rutyną, a nasi przywódcy chwalą się liczbą ofiar jak osiągnięciem” – stwierdziła w oświadczeniu organizacja Floridians for Alternatives to the Death Penalty.
Grupy sprzeciwiające się karze śmierci widzą w tym wyłącznie kalkulację polityczną. Ich zdaniem, DeSantis, który w styczniu 2027 roku zakończy drugą i ostatnią kadencję gubernatora, już teraz prowadzi pre-kampanię o Biały Dom.
Do tej pory w 2025 roku w całych Stanach Zjednoczonych wykonano 41 egzekucji. Kolejny stan za Florydą (15) to Teksas, z liczbą 5 egzekucji. Oznacza to, że DeSantis będzie odpowiadał za prawie 40% wszystkich straceń w USA w tym roku.
Nagły wzrost liczby egzekucji zbiega się ze zmianami w stanowym prawie. W 2023 roku DeSantis przeforsował ustawę, która obniżyła wymóg dla ławy przysięgłych do orzeczenia kary śmierci – zamiast jednomyślności (12-0), wystarczy teraz większość 8 z 12 głosów.
Była to bezpośrednia reakcja na wyrok dla Nikolasa Cruza, sprawcy masakry w szkole w Parkland w 2018 roku (17 ofiar). Cruz uniknął kary śmierci, ponieważ trzech z dwunastu przysięgłych sprzeciwiło się jej wymierzeniu.

