Strona głównaMagazynPorażki władz unijnych i niemieckich

Porażki władz unijnych i niemieckich

-

- Reklama -

Tzw. porozumienie handlowe władz Unii Europejskiej z USA (z 27 lipca), które weszło w życie 1 sierpnia, to co najmniej duża porażka władz UE i Niemiec, która m.in. spowoduje dalsze kurczenie się niemieckiego i europejskiego przemysłu – przede wszystkim motoryzacyjnego, stalowego i maszynowego. Tak je też ocenia większość niemieckich i innych komentatorów i polityków. Władze UE z Brukseli kolejny raz pokazały, że nie są ani zdolne, ani chętne do twardych negocjacji i faktycznej ochrony interesów państw członkowskich.

Ta polityczna umowa o wzajemnym handlu nakłada 15-procentowe cła na znaczną większość europejskich towarów wysyłanych na rynki USA. Na niektóre towary, jak stal i aluminium, cła będą jeszcze większe. Ponadto komisarze UE zobowiązali się do nowych i ogromnych zakupów broni i sprzętu wojskowego oraz surowców energetycznych z Ameryki – kosztem po kilkaset miliardów dolarów w ciągu trzech lat (!). W tym ropy naftowej i gazu LNG – wydobywanych w dużej mierze z niezbyt „klimatycznych” skalnych łupków.

Obie strony mają też znieść wszelkie wzajemne cła na różne samoloty i produkty przemysłu lotniczego, na niektóre produkty chemiczne i rolne, na napoje alkoholowe i leki generyczne. Natomiast znaczna większość eksportu produktów i usług firm amerykańskich do krajów UE pozostanie zapewne zupełnie nieoclona lub obłożona cłami w stopniu znacznie mniejszym niż analogiczne produkty europejskie, w tym polskie. Oto kolejny wielki „sukces” władz UE. Wunderbar!

W reakcji na te dość skandaliczne i fatalne zobowiązania przewodniczącej Urszuli von der Leyen i innych euro-komunistycznych komisarzy UE, Związek Niemieckiego Przemysłu (BDI) ocenił, że ogłoszona polityczna umowa handlowa, przewidująca tak „bolesne” 15-procentowe cła na znaczną większość towarów eksportowanych z Niemiec do USA, będzie miała „znaczące i negatywne reperkusje dla niemieckiego przemysłu, który jest w dużym stopniu nastawiony na eksport” (w ostatnich latach do USA trafiało średnio ponad 10,5 procent całego niemieckiego eksportu).

- Prośba o wsparcie -

Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za:

Ponadto „to porozumienie jest w niewystarczającym stopniu kompromisowe i wysyła fatalny sygnał firmom i gospodarkom po obu stronach Atlantyku, które są od siebie wzajemnie uzależnione” – podkreślił BDI, który zrzesza kilkadziesiąt niemieckich organizacji przemysłowych. Mocno krytyczni i sceptyczni wobec tej umowy są także liczni szefowie przedsiębiorstw i ekonomiści z Niemiec. Kanclerz rządu RFN Fryderyk Merz w swej pierwszej reakcji określił to porozumienie jako „poważnie szkodliwe” dla obu stron. A Manfred Weber – przewodniczący współrządzącej w UE Europejskiej Partii Ludowej przyznał, że „cła w wysokości 15 procent to cios dla Unii Europejskiej i Niemiec”. Natomiast dziennik „Handelsblatt” pisał o przewidywanych „miliardowych stratach dla niemieckiej gospodarki”. Powołał się przy tym na ekspertyzę zamówioną przez ten dziennik w Kilońskim Instytucie Gospodarki Świata. Według wyliczeń Instytutu skutkiem tej umowy będzie spadek PKB Niemiec o co najmniej 0,15 proc. w ciągu pierwszego roku, co by oznaczało stratę około 6,5 miliardów euro. „Handelsblatt” wskazał, że faktyczna skala tych strat i trudności ujawni się dopiero po tym, jak rynki w Europie zareagują na obniżone cła na amerykańskie samochody, farmaceutyki i produkty żywnościowe (wg handeslblatt.com). Udział rynku USA w niemieckim eksporcie farmaceutyków wyniósł w ubiegłym roku 23,8 proc., w eksporcie pojazdów 13 proc. (jego wartość to ponad 34 mld euro), a w eksporcie maszyn 12,6 proc. (31,8 mld euro). W przypadku produktów optycznych i fotograficznych, które obejmują też wiele urządzeń medycznych, udział niemieckiego eksportu do USA wyniósł 14,9 proc., a wartość sprzedanych towarów 11,8 mld euro.

Z kolei np. władze Francji wskazywały w swoich pierwszych reakcjach m.in. na „nieproporcjonalność” ww. umowy i zaapelowały o równowagę w handlu Francji z USA. Minister ds. UE Benjamin Haddad i minister przemysłu Marc Ferracci ocenili 28 lipca, że porozumienie UE i Waszyngtonu w sprawie ceł wnosi wprawdzie do wzajemnych relacji i do gospodarki „pewną stabilność”, ale jest „nieproporcjonalne”. Bo większość towarów z Francji i UE będzie w USA opodatkowana wysokimi cłami, a towary i usługi amerykańskie importowane do Europy nie będą w ogóle oclone lub tylko minimalnie. Premier François Bayrou stwierdził na X, że właśnie nastąpił „mroczny dzień”, bo „Europa godzi się z jej podporządkowaniem” [władzom USA].

Chyba najciekawsza okazała się jednak opinia węgierskich posłów do parlamentu UE – tych z rządzących w Budapeszcie od 15 lat partii Fidesz i chadeków. Stwierdzili oni we wspólnym oświadczeniu, że ww. „porozumienie handlowe” zawiera m.in. jakąś „tajną klauzulę promującą interesy Ukrainy” i zażądali jej upublicznienia – jak to przekazała węgierska agencja MTI. Wyrazili przypuszczenie, że „brukselskie kierownictwo UE chce nadal finansować wojnę na Ukrainie kosztem europejskich podatników i bez konsultacji z wyborcami”. Ci posłowie do parlamentu UE określili umowę komisarzy UE z prezydentem Trumpem jako „katastrofalną” i nazwali ją „kolejnym aktem zdrady”. Bo jest ona „następnym dowodem na to, że brukselska biurokracja odwróciła się od interesów europejskich rodzin i przedsiębiorstw”. I „to już kompletny absurd, że brukselscy biurokraci, bez żadnego upoważnienia [ze strony państw UE] zobowiązują się do wielkich inwestycji i zakupów [w USA] w imieniu europejskich firm – zamiast pracować na rzecz wsparcia tych firm i poprawy ich konkurencyjności” (wg PAP). Tak napisali w swoim oświadczeniu węgierscy posłowie. Richtig!

Tak więc szykują się nowe i duże problemy gospodarcze i kłopoty dla rządzących Niemcami partii, ministrów i urzędników, w tym przede wszystkim dla kanclerza Fryderyka Merza i kilku jego najważniejszych ministrów.

Inne problemy i porażki kanclerza Merza i rządu

23 lipca okazało się, że kanclerz rządu Niemiec i szef CDU Fryderyk Merz ma już najniższe w historii RFN społeczne poparcie jako kanclerz rządu i poważne kłopoty – po zaledwie 78 dniach urzędowania. Badanie renomowanego instytutu Forsa, opublikowane 23 lipca, stwierdzało bowiem, że poparcie dla szefa rządu wynosi już zaledwie 28 proc. ankietowanych. Tylko tylu pytanych wyrażało jakieś bliżej nieokreślone zadowolenie z działań i prac kanclerza. W dodatku okazało się, że to poparcie dla kanclerza Merza gwałtownie spadło – aż o 15 procent w porównaniu z poprzednim badaniem ww. instytutu, przeprowadzonym w połowie czerwca br. Co wpłynęło na tak duży spadek poparcia?

Przyczyn tego spadku jest z pewnością co najmniej kilka: nadal postępujące, choć stopniowo, wzrosty kosztów żywności, mieszkań i życia w Niemczech, bezwarunkowe i niemal całkowicie bezkrytyczne poparcie kanclerza i całego rządu RFN dla bardzo agresywnych i ludobójczych działań władz Izraela w Gazie, Syrii, Libanie i innych krajach, polityka zagraniczna kanclerza i jego ministrów – w oczach wielu przeciętnych Niemców zbyt uległa wobec zaleceń i wymagań władz USA, Wielkiej Brytanii i Izraela, rosnące problemy i koszty Niemiec związane z milionami imigrantów – i tych nielegalnych i legalnych, upadki kolejnych tysięcy małych i średnich niemieckich firm rodzinnych – głównie z powodu fatalnych skutków unijnej i niemieckiej polityki „zielonego ładu”, „ochrony klimatu” itd. A także kilka innych ważnych przyczyn, jak np. zbyt duża i zbyt kosztowna (w odczuciach wielu przeciętnych Niemców) niemiecka pomoc wojskowa i finansowa dla kijowskiej Ukrainy.

Jednym z konkretnych wydarzeń, które zapewne też wpłynęły na nagły spadek popularności obecnego szefa rządu RFN, a co za tym idzie także popularności CDU i rządu jako całości, a do których doszło w połowie lipca br., była sprawa wyboru trzech nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego RFN. Bundestag miał dokonać wyboru tych sędziów jeszcze przed wakacyjną pauzą w sierpniu br. Ale nie dokonał i sprawę odłożono „na jesień” z powodu nieuzyskania wymaganej większości dwóch trzecich głosów przez kandydatkę SPD – Frauke Brosius-Gersdorf. Kandydatów na sędziów Trybunału wskazywały bowiem różne parlamentarne partie, w tym rządząca lewicowa SPD, która wskazała dwie „postępowe” kandydatki. W tym sędzinę Brosius-Gersdorf, która od dawna wyznaje komunistyczno-ekstremistyczne poglądy proaborcyjne, gendrowo-płciowe itp. Kilka lat temu, w okresie covidowym, opowiadała się za wprowadzeniem przymusowych szczepień dla wszystkich. Opowiadała się też za możliwą delegalizacją opozycyjnej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Tę jej niezwykle kontrowersyjną kandydaturę zaakceptował również, wbrew opiniom większości działaczy i posłów CDU i bawarskiej CSU, właśnie sam szef CDU i federalnego rządu – Fryderyk Merz. To ściągnęło na niego silną krytykę w szeregach jego własnej partii i „siostrzanej” CSU i ponoć doprowadziło do dotychczas najpoważniejszego politycznego kryzysu w rządowej koalicji CDU/CSU–SPD – sprawującej władzę federalną od 6 maja br. Bo „demokraci” z SPD zarzucili posłom i kierownikom CDU i CSU złamanie wcześniejszego porozumienia z SPD i zignorowanie faktu, że wszystkie kandydatury na sędziów Trybunału zostały już wcześniej zatwierdzone przez odpowiednią komisję Bundestagu. Schlimm!

Warto tu dodać, że w niemieckim Trybunale Konstytucyjnym zasiada od lat aż 16 sędziów. Połowę z nich wybiera Bundestag, a połowę Bundesrat (izba rządów 16 landów RFN). Czyli w praktyce – wszystkie rządzące partie polityczne. Sam kanclerz Merz podczas debaty w Bundestagu został zapytany przez konserwatywną posłankę Alternatywy dla Niemiec – Beatrix von Storch, czy w zgodzie ze swoim sumieniem może głosować za kandydaturą Brosius-Gersdorf, skoro dobrze wie, że najprawdopodobniej będzie ona współdecydować w sprawach życia lub śmierci nienarodzonych dzieci? Merz odpowiedział zdecydowanie „tak”. Przeciwko kandydaturze ww. protestowało oprócz kilkudziesięciu posłów AfD i CDU-CSU, także kilka organizacji katolickich. Krytyczne stanowisko publicznie zajęli biskupi z Bawarii: Stefan Oster z Pasawy i Rudolf Voderholzer z Ratyzbony. We wspólnym oświadczeniu napisali między innymi: „Kto twierdzi, że embrion czy płód w łonie matki nie ma żadnej godności i że posiada mniejsze prawo do życia niż dziecko po urodzeniu, ten dokonuje radykalnego ataku na fundamenty naszej konstytucji”. Przeciwko powołaniu do Trybunału Konstytucyjnego ww. sędzi zaprotestował też arcybiskup Kolonii – kardynał Rainer Maria Woelki. I kolejny raz w tym roku wezwał posłów do ochrony życia dzieci nienarodzonych. Oświadczył, że jeżeli prawo do życia zostanie znów naruszone, to tak naprawdę przestaną obowiązywać też inne prawa. A wówczas w Niemczech „już nie będzie państwa prawa” (wg die-tagespost.de). Sehr richtig!

Dziennik „Die Welt” ocenił, że tzw. nowy kurs CDU pod wodzą Fr. Merza nie tylko nie zmobilizował elektoratu, ale wręcz pogłębił podziały wewnątrz tej partii i oddalił ją od wyborców. Bo poprawa wizerunku kanclerza w maju i czerwcu br. – wynikająca m.in. z jego udanych wystąpień na arenie międzynarodowej – ustąpiła miejsca spadkowi poparcia, gdy w lipcu główna uwaga opinii publicznej powróciła do spraw krajowych.

Najnowsze