Strona głównaWiadomościPolitykaW imię "ochrony klimatu". Dalsze obciążanie przedsiębiorstw

W imię „ochrony klimatu”. Dalsze obciążanie przedsiębiorstw

-

- Reklama -

Przedsiębiorstwa w Niemczech są od kilkunastu lat obciążane wysokimi podatkami, przymusowymi kosztami „ochrony klimatu”, jak np. wciąż wysokie ceny energii elektrycznej, rosnącymi co rok „płacami minimalnymi” i tym podobnymi socjalistycznymi ciężarami. Dodatkowo, podobnie jak w innych krajach UE, przytłacza je wciąż rosnąca biurokracja i przymusowa euro-socjalistyczna sprawozdawczość. Częściowo nowy rząd SPD i CDU-CSU nie ma zaś ani woli, ani pomysłów przeprowadzenia tak potrzebnych gospodarce i mieszkańcom wolnościowych przemian – choćby niewielkich.

Jednym z przykładów tego braku woli pro-wolnościowych przemian i dalszego braku jakiejkolwiek wolnościowej polityki gospodarczej jest decyzja rządu RFN z 27 czerwca br. o obniżeniu podatków i różnych opłat od energii elektrycznej. A więc w konsekwencji o obniżeniu cen prądu – ale tylko „energochłonnym”, dużym firmom przemysłowym i innym dużym odbiorcom (od 1 stycznia 2026 r.). Firmy małe i średnie, a także indywidualni konsumenci, w tym gospodarstwa domowe, mają nadal płacić za prąd po staremu – wiele, najwięcej w świecie. Rządzący mówią, że państwa „na razie” nie stać na obiecaną jeszcze przed lutowymi wyborami do Bundestagu powszechną obniżkę podatków i opłat od tej energii.

Ta decyzja rządu spotkała się w Niemczech z dość powszechną krytyką, w tym m.in. Federacji Niemieckich Organizacji Konsumenckich. A np. dziennik „Augsburger Allgemeine” napisał między innymi: „Najważniejszym wyzwaniem władz wcale nie jest teraz znalezienie w budżecie miliardów na spełnienie tej obietnicy. Koalicja rządowa musi bowiem pilnie opracować projekty, jak obniżyć ogromne koszty całej transformacji energetycznej [rozpoczętej w roku 2011]. Bo to właśnie te wszystkie koszty są prawdziwym motorem kolejnych wzrostów cen energii elektrycznej [trwających od roku 2020]. Jeżeli to nie nastąpi, to w przyszłości rachunki za prąd mogą być jeszcze wyższe”. Ale oczywiście żadnych takich rządowych projektów ani nie widać, ani o nich nie słychać! Podobnie dzieje się w jeszcze bardziej „postępowej” i już bankrutującej Republice Francuskiej i w kilku innych upadających państwach Unii Europejskiej.

W związku z powyższym, kolejni przedstawiciele tysięcy niezadowolonych niemieckich przedsiębiorstw znów zaapelowali do rządu o konkretne zmiany. Tym razem specjalny list otwarty ogłosili szefowie firm i członkowie rad zakładowych z ArcelorMittal Eisenhüttenstadt, BASF Schwarzheide, energetycznej grupy LEAG oraz z innych dużych firm. Napisali w nim między innymi: „Jesteśmy w największym kryzysie gospodarczym od czasów II wojny światowej. W samym zeszłym roku zlikwidowano [w Niemczech] ponad 100 tys. miejsc pracy w przemyśle i to bez możliwości ich zastąpienia. A polityczne obietnice ostatniego rządu federalnego [SPD i Zielonych] dotyczące »zielonego cudu gospodarczego« okazały się niewiele warte”.

- Prośba o wsparcie -

Wesprzyj wolne słowo. Postaw kawę nczas.info za:

Autorzy listu stwierdzili, że prowadzona od kilkunastu lat „transformacja energetyczna” była i jest „operacją na otwartym sercu niemieckiej gospodarki” i już zakończyła się fiaskiem, ponieważ „wycofanie się z energetyki jądrowej i wycofywanie z energii z węgla uzależniło Niemcy od zawodnej energii fotowoltaicznej i wiatrowej oraz od drogiego importu gazu”. Richtig! A „wskutek tego Niemcy mają najwyższe ceny energii elektrycznej w całej Europie”. Sygnatariusze listu chcą więc zakończenia wreszcie tej „chaotycznej ekspansji” kosztownej i niestabilnej energetyki wiatrowej i słonecznej oraz postawienia przez władze na rozwój stabilnych i tańszych źródeł energii (wg jungefreiheit.de). Sehr richtig!

Należy dodać, że w sumie od roku 2019 do końca 2024 w niemieckim przemyśle doszło do przymusowego zlikwidowania aż 217 tysięcy stanowisk pracy – głównie wskutek zbyt wysokich dla tych firm cen i kosztów energii i transportu oraz zbyt wysokich kosztów pracowniczych i socjalnych. W opinii ekspertów firmy EY i szeregu ekonomistów, dodatkowym czynnikiem negatywnie oddziałującym na niemiecki przemysł jest ciągły i duży przerost biurokracji. Przewidują oni, że wskutek powyższych czynników do końca tego roku przemysł w Niemczech może zlikwidować kolejnych 70 tysięcy stanowisk pracy – zwłaszcza w dziedzinie produkcji maszyn i pojazdów (wg dw.com).

Tymczasem jedyne podatkowe ulgi dla przedsiębiorstw, które uchwaliła obecna rządowa większość w Bundestagu (na początku lipca), dotyczą stopniowego obniżania podatku dochodowego od osób prawnych w kolejnych pięciu latach – po raptem 1 proc. rocznie. I poczynając dopiero od roku 2028 (!). Super!

„Zielone” cele i dogmaty nadal najważniejsze

Tak więc wcale nie zanosi się na spełnienie postulatów ww. i innych przedsiębiorstw. Bo koalicyjna umowa post-chadeków z CDU i CSU z socjalistami z SPD i ich cała polityka przewiduje dalszą „transformację energetyczną” i totalną „dekarbonizację”. Tj. dalsze odchodzenie od węgla i wszelkich tzw. paliw kopalnych – zgodnie z euro-komunistycznymi dogmatami „klimatycznymi”, „zielonymi” i tymi od „zrównoważonego rozwoju”. A rząd kanclerza Fryderyka Merza deklaruje między innymi kontynuowanie ogromnych dopłat i zachęt do szerokiej wymiany źródeł ciepła (głównie na pompy ciepła) oraz znaczne zwiększenie finansowania rozbudowy sieci ciepłowniczych. Do 17 lipca br. nadal nic nie wskazywało na to, żeby władze RFN chciały z jakichkolwiek powyższych celów i dogmatów zrezygnować. Pierwsze ponad dwa miesiące rządów gabinetu Merza świadczą o tym, że są kontynuowane i mają być nadal kontynuowane wszystkie główne kierunki i cele „zielonej” Energiewende. Zapowiadane drobne korekty tej „klimatycznej” i zgubnej polityki mają być nastawione wyłącznie na trochę większy pragmatyzm we wdrażaniu tej „transformacji”.

Trochę większy niż miało to miejsce w okresie rządów SPD i Zielonych od grudnia 2021 r. do początku maja br. A także na niedużą redukcję ogromnych kosztów tej polityki dla budżetu RFN oraz dla wybranych końcowych odbiorców energii i pomocy państwa. Zapewne znacznym ułatwieniem dla rządu Niemiec w dalszym finansowaniu tej „zielonej” polityki i totalnej „dekarbonizacji” gospodarki będzie poluzowanie reguł i podwyższenie limitów zadłużania państwa – przeforsowane w Bundestagu już w marcu br. (jeszcze w starym składzie parlamentu RFN). Pod naciskiem radykalnych oszołomów i euro-komunistów z partii Zielonych i z poparciem SPD i większości CDU, w zaplanowanym wówczas nowym wielkim długu RFN zagwarantowano między innymi kolejne ponad 100 miliardów euro na dalszą „ochronę klimatu”, na „Zielony Ład” itd. Sehr dumm und demokratisch!

Jak jednak pogodzić kontynuowanie Energiewende, „dekarbonizacji”, wprowadzanie na siłę i za pieniądze podatników kosztownych i niestabilnych OZE, uciążliwych podatków i opłat od emisji „gazów cieplarnianych” itd. z dalszym rozwojem – choćby małym – niemieckiego przemysłu, transportu i całej gospodarki – pogrążonych już od roku 2019 w okresowych lub ciągłych stagnacjach i recesjach? I to w dodatku przy jednoczesnej politycznej potrzebie utrzymania dotychczasowej społecznej jako takiej akceptacji dla tej „transformacji” – zwłaszcza w sektorach transportu, samochodów, ogrzewania domów, mieszkań itd.?

Liczni niemieccy ekonomiści i inni specjaliści już od ponad roku mówią i piszą, że pogodzenie tego wszystkiego jest absolutnie niemożliwe. Tym bardziej że już za niecałe półtora roku (tj. od stycznia 2027) ma wejść w życie kolejny fatalny przymusowy system i podatek władz UE – tzw. ETS 2. A wprowadzenie tego systemu i podatku we wszystkich krajach UE rząd RFN zdecydowanie popiera od kilku lat. Obecna rządowa koalicja widzi w nim bowiem „centralny element” tzw. polityki ochrony klimatu i deklaruje silne poparcie dla pełnego wdrożenia ETS 2 – zgodnie z neo-sowieckim planem komisarzy i innych władz UE. Zarazem jednak rząd CDU-CSU i SPD na wszelki (polityczny) wypadek zapowiada „dążenie” do wprowadzenia w Niemczech i całej UE „mechanizmów ograniczających niekontrolowany wzrost opłat za emisje” dwutlenku węgla i innych straszliwych „gazów cieplarnianych”. Po to, żeby zmniejszyć „potencjalne” negatywne konsekwencje dotychczasowego systemu ETS 1, a później też ETS 2 dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw (wg DPA). Wunderbar!

Wydaje się, że te zapowiedzi i zastrzeżenia ww. partii i rządu są czynione tylko po to, żeby w razie już całkowitego ekonomicznego niepowodzenia lub krachu kolejnych „zielonych” i „klimatycznych” projektów, rząd mógł się z nich częściowo kiedyś wycofać. Przynajmniej na jakiś czas. I np. znów zamrozić ceny energii czy koszty ogrzewania mieszkań dla gospodarstw domowych – na rok czy nawet dwa. I żeby rząd mógł przeprowadzać inne takie doraźne interwencje – na koszt ogółu podatników. Bo np. przewidywane dalsze podwyżki cen paliw i kosztów wszelkiego transportu i ogrzewania, po wejściu w życie systemu ETS 2 w styczniu 2027 r., na pewno uderzą z czasem już nie tylko w miliony konsumentów uboższych i w firmy „energochłonne”, jak uderzyły ich skutki wprowadzania systemu ETS 1 w latach 2021–2025. ETS 2 uderzy już także w na ogół dość zamożne lub całkiem zamożne elektoraty CDU, CSU, FDP, Zielonych i nawet w część elektoratu SPD w bogatych Niemczech zachodnich i południowych. Co może znacznie zmniejszyć generalne poparcie dla tych partii i dla obecnego rządu RFN w latach 2027–2028. Gut!

Najnowsze