Na przystanku autobusowym z wiatą przy ul. Grójeckiej w Warszawie koczują dwie Ukrainki. Mają ze sobą swój dobytek, którym zajmują całą przestrzeń. Do Polski wjechały legalnie. Przyznały, że nikt ich nie pytał, po co przyjeżdżają do Polski ani nie zadawano im żadnych pytań.
Na wyłączonym z użytku przystanku przy skrzyżowaniu ul. Grójeckiej i Racławickiej koczują dwie Ukrainki. Mają walizki i torby ze swoimi rzeczami, które trzymają na przystanku.
Ukrainki okupują przystanek od kwietnia. Do Polski przybyły z Charkowa. Granicę przekroczyły w Terespolu.
– Przyjechałyśmy do Polski z powodów osobistych. Na granicy nie sprawdzano celu naszej wizyty. Nikt nie zadawał żadnych pytań – przyznała jednak z Ukrainek.
Tu warto wspomnieć, że tak właśnie m.in. wygląda „legalna” imigracja.
– Ludzie przynoszą im jedzenie, dosłownie je utrzymują – powiedziała jedna z mieszkających w pobliżu kobiet.
Sprawą zainteresowała się policja. Ale bezskutecznie.
– Ponieważ prowadzą wędrowniczy tryb życia, policjanci zaproponowali im pomoc. Także Ośrodek Pomocy Społecznej z Ochoty włączył się w te działania. One z tej pomocy skorzystać nie chcą. Została powiadomiona o tym przez nas również ambasada Ukrainy – powiedziała portalowi o2.pl Małgorzata Gębczyńska, rzecznik prasowa Komendy Rejonowej Warszawa Ochota.
– Z moich informacji wynika, że kobiety udały się do ambasady Ukrainy i także nie chciały skorzystać z pomocy, którą im zaproponowano. Jedyne, co możemy zrobić, to kontrolować je. Nie jesteśmy w stanie nikogo zmusić do przyjęcia pomocy – podkreśliła i zaznaczyła, że Ukrainki „przebywają legalnie na terytorium naszego państwa”.
Redakcja o2.pl skontaktowała się z ukraińską ambasadą. Ta jednak póki co nie przysłała żadnej odpowiedzi.
Gębczyńska powiedziała, że ambasada miała zaproponować im pomoc w opuszczeniu Polski. Musiałyby wówczas podpisać dokument, czego nie chcą zrobić.
– One nie wykazują zainteresowania w kwestii podpisania dokumentów. Ambasada stoi otworem, chce im pomóc, tylko że jest wymagany po prostu ich podpis przy dokumentacji. Wszystko leży po ich stronie – przekazała rzecznik policji na Ochocie.
Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji (IOM) potwierdziła, że kobiety nie chcą pomocy. Podobnie mówi Straż Miejska.
– Służby umówiły się z nimi, że udadzą się do konsulatu Ukrainy razem z nimi, ale w momencie przyjazdu panie odmówiły. Z naszych informacji wynika, że one nie bałaganią. Jest tam porządek, czystość, przystanek jest zamknięty i teoretycznie nikomu to nie przeszkadza – przekonywał st. insp. Jerzy Jabraszko, rzecznik prasowy Straży Miejskiej m.st. Warszawy.
Właścicielem wyłączonego póki co z użytku przystanku jest Zarząd Transportu Miejskiego (ZTM). ZTM podjęło interwencję wobec kobiet i na tym się skończyło.
„W sprawach związanych z osobami w kryzysie bezdomności w transporcie publicznym i w jego infrastrukturze współpracujemy z organizacjami pozarządowymi. I tak też było w tym konkretnym przypadku” – przekazał o2.pl Tomasz Kunert, rzecznik prasowy ZTM w Warszawie.
„Każdorazowo po pozyskaniu informacji o osobach w kryzysie bezdomności nawiązywany jest kontakt z przedstawicielami organizacji pomocowych – ze Stowarzyszeniem Pomocy i Interwencji Społecznej, a także ze strażą miejską, a w przypadku podejrzeń naruszeń prawa również z innymi organami porządku publicznego” – dodał.
Nikt nie wie, dlaczego kobiety odmawiają pomocy i o co właściwie im chodzi.