George Simion, który przegrał w drugiej turze wyborów prezydenckich w Rumunii, domaga się anulowania i powtórzenia głosowania. 20 maja napisał: „Oficjalnie proszę Trybunał Konstytucyjny o unieważnienie wyborów”.
Simion wyjaśnił, że swój apel uzasadnia tymi samymi powodami, z jakich odwołano w listopadzie ub. roku I turę wyborów. Chodzi mu o „zewnętrzną ingerencję w proces wyborczy”. Trybunał rumuński unieważnił wybory, bo do II tury dostali się dwaj kandydaci eurosceptycznej prawicy.
Oficjalnie jednak chodziło o ingerencję „zewnętrzną” i wskazywano na Rosję, chociaż nie podano na to żadnych dowodów. W powtórzone wybory ingerowały wspierając kandydata pro-unijnego państwa UE. O takie działania oskarżał np. Francję szef portalu społecznościowego Telegram – Pavel Durov.
Okazuje się jednak, że są „ingerencje słuszne” i „niesłuszne”. Simion na zmianę werdyktu raczej nie ma co liczyć. Jego apelacja zostanie raczej wyrzucona do kosza, bo Rumunia ma mniej więcej takich samych „sorosowych” sędziów, jak i Polska.
Wybory prezydenckie w Rumunii wygrał Nicusor Dan, prounijny polityk i z zawodu matematyk, forsowany przez oficjalne media, ale i kraje UE. Apel Simiona wywołał jednak do tablicy Francję, której Służba Wywiadu Zagranicznego (DGSE) „zdecydowanie odrzuciła” m.in. oskarżenia założyciela serwisu Telegram, jakoby Paryż próbował wpłynąć na wybory prezydenckie w Rumunii.
Generalna Dyrekcja Bezpieczeństwa Zewnętrznego oświadczyła, że „była zmuszona, w ciągu ostatnich kilku lat, kilkakrotnie nawiązać bezpośredni kontakt z Pawłem Durowem, ale tylko po to, aby „stanowczo przypomnieć mu o obowiązkach jego firmy w zakresie zapobiegania zagrożeniom terrorystycznym i pornografii dziecięcej”.