Strona głównaMagazynNie dla marksizmu kulturowego. Walczą z postępowymi praktykami w Europie

Nie dla marksizmu kulturowego. Walczą z postępowymi praktykami w Europie

-

- Reklama -

Pomiędzy krajami UE a USA relacje wyraźnie się psują. Głośno jest o wojnach celnych, próbach wypełniania luki po USA we wsparciu Ukrainy (szczyt „koalicji chętnych” zbierał się w Paryżu 27 marca), ale też iskrzy w wielu innych dziedzinach. Francuskie media „podgryzają” USA na wielu frontach, ale ci nie pozostają dłużni. Być może to także część szerszego projektu Berlina i Paryża, który ma położyć fundamenty pod budowę uniezależniania się UE od USA. Czasami bywa jednak nawet i zabawnie.

Jak twierdzą media nad Sekwaną, ambasada USA „wywiera presję na francuskie firmy”, kwestionując ich „postępowe praktyki”. Firmy otrzymały list z placówki USA oraz kwestionariusz, w którym proszono je o potwierdzenie, że nie praktykują u siebie tzw. „programów antydyskryminacyjnych”, co mogłoby utrudnić współpracę z amerykańskim sektorem publicznym. Rzecz dotyczy przynajmniej kilku francuskich firm. Od pewnego czasu w USA takie programy rzekomo „antydyskryminacyjne” uważane są właśnie za formę dyskryminacji i podważanie równych praw wszystkich pracowników. 28 marca francuskie Ministerstwo Finansów potwierdziło te doniesienia prasowe.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

W dołączonym liście zawarto informację, że „wszyscy kontrahenci Departamentu Stanu muszą poświadczyć, że nie prowadzą żadnych programów promocyjnych DEI (różnorodność, równość i integracja), które naruszają obowiązujące w USA przepisy”. Dodano, że taka „certyfikacja” jest istotna dla decyzji rządu USA o podejmowaniu współpracy. Adresaci listu zostali poinformowani, że „Dekret wykonawczy 14173”, wydany przez Donalda Trumpa, „obowiązuje również wszystkich dostawców i usługodawców rządu amerykańskiego”. Dlatego firmy, które mają podpisane umowy handlowe z rządem USA, są zobowiązane zerwać z praktykami tzw. „polityk równości”.

Europa Suwerennych Narodów

Odwrót od „równości”

W samej Ameryce przywracanie normalności i niemal masowy odwrót od różnych programów promujących kobiety, „osoby rasowe”, „różnorodność pracowników”, „inkluzywizm”, „odmienność seksualną” itp., trwa w najlepsze. Do nielicznych firm, które się nowej fali normalności opierają, należy np. jeszcze Apple, które owe „programy różnorodności” utrzymuje. Administracja Donalda Trumpa jednak nie popuszcza i np. władze mają badać „kwestię dyskryminacji pozytywnej” w koncernie Disneya. Zajmie się tym amerykański regulator rynku telekomunikacyjnego FCC. Disney i jego spółka zależna ABC promują nadal programy „różnorodności, równości i integracji” (tzw. DEI), które były do niedawna niemal obowiązkowe, począwszy od uniwersytetów po instytucje rządowe i duże korporacje biznesowe.

W ostatnich latach Disney uznał promowanie różnorodności za „priorytet swojej działalności”. Jednak od czasu powrotu do Białego Domu Donalda Trumpa, klimat dla „programów integracyjnych mniejszości”, które wprowadzano we wszystkich sektorach amerykańskiego społeczeństwa, zmienił się. Wyrugowano je z instytucji federalnych, ale także z kilku dużych amerykańskich firm, w tym z Google, Mety, Amazona i McDonald’sa. W USA trwa przywracanie normalności i niemal masowy odwrót od „progresywnych” programów, ale okazuje się, że administracja Donalda Trumpa robi swoje i stara się promować likwidację „nadbudowy ideologicznej” biznesu także za granicą. Warto wspomnieć, że moda na „inkluzywizm” przyszła do Europy właśnie z USA, a teraz role się nagle odwróciły.

Postęp jako dziedzictwo

W kontekście nacisków USA media francuskie przytoczyły opinię tubylczego ministerstwa gospodarki, które odpowiedziało, że praktyki narzucane przez Waszyngton „odzwierciedlają wartości nowego rządu amerykańskiego, ale nie nasze”. Dodano, że minister wkrótce „przypomni o tym swoim odpowiednikom w amerykańskim rządzie”. W sumie raczej śmieszne, bo te rzekomo już „nasze praktyki” przecież pochodzą właśnie z… zaatlantyckiego importu. Francuskie Ministerstwo Handlu Zagranicznego tymczasem potępiło „niedopuszczalną ingerencję” i wszystko idzie nawet w kierunku „kryzysu dyplomatycznego” między Francją i Stanami Zjednoczonymi. „Amerykańska ingerencja w politykę inkluzywną francuskich firm, np. groźby nieuzasadnionych ceł, jest niedopuszczalna” – stwierdziło ministerstwo w oświadczeniu przesłanym agencji AFP. Dodano, że „Francja i Europa będą bronić swoich przedsiębiorstw, swoich konsumentów, ale także swoich wartości”.

Jesteś X-em? Nie jedź do USA

Na tym nie koniec owych wojenek o „polityczną poprawność”. Kolejna kwestia to wycofanie amerykańskiego poparcia dla ideologii LGBT, także finansowego ich lobby. I znowu kraje UE próbują działania prezydenta Trumpa podgryzać. Dla przykładu Dania ostrzega „osoby transseksualne” przed podróżami do Stanów Zjednoczonych. „Boimy się, że ludzie zostaną zatrzymani na lotnisku i odmówi się im wjazdu” – oświadczył jeden z tamtejszych liderów ruchu LGBT+ Dania. Zaalarmowany „strachem” takich organizacji rząd Danii ogłosił 21 marca 2025 r. „aktualizację zaleceń dotyczących podróży dla osób transseksualnych do Stanów Zjednoczonych”, w której prosi się o „zasięgnięcie informacji przed wyjazdem”, zwłaszcza jeśli „w paszporcie widnieje płeć X lub zmieniłeś płeć bez zmiany dokumentów”. To oczywiście efekt słynnego, ale dość oczywistego oświadczenia Donalda Trumpa, że są tylko dwie płcie – „męska i żeńska”. Trump oświadczył też, że Stany Zjednoczone będą uznawać jedynie płeć zdefiniowaną przy urodzeniu i nie uznają żadnych określeń typu „X” w przypadku tzw. osób „niebinarnych”.

Dania ma „na pieńku” z Waszyngtonem w sporze o Grenlandię, ale podobne „ostrzeżenia” wystosowały MSZ innych krajów skandynawskich, jak Finlandia, Szwecja, Norwegia i Islandia.

Także Quai d’Orsay ostrzegło francuskich turystów o preferencjach transseksualnych i niebinarnych, którzy chcą podróżować do Stanów Zjednoczonych, przed możliwymi problemami. Strona internetowa MSZ o nazwie „France Diplomatie” zmieniła swoje porady dotyczące podróży „w odpowiedzi na transfobiczną retorykę administracji Trumpa”. Nowe zalecenia uwzględniają „represje administracji” Trumpa wobec imigrantów i „ostrzegają” osoby transpłciowe i niebinarne. Zmiany miały wywołać powtarzające się przypadki odmów wjazdu, a nawet zatrzymań w czasie odpraw na lotniskach. Zalecenie nie jest jednoznaczne. Ministerstwo zauważa jedynie, że obecnie konieczne jest podanie płci dziecka w momencie urodzenia we wnioskach wizowych i przy zezwoleniach na podróż do Stanów Zjednoczonych. Ostrzeżenie dotyczy podróżnych, którzy zmienili płeć lub wybrali rubrykę płeć „X” w paszporcie.

Wydaje się, że bardziej chodzi tu jednak o piętnowanie rzekomej „homofobii” nowej administracji Donalda Trumpa niż rzeczywiste problemy wjazdu obywateli Francji do Stanów Zjednoczonych.

Także Niemcy i Wielka Brytania zwróciły swoim obywatelom uwagę, że nawet „prosty błąd”, np. co do celu podróży lub niewielkie przekroczenie limitu pobytu, może skutkować aresztowaniem i deportacją. W ostatnich tygodniach zatrzymano z tego powodu kilku obywateli Niemiec i jednego brytyjskiego turystę. Odmowę wjazdu usłyszał też francuski pracownik naukowy, który był jednak znany z wielu ostrych i krytycznych wystąpień wobec Donalda Trumpa…

Nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe…

Ciekawa w kontekście działań USA jest postawa Francji. Francuzi narzekają na traktowanie ze strony Waszyngtonu, ale sami w przypadku krajów słabszych też specjalnych skrupułów nie mają. Na przykład francuski Minister Sprawiedliwości Gérald Darmanin opowiada się za „stopniowaną reakcją” wobec Algierii. MSW Bruno Retailleau z kolei chce podjęcia natychmiastowych działań przeciwko Algierowi, a sama lista rozbieżności na linii Algier-Paryż coraz mocniej się wydłuża. Trwa jedynie dyskusja co do proponowanych metod nacisku.

Przyczyn napiętych stosunków jest sporo. Na liście jest np. francuski zwrot dyplomatyczny, który premiuje relacje z Maroko kosztem algierskich roszczeń o „niepodległą” Saharę Zachodnią, są ciągłe pretensje Algierczyków o „kolonialną przeszłość”, aresztowanie pisarza algiersko-francuskiego Sansala, odmowa przyjmowania przez Algier nielegalnie przebywających we Francji i popełniających przestępstwa obywateli, wizerunkowe atakowanie Francji przez mieszkających tu Algierczyków, itd. Czarę goryczy przepełniła odmowa przyjęcia z powrotem około sześćdziesięciu obywateli Algierii, wobec których toczyło się postępowanie deportacyjne. Sprawa jest o tyle ważna, że doszło już we Francji do kilku przypadków terroryzmu właśnie z udziałem Algierczyków, którzy mieli nakaz opuszczenia kraju, a Algier nie chciał ich przyjąć.

Paryż się w końcu zdenerwował. Padły nawet hasła o „upokarzaniu Francji”. Minister Sprawiedliwości Darmanin opowiedział się za „stopniowaną i adekwatną reakcją” na każdy afront ze strony Algierii. Minister Spraw Wewnętrznych Bruno Retailleau 17 marca zawiesił porozumienie z Algierem z 2007 r. dotyczące zwolnień wizowych. Minister Sprawiedliwości zaleca najpierw dotknąć represjami „liderów politycznych i biznesmenów”. Darmanin popiera odwołanie ambasadora Francji w Algierii i zawieszenie wydawania paszportów konsularnych, które dają prawo Algierczykom „do przyjazdu, leczenia się i robienia zakupów we Francji”. Nie wykluczył nawet zakwestionowania porozumień z 1968 r.

Gérald Darmanin wezwał jednak do „rozmów” z Algierią, „wielkim krajem”, którego „granice nas interesują”. „Dyplomacja polega na rozmawianiu z ludźmi, z którymi się nie zgadzamy” – dodał i realistycznie zauważył, że „pewnego dnia i tak będziemy musieli nawiązać stosunki, zawrzeć porozumienia z Algierią”.

Najnowsze