Sytuacja po wyborach parlamentarnych rozwija się tak, jak przewidywali obserwatorzy. Zwycięska partia Gruzińskie Marzenie świętuje, a opozycja twierdzi, że wybory zostały sfałszowane i nie zamierza ich uznać. Skupiona wokół prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili, która od dawna miała na pieńku z rządzącą partią Bidziny Iwaniszwili, ogłosiła, że nie uznaje wyników wyborów. Zamierza organizować protesty i prowadzić je aż do momentu, kiedy rządząca partia odda władzę.
Taki rozwój sytuacji przewidywali politycy „Gruzińskiego Marzenia”. Na długo przed wyborami ostrzegali Gruzinów, że opozycja uzna tylko wyniki, w których zwycięży i nie pogodzi się z wolą większości społeczeństwa. Przewodniczący gruzińskiego parlamentu Szaława Papuaszwili, komentując działania pani prezydent, ogłosił, że wraz z opozycją chce dokonać zamachu stanu. Premier Gruzji Irakli Kobachaidze, odrzucając zarzuty opozycji, oświadczył, że powinna ona pamiętać, że państwo nadal działa i nie pozwoli na żaden przewrót.
W wyborach parlamentarnych w Gruzji zwyciężyła, tak jak zapowiadała, partia władzy. Otrzymała, tak jak przewidywali związani z nią socjolodzy, 54,2 proc. głosów. Opozycja razem wzięta zdobyła 37,3 proc. Wyniki te dają Gruzińskiemu Marzeniu 89 miejsc w parlamencie (pośród 150 wszystkich). Nie jest to większość konstytucyjna, ale wystarczająca do samodzielnego rządzenia. Frekwencja w czasie wyborów była wysoka i sięgnęła 58,94 proc. Była prawie taka sama jak w 2012 roku. Wtedy wyniosła 59,76 proc. Gruzini poszli do wyborów, tak jak wzywała ich do tego opozycja, twierdząc, że uniemożliwi to sfałszowanie wyborów.
Opozycja poszła do wyborów mocno rozdrobniona. Swoich kandydatów wystawiły cztery partie. Opozycja wygrała w wielkich miastach w Tbilisi, Batumi, Poti, Rustawi, Kutaisi, Zugdidi. Jednak nie w sposób miażdżący. Zdobyła w tych miastach od 40 do 49 proc. głosów. Gruzińskie Marzenie zwyciężyło na prowincji. Bidzina Iwaniszwili odwiedzał tam wszystkie miejscowości, osobiście rozmawiał z rodzinami. Wszędzie powtarzał, że Zachód potrzebuje Gruzji tylko do wywołania wojny z Rosją, by odciągnąć jej siły od Ukrainy. Jak mantrę powtarzał, że głosując w tych wyborach, głosują „za wojną lub pokojem”.
W powietrzu czuć było napięcie
W trakcie samych wyborów spokojnie nie było. W powietrzu czuło się napięcie. W lokalach wyborczych dochodziło też do kłótni i sporów. W kilkunastu przypadkach musiała interweniować policja. Jak tylko lokale wyborcze zostały zamknięte, zachodnie kompanie przeprowadzające exit poll na zamówienie opozycyjnych telekompanii „Mtawari” i „Formuła”, ogłosiły zwycięstwo opozycji. Były to „Edison Research” i „Harss X”. Według ich danych Gruzińskie Marzenie uzyskało 40–42 proc. głosów, opozycja razem uzyskała ponad 50 proc. głosów! Opozycja natychmiast zaczęła świętować zwycięstwo, ale to samo zaczęła robić partia Iwaniszwili. Prorządowy kanał telewizyjny „Imedi” opublikował rezultaty badań wyborców, przeprowadzonych przez miejscową kompanię „Gorbi”. Stwierdzały one, że Gruzińskie Marzenie zdobyło 56 proc. głosów. Pierwsze dane Centralnej Komisji Wyborczej były podobne. W opozycji zawrzało. Ogłosiła, że Gruzińskie Marzenie chce ukraść narodowi zwycięstwo. Jej przedstawiciele zaczęli oskarżać władze o kupowanie głosów, dorzucanie głosów do urn, prowadzenie agitacji przez członków komisji wyborczej itp.
Początkowo opozycja ogłosiła, że wyprowadzi ludzi na ulice, by protestowali przeciwko sfałszowanym wynikom wyborów aż do skutku. Jej przedstawiciele zaczęli też wysuwać różne scenariusze. Ogłosili, że zbojkotują parlament i nie przyjmą mandatów i w ten sposób parlament po wyborach nie zdoła się ukonstytuować. Podobny zabieg usiłowała ona zastosować już przy wyborach 2020 r., ale ostatecznie z tego się wycofała, uznając, że wtedy całkowicie straci wpływ na bieg politycznych wydarzeń.
Przedstawiciele „Gruzińskiego Marzenia” oświadczyli, że do ukonstytuowania się parlamentu nie jest potrzebna większość konstytucyjna, ale zwykła większość. Zbierze się i powoła nowy rząd.
Sąsiedzi gratulują
Na powołanie nowego rządu przez Gruzińskie Marzenie liczą zapewne sąsiedzi Gruzji, którzy życzą sobie na pewno uspokojenia sytuacji w republice. Premier Armenii Nikol Paszynian pogratulował premierowi Kobachidze z powodu zwycięstwa jego partii w wyborach: „Mam szczerą nadzieję, że w najbliższych latach dzięki waszemu kierownictwu w Gruzji, a także dzięki naszym wspólnym wysiłkom, współpraca między naszymi państwami będzie stabilnie się rozwijać i rozszerzać”.
Kobachidze pogratulował też lider Azerbejdżanu Ilcham Alijew. Podkreślił również, że Gruzińskie Marzenie to wiodąca siła polityczna Gruzji.
Gratulacje dla premiera Gruzji wysłał też natychmiast premier Węgier Wiktor Orban, w którym napisał: „Gratuluję premierowi Iraklijemu Kobachidze i partii Gruzińskie Marzenie zwycięstwa w dzisiejszych parlamentarnych wyborach z dużą przewagą. Naród Gruzji wie dobrze, co jest dobre dla ich państwa i ich głos został usłyszany”.
Orban zaraz przyleciał do Tbilisi, żeby osobiście pogratulować politykom z Gruzińskiego Marzenia zwycięstwa w wyborach. Jego wizyta jest też niewątpliwie wyrazem moralnego poparcia.
Jak dalej będzie się rozwijać sytuacja w Gruzji, nie wiadomo. Premier Kobachidze zapewnia, że państwo kontroluje sytuację i nie pozwoli na dokonanie zamachu stanu. Opozycja wzywa Zachód do jej poparcia i deklaruje, że będzie protestować do skutku. W pierwszych dniach jej protesty cieszyły się umiarkowanym poparciem. Co będzie dalej, czas pokaże.