Nauczyciel z Bydgoszczy stanął przed sądem oskarżony o stworzenie jednoosobowej grupy przestępczej. Sprawa wskazuje, że padł ofiarą działań służb specjalnych, których agent chciał przejąć dorobek jego życia.
Do 8 lat więzienia – taka kara grozi Andrzejowi Jakubczukowi (wyraził zgodę na podawanie nazwiska) – emerytowanemu nauczycielowi z Bydgoszczy, którego katowicka prokuratura oskarżyła o płatną protekcję i udział w zorganizowanej grupie przestępczej.
Zdaniem śledczych, Jakubczuk wraz z kolegami oferowali przedsiębiorcom korzystne decyzje podatkowe, przy czym mieli się uwiarygodniać, powołując się na znajomości w jednym z urzędów skarbowych. Sprawa przeciwko niemu toczy się już siódmy rok i końca nie widać. Jej przebieg ujawnił zaś toczącą się wokół Jakubczuka grę operacyjną Centralnego Biura Antykorupcyjnego, której beneficjentem był podejrzany biznesmen, od dawna polujący na majątek Jakubczuka.
Piękne miejsce
Ten majątek to elegancki ośrodek wypoczynkowy w pięknym miejscu, położonym kilkadziesiąt kilometrów od Bydgoszczy. Zrujnowany pensjonat Jakubczuk kupił od poprzedniego właściciela jeszcze w czasach głębokiego PRL-u. Potem przez lata remontował go i urządzał własnymi siłami. Liczył na to, że przed osiągnięciem wieku emerytalnego ukończy remont ośrodka i będzie mógł tutaj spędzić jesień życia, a skromne opłaty od pensjonariuszy zapewnią mu dodatkowy dochód do emerytury. Inwestując lwią część każdej pensji i dorabiając „po godzinach”, Jakubczuk zrealizował swój cel: przeszedł na emeryturę jako właściciel małego ośrodka wypoczynkowego – może niezbyt luksusowego, ale przytulnego, położonego w pięknym miejscu i przyciągającego turystów ceną. To miejsce stało się solą w oku szemranego kujawskiego biznesmena. Chciał kupić ośrodek, zainwestować w niego duże pieniądze i zamienić go w luksusowy kurort. Tyle że Jakubczuk konsekwentnie odpowiadał, że posesja nie jest na sprzedaż.
Sami swoi
W 2018 roku do Andrzeja Jakubczuka zgłosił się po pomoc znajomy bydgoski przedsiębiorca – Andrzej D. D. prowadził firmę budowlaną, realizował różne inwestycje w Bydgoszczy i okolicach. Popadł jednak w spór z urzędem skarbowym. W wyniku skrupulatnej kontroli naliczono mu karę za uszczuplenia podatkowe i zablokowano konta bankowe. Andrzej D. zwrócił się do Jakubczuka, bo wiedział, że jego była żona pracowała w bydgoskim urzędzie skarbowym i w jej kompetencjach leżało rozpatrywanie odwołań od decyzji fiskusa. – „Nie do końca wiedziałem, z czym dokładnie ma problem, bo nie jestem specjalistą od spraw księgowych” – wspomina Jakubczuk. – „Skontaktowałem go z byłą żoną i zapomniałem o sprawie”.
O kulisach spotkania parę miesięcy później Jakubczukowi – już zatrzymanemu i podejrzanemu – przypomniał katowicki prokurator Rafał Nagrodzki. To, co Jakubczuk znalazł w aktach śledztwa w swojej sprawie, poraża.
Andrzej D. uznał, że relacja, która niegdyś łączyła Jakubczuka i jego byłą żonę to świetna droga do zarobienia dużych pieniędzy. Po spotkaniu z kobietą pojechał na Śląsk, na spotkanie z niejakim Adamem W. – właścicielem biura księgowego. Poinformował go o tym, że problemy ze skarbówką może „załatwić” przy pomocy znajomego, który jest ciągle w dobrych relacjach z zatrudnioną w urzędzie byłą żoną.
Andrzej D. jeszcze wtedy nie wiedział, że Adam W. tylko udaje dobrego księgowego. W rzeczywistości zaś jest przestępcą, którego kilkakrotnie wcześniej sądy skazywały za oszustwa. Z powodu różnych wyroków, W. spędził w więzieniu ponad 6 lat. Aby uniknąć kolejnej odsiadki, rozpoczął niejawną współpracę z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym. Liczył na to, że zapewni mu to bezkarność i parasol ochronny.
Wielka operacja
Po wizycie Andrzeja D., Adam W. zadzwonił do znajomego oficera CBA i opowiedział mu następującą historię: oto bydgoski przedsiębiorca powołuje się na znajomego z Bydgoszczy, który poprzez byłą żonę może załatwić każdą decyzję w Urzędzie Skarbowym. Spisaną w formie notatki relację Adama W. opatrzono klauzulą „Tajne” i przekazano do centrali w Warszawie. Analitycy CBA doszli do wniosku, że właśnie wykryli zorganizowaną grupę przestępczą, która oferuje załatwianie za pieniądze spraw w urzędach skarbowych. Wszczęto więc tajną sprawę, która miała rozpracować grupę. Uruchomiono agentów i technikę operacyjną, czyli podsłuchy.
Andrzej D. namawiał Jakubczuka, by ten spotkał się na Śląsku z Adamem W. Stwierdził, że ten znakomity księgowy może prowadzić dokumentację jego ośrodka wypoczynkowego, co zagwarantuje święty spokój i brak problemów z prawem. Zaproponował też, by emerytowany nauczyciel przywiózł na Śląsk wszelkie dokumenty związane z ośrodkiem. I tak po kilku tygodniach w biurze Adama W. doszło do pierwszego spotkania Jakubczuka i W. „W. odgrywał przede mną rolę wpływowego człowieka, który może księgowość prowadzić w taki sposób, że żaden urząd skarbowy się nią nie zainteresuje” – zeznawał później w prokuraturze Jakubczuk. Emeryt nie wiedział, że cała rozmowa jest nagrywana z ukrycia dzięki urządzeniom podsłuchowym CBA. Z nagrań sporządzono później stenogram. Nie wynika z niego, aby Jakubczuk powoływał się na jakiekolwiek wpływy w jakimkolwiek urzędzie. Ot, zwykła rozmowa
Na czym więc prokuratura oparła akt oskarżenia? Na zeznaniach biznesmena D. i notatkach oficera CBA spisywanych po rozmowach z księgowym W. D. zeznał, że Jakubczuk oferował mu załatwienie sprawy, ale nie poparł tego żadnym dowodem. Notatki operacyjne z rozmów z W. oficer CBA sporządzał w sekrecie, W. nie składał tej relacji pod przysięgą, mógł więc mówić, co chce. „Twardym” dowodem są natomiast bilingi telefoniczne wszystkich trzech i zapisy geolokalizacyjne. Potwierdzają, że panowie spotykali się, rozmawiali ze sobą i wymieniali SMS-y. Tyle, że nie jest to przestępstwo.
Wkrótce potem Adam W. trafił do aresztu podejrzany o kolejne oszustwo. Wówczas zdecydował się na współpracę z prokuraturą. Zeznał, że Andrzej Jakubczuk oferował mu za pieniądze załatwienie sprawy w urzędzie skarbowym. Słaby punkt tych zeznań polega na tym, że wszelkie spotkania obu panów odbywały się w biurze W., w którym już wówczas CBA zamontowało podsłuch. Nic takiego się nie nagrało. W. wyjaśnił jednak, że rozmowy prowadzone były w innym miejscu i w innym czasie, ale nie potrafił powiedzieć, kiedy i gdzie konkretnie. Nie było również żadnych dodatkowych połączeń telefonicznych ani zapisów rozmów, ani SMSów.
I nagle w śledztwie pojawił się kolejny świadek – Przemysław Z. – związany z bydgoskim półświatkiem. Zeznał on, że również jemu Jakubczuk proponował załatwienie sprawy za łapówkę. Szkopuł w tym, że żadnych spraw w żadnym urzędzie skarbowym Z. nie ma i nie miał. W czasie, gdy obciążył Jakubczuka, przebywał w areszcie. Po tym, jak obciążył emeryta, wyszedł.
W sierpniu 2018 roku do drzwi Jakubczuka zapukali funkcjonariusze CBA. Pokazali mu nakaz zatrzymania podpisany przez katowickiego prokuratora. Założyli mu kajdanki na ręce i przewieźli na Śląsk. Tutaj Jakubczuk oficjalnie usłyszał zarzuty. „Treść zarzutu zrozumiałem, nie przyznaję się do jego popełnienia, będę składał wyjaśnienia” – czytamy w protokole. Podczas lektury akt Jakubczuk zrozumiał, że znajomość z D. i W. zaowocowała zarzutami i sprawą sądową.
Adam W. i Andrzej D. również usłyszeli zarzuty. Tak samo Przemysław Z. Wszystkich prokurator oskarżył o to, że stworzyli zorganizowaną grupę przestępczą, która oferowała za pieniądze załatwienie sprawy w urzędzie skarbowym. Jak wynika z akt, Z. D. i W. powoływali się na Jakubczuka, w ogóle o tym go nie informując.
Przed bydgoskim sądem sprawa (SYGNATURA AKT) rozpoczęła się w 2023 roku. I znowu doszło do szokującego zdarzenia. Z. D. i W. przyznali się do winy i złożyli wnioski o dobrowolne poddanie się karze. Sąd do tego się przychylił. Trzej skazani niebawem będą rozliczeni z wymiarem sprawiedliwości. Na ławie oskarżonych został sam Jakubczuk. W trakcie posiedzenia w lipcu 2024 roku przewodniczący składu i jemu zaproponował dobrowolne poddanie się karze: 5 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat i 60 tysięcy złotych grzywny. „Postawa oskarżonego prognozuje, iż nie powróci na drogę przestępstwa, a wyrok 5 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat osiągnie cele resocjalizacyjne” – tłumaczył sędzia.