Strona głównaMagazynZdradzony elektorat. Kto boi się prawyborów w Konfederacji?

Zdradzony elektorat. Kto boi się prawyborów w Konfederacji?

-

- Reklama -

Niezrozumienie oraz niezadowolenie wywołała wśród dużej części elektoratu decyzja Rady Liderów Konfederacji, która wbrew wcześniejszym zapowiedziom najważniejszych polityków ugrupowania postanowiła nie organizować prawyborów. Zamiast sprawdzonego przed laty i anonsowanego w ostatnich miesiącach sposobu wyłonienia kandydata na prezydenta, partyjną ścieżką nominację uzyskał Sławomir Mentzen. Choć nie jest to scenariusz wysoce prawdopodobny, to teoretycznie ciągle możliwy jest kolejny nieoczekiwany zwrot akcji. Z głosów płynących z ugrupowania można łatwo wywnioskować, komu jest nie na rękę wewnątrzpartyjna rywalizacja.

Jeszcze przed kilkoma tygodniami wydawało się niemal przesądzone, że w ramach Konfederacji zostaną zorganizowane prawybory, w ramach których wyłoniony zostanie kandydat formacji na prezydenta. Tuż po wyborach unijnych Krzysztof Bosak zadeklarował w Polskim Radio 24, że nie obawiają się zwycięstwa europosła Grzegorza Brauna, gdyż „założenie prawyborów polega na tym, że ma je wygrać najlepszy”. Wicemarszałek Sejmu podkreślił, iż „strach nie dyktuje ich działania” i dodał, że zarówno on, jak i Sławomir Mentzen „już wielokrotnie deklarowali start w prawyborach”, a obecność więcej niż jednego chętnego czyni je ciekawszymi. Prezes Nowej Nadziei przeprowadzenie prawyborów jesienią 2024 roku zapowiedział już kilka miesięcy temu w RMF FM.

Poparcie dla wewnątrzpartyjnych przedbiegów wyraził także Braun. Lider Konfederacji Korony Polskiej zauważył, że „to się sprawdziło” w 2019 roku, kiedy po kilkunastu zjazdach wojewódzkich i niezwykle zaciętej rywalizacji finałowej nominację ugrupowania wywalczył Bosak. Europoseł pytał w rozmowie z Tomaszem Sommerem, „dlaczego mieliby wymyślać proch?” i „dlaczego mieliby nie użyć tego pożytecznego narzędzia?”. Inaczej wyglądały wypowiedzi niezwykle ważnego polityka Nowej Nadziei Przemysława Wiplera, który w czerwcu co prawda również snuł wizję prawyborów, ale już wówczas grzmiał, że jego partia „nie zgodzi się na to, żeby w jakimkolwiek wariancie był inny wspólny koalicyjny kandydat na prezydenta, niż Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak”. Miesiąc później poseł zdradził w Radio Zet, że „na razie nie ma konsensusu, co do tego, jak powinny wyglądać, jaka powinna być ordynacja, kto powinien być uprawniony do głosowania, kto do startowania”.

Dwojakie doświadczenia

Przed poprzednimi wyborami prezydenckimi Konfederacja, powstała jako sojusz kilku środowisk, wprowadziła nowatorskie rozwiązanie na scenie politycznej naszego umęczonego kraju, wyłaniając swojego kandydata w prawyborach. Kilkanaście zjazdów wojewódzkich oraz zaciekła walka finałowa z nieoczywistymi rozstrzygnięciami okazały się ogromnym sukcesem i przyciągnęły zainteresowanie mediów. Braun trafnie przypomniał w wywiadzie z Sommerem, iż „dzięki temu narzędziu, dzięki temu, że je wprawili w ruch, temat żył i kwestia kandydatury, która zostanie wyłoniona przez Konfederację, weszła do mainstreamu”. Do rywalizacji przystąpiło kilka osób, w tym jedna kobieta, wśród których byli politycy partii składowych koalicji, ale także postaci niezwiązane bezpośrednio z Konfederacją. Pozwoliło to na uniknięcie konfliktu, przynajmniej pomiędzy poszczególnymi partiami, bo wewnątrz samej partii KORWiN, która wystawiła czterech kandydatów na kandydatów, wrzało. Konsekwencje tamtych wydarzeń, w których – według jednej z relacji – wśród głównych postaci miał znaleźć się właśnie Mentzen, dały o sobie znać przy okazji wypychania Wolnościowców z Konfederacji, znów z prawyborami w tle.

Wówczas, przejmując władzę w partii KORWiN, Mentzen zapowiedział zorganizowanie rywalizacji na przypadające partii „jedynki”. Odpowiadając na tę „propozycję nie do odrzucenia”, Artur Dziambor powiedział, że już „przeżył jedne prawybory ze Sławomirem Mentzenem”, po których „obudził się z kilkoma nożami w plecach od jego kolegów”. Reagując na te słowa, następca Janusza Korwin-Mikkego, stwierdził, że „to jest stanowczo gruba przesada”, gdyż nie startował w tamtych prawyborach, więc „nie wie, co takiego złego mógłby w nich zrobić”. Plebiscyt urządzony przez Nową Nadzieję od początku budził duże kontrowersje, a zakończył się ujawnieniem licznych nieprawidłowości, które opisał w opublikowanym raporcie były poseł Dobromir Sośnierz. W dokumencie stwierdzono, że liczba uchybień „jest porażająca i w zasadzie każde z nich z osobna wystarczyłoby do podważenia wiarygodności całego procesu”.

Nagły zwrot akcji

Do nagłego zwrotu akcji doszło w połowie sierpnia, kiedy Bosak powiedział w Radio Zet, iż rozważane są dwa warianty. Jednym z nich był nierealistyczny i szkodliwy pomysł zorganizowania „prawyborów na całej prawicy”. Od koncepcji zgłoszonej pierwotnie przez pozycjonujących się pomiędzy Konfederacją i Prawem i Sprawiedliwością publicystów i profesorów szybko odżegnali się politycy największej partii opozycyjnej. Nawet gdyby było inaczej, to oznaczałoby to legitymizowanie PiS-u jako partii prawicowej, podczas gdy przez ostatnich kilka lat formacja Jarosława Kaczyńskiego była przedstawiana w narracji Konfederacji jako siła lewicowa. W związku z tym, że politycy PiS-u o takim pomyśle nie chcieli słyszeć na stole pozostała jedynie druga opcja, czyli poparcie kandydatury Mentzena. Lider Nowej Nadziei przez dłuższy czas tajemniczo milczał i dopiero nazajutrz zabrał głos w mediach społecznościowych, dziękując Bosakowi i podkreślając, że „ze spokojem czeka na decyzję Rady Liderów Konfederacji”.

Rejterada lidera narodowców wywołała duże niezadowolenie wśród twardego elektoratu ugrupowania, który jeszcze przy nim pozostał. Bosak zamieścił na swoim profilu na portalu X dłuższy wpis, w którym podziękował za wszystkie głosy poparcia i poprosił o „zaufanie, że to najwłaściwsza decyzja, pozwalająca utrzymać jedność i rozwój Konfederacji”. Tłumacząc te słowa z politycznego na polski, nietrudno odnieść wrażenie, że wicemarszałek Sejmu ustąpił pola Mentzenowi, by uniknąć otwartego konfliktu i nie dopuścić do rozpadu partii. „Jedyny logiczny powód rezygnacji z prawyborów jest taki, że Sławomir Menzten zaszantażował – »albo ja, albo koniec partii«” – ocenił dziennikarz „Do Rzeczy” Jan Fiedorczuk. Jak zauważył „to oznaczałoby, że Bosak uznał, że spoistość Konfederacji i jej przetrwanie jest ważniejsze od jego startu”. „Takie zagranie oznacza, że Konfederacja przestała być partnerskim sojuszem, w którym – oczywiście – były spięcie i rywalizacja, ale jako tako szło to w jednym kierunku. Teraz, jeżeli Sławomir Mentzen szantażuje narodowców, to ciężko mówić o jakimkolwiek szacunku” – podkreślił Fiedorczuk.

Za taką wersją wydarzeń przemawia też fakt, że po niejednoznacznej wypowiedzi Bosaka, prominentni przedstawiciele Nowej Nadziei zamieścili w mediach społecznościowych wpisy z „przekazem dnia”, ogłaszając, że ich prezes „będzie kandydatem Konfederacji w wyborach prezydenckich”. Takie informacje sprostował Braun, pisząc na swoim profilu na portalu X, że „Konfederacja niczego nie wybrała”. „Takiej uchwały nigdy nie było, bo też nikt nie składał podobnego wniosku. Wszelkie spekulacje mają charakter partykularnych enuncjacji – nie zaś miarodajnych komunikatów o formalnych decyzjach władz ⁦partii” – napisał europoseł. Pomimo decyzji Rady Liderów, Korona ciągle pozostaje zwolennikiem zorganizowania prawyborów. Aby możliwy był kolejny zwrot akcji, musiałoby dojść do szeregu zdarzeń. Po pierwsze sąd musiałby przyznać rację Korwin-Mikkemu, iż wobec niezorganizowania Kongresu działania władz partii są nieważne, gdyż ich kadencja upłynęła. Następnie doszłoby do zwołania Kongresu, będącego najważniejszym organem w partii, podczas którego wybranoby nową Radę Liderów. Prezes partii KORWiN zauważył jednak słusznie, że jeżeli taka jest wola osób w niej zasiadających, to będą nominować Mentzena tyle razy, ile razy będzie trzeba. Może natomiast teoretycznie zdarzyć się tak, że Kongres się odbędzie i wybierze inną Radę Liderów, która przychyli się do zapowiadanej koncepcji prawyborów.

„Panie Grzegorzu… odwagi”

Wobec wycofania się Bosaka tajemnicą pozostaje jedynie zachowanie Brauna. Głosy namawiające europosła do startu w wyborach prezydenckich pojawiły się już po złożonej przez wicemarszałka Sejmu deklaracji. Wówczas Paweł Wyrzykowski, wyrzucony niedawno z Konfederacji w związku z niepoprawnym politycznie wpisem były prezes oddziału siedlecko-ostrołęckiego partii KORWiN, zamieścił w swoich mediach społecznościowych list otwarty do lidera Korony. Polityk podkreślił, iż „lata 2025-2030 zapowiadają się na okres pełen wyzwań dla Polski oraz dla całego współczesnego świata” i nakreślając pokrótce najważniejsze z nich, wskazał że „w niełatwych czasach Polsce potrzeba zdecydowanych liderów”. Kiedy teoretycznie nie było jeszcze pewne, jaką decyzję podejmie Rada Liderów, Wyrzykowski przekonywał, że Braun „powinien podjąć rękawicę i ogłosić swój start w wyborach” prezydenckich. Siedlecki wolnościowiec oparł swoje stanowisko na analizie reakcji społecznych, z której miałoby wynikać, iż „Braun przekona do swojej kandydatury nie tylko tych, którzy w pełni podzielają jego jasno zdefiniowane poglądy, ale też każdego Polaka, który pragnie po prostu normalności”. Wpisy nie tylko krytyczne wobec decyzji władz Konfederacji, ale namawiające Brauna do startu pojawiły się już także po ogłoszeniu nominacji Mentzena.

„Panie Grzegorzu… Odwagi” – napisał cieszący się popularnością wśród prawicowej społeczności „PapJeż p0lak”. Dzień wcześniej użytkownik portalu X zdradził, że „kilka dni temu ktoś mu powiedział, że pan Braun nie będzie kandydował na prezydenta”. O to, co Korona zrobi w przypadku niezorganizowania prawyborów, pytany był w Polsat News Roman Fritz. Polityk powiedział, że „podejmą decyzję w swoim czasie” i dodał, że „mają dużo czasu”. Kandydatura Brauna byłaby jednak o tyle problematyczna, iż oznaczałaby niepodporządkowanie się decyzji Rady Liderów. Wówczas prezesa Korony, którego niektórzy chętnie pozbyliby się z ugrupowania, mógłby spotkać podobny los, jak przed niemal rokiem Korwin-Mikkego.

Najnowsze