Strona głównaMagazynPorażka rządzącej lewicy. Nadziei na istotne zmiany jednak brak

Porażka rządzącej lewicy. Nadziei na istotne zmiany jednak brak

-

- Reklama -

Rządząca Niemcami koalicja partii lewicowych – SPD i euro-bolszewickich Zielonych, wspierana przez centrowych demo-liberałów z FDP – w wyborach do parlamentu euro-sowchozu poniosła ciężką porażkę. Wygrali systemowi chadecy z CDU-CSU, współrządzący w RFN od roku 1949. Opozycyjna Alternatywa dla Niemiec odniosła sukces, ale ograniczony – w porównaniu do euro-wyborów w roku 2019 zyskała tylko 4,9 proc. ważnych głosów więcej.

Partie z koalicyjnego rządu RFN zdobyły 9 czerwca łącznie raptem 31 proc. z oddanych i ważnych głosów (SPD zaledwie 13,9 proc., Zieloni 11,9 proc., a FDP 5,2 proc.). To aż o 21 proc. ważnych wyborczych głosów mniej niż w ostatnich wyborach do Bundestagu we wrześniu 2021 r. Najwięcej wyborczego poparcia utraciła, w porównaniu do września 2021 r., SPD kanclerza Olafa Scholza – aż 11,8 proc. Euro-komunistyczni Zieloni stracili 2,8 proc., a demo-liberalna FDP 6,3 proc. Chadecy dostali natomiast teraz aż 30 proc. głosów, tj. o 5,9 proc. więcej niż w ww. wyborach do Bundestagu. Z kolei konserwatywno-narodowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) otrzymała 9 czerwca 15,9 proc. wyborczych głosów, tj. o 5,6 proc. więcej niż w ostatnich wyborach do parlamentu RFN. Gut!

Okazało się, że już znaczna większość Niemców zapewne ocenia negatywnie działania rządu RFN, samego kanclerza Scholza i wicekanclerza i ministra gospodarki R. Habecka z partii Zielonych. A sukces CDU-CSU wyniknął chyba głównie z tego, że od kilku miesięcy chadecy i ich szef Friedrich Merz opowiadali się dość stanowczo za znacznym ograniczeniem imigracji, co było głównym tematem tej kampanii wyborczej.

Nieco inaczej przedstawiają się te partyjno-wynikowe trendy w porównaniu do wyników wyborów do parlamentu euro-sowchozu w roku 2019. W tym porównaniu najwięcej poparcia utracili euro-bolszewiccy Zieloni – aż 8,6 proc. (5 lat wcześniej dostali bowiem w Niemczech aż 20,5 proc. wyborczych głosów). SPD straciła prawie 2 proc., a demo-liberałowie z FDP 0,2 proc. z poparcia sprzed 5 lat. Łącznie te trzy partie dostały teraz 10,7 proc. głosów mniej niż w roku 2019. Z kolei chadecy z CDU-CSU zyskali tylko 1,1 proc. Największy przyrost poparcia zanotowała AfD – 4,9 proc. (w roku 2019 dostała 11 proc. a teraz 15,9) i nowa partia niemieckiej lewicy – tzw. BSW (Sojusz Sary Wagenknecht). Ta nowa partia, istniejąca dopiero od jesieni ub. roku, dostała aż 6,2 proc. ważnych głosów – głównie kosztem macierzystej postenerdowskiej „Die Linke” (2,7 proc.). Wyborcza frekwencja w Niemczech wyniosła 9 czerwca br. aż 64,8 procent (w euro-wyborach w roku 2019 głosowało 61,4 proc.). Na tę wysoką frekwencję wpłynęło m.in. to, że teraz po raz pierwszy mogli głosować również ci bardzo młodzi – 16-to i 17-to letni.

Czy wyborcza przegrana niemieckiej lewicy i sukces chadeków z CDU-CSU, a także sukces ich kilku sojuszników z Europejskiej Partii Ludowej (w tym obrotowych oportunistów i lewaków z KO), którzy w sumie mają teraz w Brukseli o kilku posłów więcej niż do maja br., wpłyną istotnie na zmianę układu sił partyjnych i politycznych w parlamencie w Brukseli? Trochę tak, ale niewiele. Właściwie dla podstawowych interesów narodów i krajów Europy – a przede wszystkim dla wielkiej sprawy zachowania resztek ich dawnych wolności, tradycji i suwerenności – nie ma to prawie żadnego znaczenia. Bo chadecy i „ludowcy” niemieccy, francuscy, hiszpańscy, belgijscy, austriaccy i inni tacy „europejscy demokraci” na swoich krajowych podwórkach jeszcze niekiedy bywają autentycznie opozycyjni wobec socjalistów, zielonych i innych euro-komunistów. Natomiast w parlamencie UE od lat wcale nie są wobec nich opozycyjni. Wspólnie z euro-socjalistami i innymi lewakami forsują co najmniej od roku 2005 wszelkie zgubne dla narodów Europy euro-komunistyczne projekty: tzw. konstytucje UE i nowe traktaty UE, politykę sprowadzania do krajów Europy i tolerowania wieloletnich pobytów milionów chętnych z Afryki, Azji i innych stron, projekty „Zielonego Ładu”, tzw. polityki klimatycznej i nowej polityki energetycznej, likwidacji kopalń węgla i energetyki węglowej, gazowej i atomowej, politykę stopniowej likwidacji dawnej swobody i niedrogich kosztów wszelkiego transportu drogowego, lotniczego i innego, projekty ograniczeń i podrożenia budownictwa itd.

Brak nadziei na istotne zmiany

Pomimo znaczącego sukcesu wyborczego kilku partii mocno krytycznych wobec dotychczasowej polityki władz UE i wobec obecnego ustroju UE, jak np. Wolnościowej Partii Austrii, która wygrała wybory w swoim kraju, zdobywając prawie 26 proc. oddanych głosów i 6 poselskich mandatów, zanosi się więc niestety na to, że w parlamencie UE w Brukseli i Strasburgu nie zajdą żadne większe zmiany. Bo wprawdzie wśród tych 720 posłów i posłanek – tam, w tym brukselsko-soc-demokratycznym zamtuzie – będzie teraz o kilkudziesięciu więcej posłów krytycznych wobec forsowanego od lat projektu Euro-Sojuza, tj. Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Ale ta grupa nie będzie miała w sumie nawet jednej trzeciej poselskich głosów, tylko znacząco mniej. Bo zapewne raptem około 200-215 posłów – licząc łącznie z posłami i posłankami PiS-u i im podobnymi „reformatorami UE” z innych euro-landów – nie będącymi przecież twardymi przeciwnikami UE obecnej, coraz bardziej neo-sowieckiej. Więc chadecy niemieccy i inne grupy z tzw. Europejskiej Partii Ludowej, ściśle kolaborującej w Brukseli z euro-socjalistami, zielonymi, „liberałami” i innymi euro-komunistami już od ponad 20 lat, znowu będą mieli większość – bezpieczną do dalszego zarządzania UE. I w sprawach naprawdę ważnych nadal będą forsować to wszystko, co zechcą – nawet gdyby wszyscy krytycy dotychczasowej polityki władz UE i jej coraz bardziej komunistycznego ustroju zjednoczyli się w tej Brukseli w jednej parlamentarnej frakcji. I nawet gdyby ci wszyscy „sceptycy” i krytycy i „reformatorzy” UE zawsze razem i zawsze zgodnie głosowali przez kolejne pięć lat. Co wydaje się niewyobrażalne i niemożliwe. Tak więc – żadnych nadziei na jakiekolwiek istotne pro-wolnościowe i pozytywne zmiany, panowie!

Przede wszystkim nie widać żadnych nadziei na generalne zastopowanie i wyrzucenie „zielonego ładu” i sprowadzania do krajów Europy, każdego roku, setek tysięcy murzynów i innych z Afryki, Azji itd. A także m.in. na odrzucenie podatkowego systemu ETS, już od roku 2021 rujnującego przedsiębiorstwa przemysłowe i gospodarki krajów euro-sowchozu, itp. filarów ich „zielonego ładu” i całego euro-komunizmu. A tak na marginesie – z punktu widzenia wolnościowych i ekonomicznych interesów narodów i krajów Europy nie ma żadnego znaczenia, czy nowy parlament UE zaakceptuje na stanowisku kolejnej przewodniczącej tzw. Komisji Europejskiej – na kolejną 5-letnią kadencję – p. Ursulę von der Leyen, czy jakąś inną euro-komunistkę z jakiejś np. Malty, Szwecji czy Francji. Lub jakiegoś euro-komunistę, jak np. osławionego F. Timmermansa. Nie ma też żadnego znaczenia, czy w składzie tej Komisji będzie zasiadała znacząca większość (neo-bolszewickich z samej ich „unijnej” istoty) komisarzy z kręgu Europejskiej Partii Ludowej i jej doraźnych lewackich sojuszników, czy też układ personalno-partyjny we władzach UE może będzie trochę inny. Tak czy owak – sierżant Nowak [z euro-komunistycznego urzędu]. Niestety partie i funkcjonariusze UE z ww. tzw. głównego nurtu będą nadal dominować i rządzić. I będą nadal prowadzić swoją zgubną dla narodów i krajów Europy politykę imigracyjną, „klimatyczną”, finansową itd. Będą te kraje nadal ogromnie zadłużać i prowadzić te swoje zgubne „projekty” i „polityki” do końca, tj. do czasu już totalnego i widocznego finansowego krachu i bankructwa czołowych państw euro-sowchozu. A może trochę wcześniej: do czasu spowodowania w socjalistycznej republice francuskiej, hiszpańskiej, włoskiej itd., a może nawet w Niemczech czy w Belgii – fali powszechnej biedy i niewoli. Sehr schlimm!

Opinie niemieckiej prasy

Niemieckie gazety w swoich powyborczych komentarzach dość zgodnie podkreślały, że wyborcza porażka SPD, Zielonych i FDP jest przede wszystkim porażką tych dwóch pierwszych lewicowych partii i osobiście kanclerza Scholza. Np. dziennik „Bild” pytał: „Czy kanclerz z SPD w ogóle widzi, co się w Niemczech dzieje?”. „Bild” przypomniał, że SPD osiągnęła w tych euro-wyborach zaledwie 13,9 proc. głosów, rząd kierowany przez SPD „nie rządzi skutecznie” już od miesięcy, a „prawdopodobnie najbardziej gorzkie jest to, że setki tysięcy wyborców SPD odchodzą do AfD”. Oburzony „Bild” podał, że ponad 570 tys. osób, które jeszcze w roku 2019 głosowały na SPD, teraz zagłosowało na „samozwańczą Alternatywę dla Niemiec”. Wunderbar! Natomiast lewicowy „Süddeutsche Zeitung” napisał między innymi, że „straty” poniesione w tych wyborach przez wszystkie ww. partie koalicyjne „zaostrzą ich spory o budżet RFN”. Bo „żadna z tych partii już nie chce zawierania dalszych kompromisów w sprawach budżetowych”. Z kolei zdaniem „Nordwest-Zeitung” z Oldenburga, w Niemczech wybory do parlamentu UE z 9 czerwca miały niewiele wspólnego z UE. Bo „było to głosowanie w sprawie popularności obecnej koalicji rządowej. I ta koalicja została ukarana za swoją obiektywnie złą politykę. Niemieccy wyborcy chcieli po prostu dać nauczkę swojemu niepopularnemu rządowi. Całą resztę dała kiepska kampania wyborcza”. Richtig!

Natomiast dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” podsumował: „Wybory europejskie to nie wybory do Bundestagu. Bo i politycy i wyborcy przywiązują do nich mniejszą wagę niż tę, którą faktycznie ma UE. Ale wybory europejskie są głosowaniem ogólnokrajowym i dlatego mówią nam więcej niż np. wybory do landtagów […]. W wynikach głosowania do parlamentu w Brukseli wyróżnia się w szczególności to, że chadecy z CDU-CSU znacznie wyprzedzili wszystkie inne siły polityczne. Jest to przede wszystkim sukces Friedricha Merza [szefa CDU], w którego dawni zwolennicy Angeli Merkel w jego partii i w mediach przez długi czas nie wierzyli”.

Jest przy tym charakterystyczne, że te i inne ważne gazety wśród głównych przyczyn wyborczej ciężkiej porażki SPD i Zielonych, obok ich oczywistej fatalnej polityki imigracyjnej i finansowej, jakoś nie wymieniają ich już kilkuletniej tzw. polityki klimatycznej i energetycznej, forsowania OZE i całego „zielonego ładu” itd. Te „zielone” euro-dogmaty – tak fatalne dla firm i gospodarki Niemiec i innych krajów UE, nadal nie są w niemieckich mediach i w największych gazetach podważane, mocniej krytykowane czy wyśmiewane. Podobnie jak w PRL soc-dogmaty o „przodującym ustroju” itp. Sehr schön und europäisch!

Najnowsze