Gdyby biskupi katoliccy wydali wskazówki do wiernych, na które partie powinni głosować, rozległby się ogromny kociokwik. Zapewne byłoby tak i w Polsce i w już laickiej Francji. Nad Sekwaną jednak rektor Wielkiego Meczetu poprosił muzułmanów do głosowania przeciw partiom „skrajnej prawicy” i jakoś to łykają…
Rektor Wielkiego Meczetu w Paryżu Chems-eddine Hafiz wezwał w środę 22 maja współwyznawców do walki z „duchem wycofania” i „przeciwstawienia się skrajnej prawicy” w czerwcowych wyborach do PE.
Imam stwierdził, że „jako Francuzi i muzułmanie mamy obowiązek aktywnie uczestniczyć w wyborach europejskich i krajowych”, aby „wzmocnić naszą demokrację” i „promować takie wartości, jak sprawiedliwość, równość i solidarność”. Dodał, że muzułmanie mają wspierać kandydatów, którzy „bronią dobra wspólnego oraz walczą z niesprawiedliwością i korupcją, zgodnie z zasadami islamu”.
Apel można zrozumieć, bo partie prawicy nie akceptują islamu jako „dziedzictwa” Francji. Jednak oskarżenia, które zgłosił Chems-eddine Hafiz pod adresem Zjednoczenia Narodowego i partii Rekonkwista są mocno na wyrost. Rektor obawia się wzrostu „aktów islamofobicznych i dyskryminacji”.
Przy okazji zachęcał muzułmanów, by porzucili izolację i zasadę, że „wyznawca islamu nie może głosować na niewiernego”. Rektor skrytykował przy tym imamów, którzy „twierdzą, że uczestnictwo w życiu politycznym byłoby niezgodne z wiarą muzułmańską”. Wręcz odwrotnie, udział w wyborach i głosowanie na lewicę (stowarzyszenia islamskie preferują i wskazują tu na Zbuntowaną Francję i Zielonych), ma być „obywatelską odpowiedzią na nietolerancję i stygmatyzację”.
Źródło: Le Figaro