Strona głównaMagazynNajwiększe i najdłuższe

Największe i najdłuższe

-

- Reklama -

19 kwietnia br. w Indiach rozpoczęły się kolejne, osiemnaste, powszechne wybory do niższej izby parlamentu. Będą one przechodzić przez siedem etapów, a ich rezultaty powinny być ogłoszone 4 czerwca. Zgodnie ze spisami wyborców weźmie w nich udział 968 mln obywateli Indii. W komisjach wyborczych ma być zatrudnionych 15 mln osób. Są to więc bezsprzecznie największe wybory demokratyczne w świecie.

Zawsze bierze w nich udział około 60-70 proc. uprawnionych, zarejestrowanych obywateli. Faworytem w wyborach jest rzecz jasna partia premiera Narendry Modi, czyli Indyjska Partia Ludowa, będąca jedną z dwóch ogólnonarodowych ugrupowań, obejmujących swym zasięgiem cały subkontynent indyjski. Wszystko wskazuje na to, że po raz trzeci zostanie premierem. Obserwatorzy są zgodni. Nie ma on w tych wyborach poważnych konkurentów.

19 kwietnia w największym demokratycznym państwie świata, którego obywatele nazywają „Matką demokracji”, czyli w Indiach, odbędą się kolejne wybory parlamentarne. Uwagę obserwatorów przyciągają głównie ze względu na swoje rozmiary. Uprawnionych do głosowania i zarejestrowanych na listach jest 968 milionów osób. W komisjach wyborczych zasiada 15 mln osób. Wybory będą też najdłuższe w świecie. Zakończą się 1 czerwca, a ich wyniki zostaną ogłoszone 4 dni później. Obserwatorzy są zgodni, ze wyborów w Indiach nie można porównywać z żadnym tego typu wydarzeniem na świecie. W wyborach zostanie wyłonionych 543 członków niższej izby parlamentu Lok Sabha. Urzędujący i rządzący Indiami od dekady premier i przywódca Indyjskiej Partii Ludowej Narendra Modi postawił swoim współpracownikom zadanie wprowadzenia do parlamentu 400 deputowanych. Realizacja tego zadania ma ułatwić partii wdrożenie jej programu, którego celem jest budowa „nowych Indii”, w których wszyscy najbiedniejsi będą mieli dach nad głową, a wszyscy obywatele powyżej 70 lat bezpłatne świadczenia medyczne. Program ten zakłada też przekształcenie Indii w ekonomicznie rozwinięte państwo, gdyż będzie obchodzić setną rocznicę proklamowania niepodległości, czyli w 2047 r.

Kraj wielkich kontrastów

Jest to z pewnością trudne zadanie. Klasa średnia w Indiach liczy już co prawda 400 mln osób, ale znaczna część społeczeństwa żyje w warunkach gospodarki naturalnej, 22 proc. wegetuje poniżej granicy ubóstwa, około połowy mieszkańców Indii nie uczęszczało do szkół i nie ma kontaktu ze środkami masowego przekazu. Jednocześnie jednak ze wzrostem PKB, wynoszącym 7,6 proc., Indie są najszybciej rozwijającą się gospodarką świata. Biznesmeni i inwestorzy są bardzo zadowoleni z polityki indyjskiego premiera. Świadczą o tym liczne dotacje na fundusz wyborczy jego partii, przekazane przez przedstawicieli biznesu. Zebrała ich ona tyle, ile pozostałe partie razem wzięte. Polityka premiera Narendry Modi doprowadziła do tego, że liczba miliarderów w Indiach w ostatnim dziesięcioleciu wzrosła trzykrotnie! Obserwatorzy są zdania, że jeżeli tempo wzrostu gospodarki Indii zostanie utrzymane, to w 2030 r. kraj ten wyprzedzi Niemcy i Japonię i stanie się trzecią gospodarką świata po Chinach i USA.

Część obserwatorów jest zdania, że mimo tych sukcesów w gospodarce, partia Narendry Modi nie powinna wygrywać wyborów, bo w okresie jej rządów wzrosła co prawda liczba miliarderów, ale pogłębiły się także nierówności społeczne. Większa część indyjskiej siły roboczej pracuje na polach, a nie w przedsiębiorstwach i nie odczuwa, by ich kraj odnosił ekonomiczny sukces.
Indie to nie Europa

W Europie być może taki premier jak Modi nie miałby szans, ale Indie to nie Europa. W kraju tym bieda zawsze sąsiadowała z bogactwem. Tak było od tysiącleci. Wielu obserwatorów sądzi też, że to się szybko nie zmieni. Wynika to nie tylko z przyczyn ekonomicznych, ale także psychologicznych. Biedni pogodzili się z tym, że są biedni i dobrze się czują ze swoją biedą. Z badań socjologicznych jednoznacznie wynika, że odsetek zadowolonych ze swego życia jest wyższy niż w krajach bogatych, gdzie taki poziom nędzy i ubóstwa de facto już nie występuje. Narendra Modi doskonale zdaje sobie z tego sprawę i wie, że poparcie swego narodu może zyskać nie tylko poprzez zapewnienie mu dobrobytu. W trakcie swoich dotychczasowych rządów starał się podnieść prestiż Indii na forum międzynarodowym. Swoją polityką doprowadził do tego, że jako premier tego kraju, ubrany w biedny hinduski strój przypominający przydługą koszulę, jest osobą, o względy której zabiegają najwięksi tego świata. Wszystkim im przypomniał, że Hindusi mają swój własny język, a angielski odgrywa w ich życiu rolę drugorzędną. Zachodnie media ochrzciły go mianem hinduskiego nacjonalisty, a on po prostu chce zmyć z Indii resztki nalotu pozostawionego przez brytyjski kolonializm.

Modi broni też Indie przed zaszufladkowaniem w polityce międzynarodowej. Opowiada się za równorzędną współpracą z wszystkimi państwami, które są tym zainteresowane. Nie zgadza się, by Indie stały się przeciwwagą gospodarczą i polityczną dla Chin, do czego popychają je Stany Zjednoczone. W jednym z ostatnich wywiadów oświadczył, że stabilne stosunki między Indiami a Chinami są ważnie nie tylko dla nich, ale dla całego regionu i świata. Oświadczył także, że koniecznie trzeba zająć się uregulowaniem sytuacji na granicy między obydwoma krajami i pozostawić za sobą nienormalny okres wzajemnych stosunków. Z podobną ofertą Modi wystąpił również pod adresem Pakistanu. Podkreślił, że Indie zawsze występowały za stworzeniem między obydwoma państwami atmosfery wolnej od terroru i przemocy.

Żyją szczęśliwie i pomyślnie

Modi przed wyborami odrzucił też zarzuty, że jego hinduistyczny rząd dyskryminuje religijne mniejszości. Oświadczył, że muzułmanie, chrześcijanie, buddyści, sikhowie i inni, żyją w Indiach szczęśliwie i pomyślnie. U progu wyborów odwiedził też Kaszmir, w którym większość ludności stanowią muzułmanie, i obiecał przeznaczyć 774 mln USD na realizację projektów służących rozwojowi turystyki i gospodarki w tym regionie. Gestem tym chciał pokazać, że nie traktuje muzułmanów jako obywateli drugiej kategorii.

Opozycja jest wobec partii Narendry Modi całkowicie bezradna. Oskarża premiera, że narusza standardy demokratyczne, aresztując przeciwników politycznych pod zarzutami korupcji. Modi odrzuca te oskarżenia. Popieranie opozycji przez Departament Stanu USA traktuje jako wtrącanie się w sprawy wewnętrzne Indii.

Najnowsze