Na warszawskiej Konwencji Konfederacji, stręcząc wolnościowym wyborcom Przemysława Wiplera, Sławomir Mentzen po raz kolejny najpierw w zmanipulowany sposób przedstawił stanowisko i argumenty swoich oponentów, a następnie bohatersko się z nimi rozprawił. Nie był to pierwszy raz, kiedy prezes Nowej Nadziei w dość luźny sposób podszedł do rzeczywistości.
„Tylko prawda jest ciekawa!”
~ Józef Mackiewicz
Podczas warszawskiej Konwencji Konfederacji Mentzen zauważył, iż są tacy, którzy twierdzą, że Wipler nie jest ideowcem. Do tego momentu można było się zgodzić ze słowami jednego z liderów Konfederacji, jednak szybko dodał, że owi krytycy mówią, iż Wipler „nie jest tak naprawdę z naszego środowiska”. Na samym początku doszło zatem do pomieszania z poplątaniem, co ułatwiło posłowi dalszą część wywodu.
Rozwód ze środowiskiem
„Trzeba mieć naprawdę bardzo mało pokory w sobie i mieć o sobie bardzo dobre zdanie, żeby zarzucić Przemkowi, że on nie jest z naszego środowiska” – powiedział Mentzen, a następnie przypomniał założenie przez Wiplera około wolnościowych stowarzyszeń i fundacji, partii KORWiN oraz kilkuletnią pracę w „Najwyższym Czasie”. „To jest człowiek, który od dwudziestu kilku lat pracuje ideowo w naszym środowisku. To jest człowiek, który w kadencji pierwszej, kiedy był posłem, był najbardziej wolnościowym posłem tej kadencji” – przypominał Mentzen. Nie było to jednak wówczas szczególnie trudne wobec braku frakcji wolnościowej w parlamencie. Prezes NN zaliczył też zacną freudowską pomyłkę, oceniając, że „komu jak komu, ale jemu (Wiplerowi – przyp. R. P.) nie można zarzucić ideowości”. Wprawdzie szybko to sprostował, wyjaśniając, iż chodziło o „brak ideowości”, ale złośliwcy i tak uznali, że z obfitości serca usta mówią.
Śledząc uważnie sytuację w środowisku konserwatywno-liberalnym w ostatnich miesiącach nie spotkałem się z tym, aby ktokolwiek negował wieloletnie zaangażowanie Wiplera w rozmaitych organizacjach. Zarzuty, jakie się pojawiają w tej sferze, dotyczą tego, że aktualnie bliżej mu do innych formacji. Co ciekawe, Mentzen nie wspomniał, że kiedy kandydat na prezydenta Warszawy był w Sejmie po raz pierwszy, wybrany został z list Prawa i Sprawiedliwości. Zburzyłoby to zapewne narrację o związanym od zawsze ze środowiskiem Wiplerze.
Swoisty rozwód obecnego posła Konfederacji ze środowiskiem wolnościowców nastąpił zresztą już kilkanaście lat temu, kiedy sam Wipler podczas jednego ze spotkań zadeklarował, że „faza korwinowskiego ukąszenia” mija. Ówczesny polityk PiS-u opowiadał, że Kongres Nowej Prawicy, do którego później dołączył, charakteryzuje się „brakiem powagi” i kpił z tego, że formacja Janusza Korwin-Mikkego nie była w stanie zebrać podpisów (chodziło o start w wyborach parlamentarnych w 2011 roku – przyp. R. P.) oraz nie mówiła „czegoś, w co Polacy byliby skłonni i chcieliby uwierzyć”. Widać zatem wyraźnie, że koniunkturalizm, jaki obecnie zaczyna przejawiać Konfederacja, był obecny w myśleniu polityka nazywanego „szarą eminencją” ugrupowania już kilkanaście lat temu.
Krytyka Wiplera
Krytyka Wiplera nie skupia się na tym, że pojawił się znikąd i nie wywodzi się ze środowiska konserwatywno-liberalnego. Zarzuty wobec posła Konfederacji koncentrują się z jednej strony na tym, jak zachowuje się względem partyjnych kompanów, z drugiej zaś na tym, iż jego obecne poglądy i wypowiedzi nie przystoją reprezentantowi formacji uważającej się za ideową prawicę.
W książce o ubiegłorocznej kampanii Konfederacji przytaczałem fragmenty wywiadu, jakiego Wipler udzielił „Gońcowi” w listopadzie 2023 roku, kiedy to w „jednej rozmowie posłowi Konfederacji aż trzykrotnie udało się minąć z prawdą” na temat Korwin-Mikkego. Już w styczniu 2024 roku w artykule „Najgroźniejszy wróg” opisywałem natomiast medialne tournée Wiplera, podczas którego polityk stanowczo odcinał się, potępiał i pomstował na klubowego kolegę Grzegorza Brauna, po tym, jak ten przy użyciu gaśnicy zakończył chanukową uroczystość w gmachu polskiego Sejmu.
Choć przez długi czas wydawało się, że Konfederacja popiera opuszczenie przez Polskę Unii Europejskiej, to jeszcze w czasie kampanii wyborczej Wipler stwierdził, że głosował przeciwko akcesji naszego umęczonego kraju do UE, ale „to był błąd”. W lutym 2024 roku okazało się, że poseł nie tylko nie popiera wyjścia Polski ze Wspólnoty, ale chciałby, „żeby Ukraina była w UE”. Inaczej niż większość środowiska, Wipler ocenił również, że wojna na Ukrainie, to „nasza wojna, czy nam się to podoba, czy nam się to nie podoba”.
Wcześniej polityk zdradził, że jest zwolennikiem powrotu do tzw. kompromisu aborcyjnego, choć w poprzedniej kadencji Sejmu wszyscy posłowie Konfederacji podpisali się pod odmiennym wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego w tej kwestii. Już jako poseł wprawił w osłupienie część wyborców, opowiadając się „za” wprowadzeniem związków partnerskich dla par heteroseksualnych i homoseksulanych, gdyż rzekomo mogłoby się to przyczynić do zmniejszenia poziomu biurokracji. W czasie kampanii samorządowej, Wipler, niczym rasowy przedstawiciel socjalistycznej lewicy, opowiadał zaś o wielkich projektach, jak dzielnica rozrywkowa, zapowiadał dopłaty dla nauczycieli oraz domagał się wprowadzenia większych regulacji w przewozie osób, uzasadniając to rzecz jasna względami bezpieczeństwa.
Widać zatem wyraźnie, że liczba punktów, przez które Wiplerowi zarzuca się „brak ideowości” i dość luźny – obecnie – związek ze środowiskiem wolnościowym jest długa. Słuchając wystąpienia Mentzena, można natomiast było odnieść wrażenie, że zarzuty skupiają się na tym, iż kandydat na prezydenta Warszawy nie posiada środowiskowej przeszłości.
Narracja Mentzena
Nie jest to pierwszy raz, kiedy Mentzen, choć wprost nie kłamie, to jednak przedstawia sytuację w zmanipulowany sposób, a następnie rozprawia się z własną wersją wydarzeń.
W połowie lutego, goszcząc u Roberta Mazurka na Kanale Zero, najpierw opowiedział o odpływie elektoratu Konfederacji wśród kobiet oraz młodych osób, co miały potwierdzać przeprowadzane przez nich badania, a następnie zrelacjonował, iż niektórzy „twierdzą, że to dlatego, że schowali Janusza Korwin-Mikkego oraz Grzegorza Brauna”. Po niedowierzaniu prowadzącego program Mentzen dodał, że zdaniem jego krytyków „schowanie Brauna sprawiło, że elektorat ideowy się na nich obraził i zagłosował na Hołownię”. Tego typu głosy się pojawiają, lecz w wielu przypadkach nie należy interpretować ich dosłownie, gdyż dotyczą całokształtu kampanii Konfederacji, która wycofała się z części swoich postulatów, a w wielu punktach znacznie złagodziła narrację. Braun oraz Korwin-Mikke, jako nieugięci ideowcy, symbolizują postawę odwrotną.
Ponadto Konfederaci jak ognia unikają przypominania tego, iż poparcie ugrupowania w pierwszych miesiącach roku nieustannie rosło, a do przełamania doszło w połowie lipca, co zbiegło się w czasie z wciągnięciem na listy Anny Marii Siarkowskiej, Jakuba Banasia oraz Wiplera. Dwaj ostatni z marszu stali się nawet medialnymi twarzami ugrupowania.
Kilka dni później Mentzen wystąpił podczas Forum Wolnościowego w Sejmie. Przedstawił wówczas mylne tezy dotyczące historii środowiska, które w artykule w „Najwyższym Czasie” omówił Tomasz Sommer. Prezes Nowej Nadziei opowiadał wówczas, że „niektórzy mówią, że trzeba robić to, co do tej pory przez poprzednie 30 lat, mozolnie przekonywać do siebie ludzi, mozolnie budować te struktury, robić dokładnie to samo, tylko że bardziej i liczyć na to, że w końcu się uda”. Niestety, nie zdradził, kim są wspomniani „niektórzy”, gdyż chyba każdy śledzący uważnie losy środowiska wie, że jest ono trapione przez liczne, często powtarzające się, błędy.
(O)błędny polityk
Nie trudno zauważyć, że Mentzen po raz kolejny nie staje w prawdzie, ale jak rasowy polityk nagina rzeczywistość, tak że łatwiej jest mu „sprzedać” swoją wersję wyborcom. Trudno jednak pozytywnie myśleć o przyszłości, której wizję prezes Nowej Nadziei próbował nakreślić na Forum Wolnościowym, kiedy spojrzenie na przeszłość opiera się na manipulacjach i naginaniu rzeczywistości.