W tym tygodniu Agnieszka Holland prezentowała w Pradze swój film „Zielona granica”. Ten oszczerczy dla służb granicznych film został wyprodukowany w koprodukcji przez Telewizję Czeską i przy wsparciu Czeskiego Funduszu Filmowego.
Z tej okazji Holland opowiadała, że „populistyczny i nacjonalistyczny polski rząd rozpoczął kampanię nienawiści, jakiej nigdy nie doświadczyłem, nawet pod rządami komunistów”. Jej skargi padły w rozmowie z dziennikarzami czeskimi po projekcji.
Komunikacja była łatwa, bo rozmowa odbyła się po czesku. Holland studiowała bowiem w praskiej szkole filmowej FAMU pod koniec lat 60. ubiegłego wieku. Radio Praga stwierdziło, że pod adresem 74-letniej reżyser padły nawet „groźby użycia przemocy fizycznej”. Wsparcia Holland udzielali zaś „Czeska Akademia Filmu i Telewizji oraz szef czeskiej dyplomacji Jan Lipavský”.
W wywiadzie dla czeskiego radia publicznego, reżyser mówiła, że nie liczyła w Polsce na wielu widzów, ale raczej na oglądalność swojego „dzieła” w „innych krajach, na przykład we Francji”. Twierdziła także, że wszystkie sceny pokazane w filmie zostały „przez nasz zespół szczegółowo udokumentowane, a wszystko jest oparte na prawdziwych historiach”. W dodatku zachowania strażników granicznych miały być potwierdzane w „dwóch źródłach”.
Podobno film „zawstydził polityków”, którzy „chcieli to jednak ukryć i zmanipulować, aby na tym zyskać w trakcie kampanii wyborczej”. Dodała, że „ludzi, którzy odgrywają rolę migrantów, znalazłam we Francji i Belgii, w szczególności rodzinę syryjską”. Podobno „pomogli nadać autentyczności historii (…) i dodali wiele szczegółów, o których sama nigdy bym nie pomyślała”.
„Zielona granica rozgniewała Polskę Kaczyńskiego, ale przemawia do sumienia każdego z nas” – podsumował film dziennikarz i były ambasador Czech we Francji Petr Janyška na łamach gazety Deník N, przy okazji krytykując UE, że „przymykają oczy na cierpienie uchodźców”. Portal Czeskiego Radia zatytułował rozmowę: „Agnieszka Holland opowiada nieprzyjemną prawdę o Polsce i Europie”.