Strona głównaMagazynNie ma darmowych obiadów

Nie ma darmowych obiadów

-

- Reklama -

Znany amerykański pisarz science-fiction Robert A. Heinlein wydał w 1966 powieść zatytułowaną „Luna to surowa pani”. Powieść jak powieść, ale właśnie tam zostało umieszczone słynne zdanie: „There ain’t no such thing as a free lunch”, którego skrótowiec to TANSTAAFL.

Stwierdzenie „Nie ma darmowych obiadów”, przetłumaczone na polski jako „Za wszystko trzeba płacić” (ZWTP), zrobiło później dużą karierę – szczególnie na katedrach ekonomii i w debatach gospodarczych. Było lapidarną, ale trafną liberalną odpowiedzią na będącą u szczytu popularności w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ub. wieku ekonomię popytową. Ale kto pomyślałby, że taką oczywistość, iż nie ma nic za darmo, trzeba będzie tłumaczyć w Polsce ponad trzy dekady po „skończeniu się komunizmu”?

Polityczny upadek ekipy PRL-owskiej i tzw. transformacja ustrojowa rodziły nadzieję na całkowitą zmianę ustroju, ale już u zarania tej transformacji było wiadome, że droga do wolnego rynku będzie daleka i trudna. Świadczyły o tym chociażby pierwsze socjale, jak np. zasiłek dla bezrobotnych zwany popularnie „kuroniówką”, który otrzymywał na początku praktycznie każdy, kto się jako bezrobotny zarejestrował we właściwym pośredniaku.

Nagle ludzie zobaczyli, że można było nawet całe życie nie pracować na tzw. etacie, a rząd i tak wypłacał pieniądze. Dostawali je także np. absolwenci tylko za to, że np. ukończyli studia. Ale tamto wariactwo można było przynajmniej wytłumaczyć jeszcze „dawną epoką”, trudnościami w szybkim przestawieniu myślenia i polityki na nowe, wolnorynkowe tory, szokiem społecznym itp. Jednakże w kolejnych latach, gdy etatystyczna polityka zaczęła powodować coraz większe napięcia budżetowe, nawet rządy lewicowe próbowały nieco powstrzymywać wydatki socjalne, tworząc ustawowe ograniczenia zwane regułami wydatkowymi. Zadłużenie cały czas rosło, ale do 2015 roku wydawało się, że jeszcze „leci z nami pilot”.

Tabu zostało naruszone po przejęciu władzy przez PiS w 2015 roku i chyba można obronić tezę, że ówczesna wygrana PiS była w dużej mierze pochodną socjalnych obietnic tej partii z programem „500 plus” na czele. Ale o ile w 2015 roku zostało naruszone tabu dotyczące rozdawania money for nothing, tak od 2020 została wprost rozerwana tama socjalnego rozdawnictwa – najpierw jako skutek fatalnej polityki covidowej, a następnie jako pochodna rządowej polityki wobec wojny na Ukrainie.

Teraz, na pięć miesięcy przed planowanymi wyborami parlamentarnymi, hamulce budżetowego hedonizmu puszczają nie tylko obozowi władzy, ale także koncesjonowanej opozycji, czego najlepszym przykładem jest nazwa PSL-owskiego sojuszu z ruchem Hołowni.

Trzecia Droga – bo tak się ów wyborczy sojusz ma nazywać – jest hasłem nie mniej oklepanym niż liberalne przekonanie, że „nie ma darmowych obiadów”. A dokąd prowadzi „trzecia droga”, to dokładnie wiemy, ponieważ od 1990 roku kolejne rządy realizują jakiś społeczno-gospodarczy wariant trzeciej drogi.

Bo jak słusznie już dawniej zauważono, koncepcja „trzeciej drogi” to produkt uboczny rozkładu lewicy i lewicowego programu. Gdy bankrutowały ustroje komunistyczne i ustroje realnego socjalizmu, gdy swoje dno zaczęła pokazywać koncepcja welfare state, reprezentujący te idee polityczni bankruci zaczęli wymyślać warianty pośrednie, by uratować dla siebie, co się da, i dalej móc żerować na ludzkiej słabości do populizmu.

Bo jak zauważył Martin Powell, ideą przewodnią „trzeciej drogi” jest brak idei, a jeżeli jest tam jakaś idea, to zawarta w skrócie PaP, czyli Pragmatism and Populism. Mamy dziś zatem z jednej strony partię rządzącą i Morawieckiego, który ogłasza, że uruchomienie programu największego rozdawnictwa socjalnego po 1990 roku jest kopernikańskim przewrotem w polskiej polityce prorodzinnej – i mamy koncesjonowaną opozycję chwalącą się, że będzie szukała „trzeciej drogi”, która, jak wiemy z doświadczenia, zawsze prowadzi do socjalizmu.

A my konsekwentnie, tak jak 10, 20, 30 czy 40 lat temu, nadal powtarzamy, że nie ma darmowych obiadów i rachunki zawsze przychodzą. Z czasem coraz większe…

Najnowsze