Miałem wtedy 25 lat. Pracowałem w państwowej fabryce i konstruowałem obrabiarki. Po pracy szedłem na obiad do jadłodajni. Tam poznałem śliczną konecczankę, która została moją żoną, a ja znalazłem się w Końskich. Któregoś dnia do mojego stolika przysiadł się starszy mężczyzna, około 70 lat, zamówił podwójną porcję flaków. Czekając na zamówienie, zaczął opowiadać o wojnie, ale nie tej światowej, tylko o tej, w której bolszewicy podeszli pod Warszawę.
Opowiadał wiele szczegółów, których nie można się było wówczas oficjalnie dowiedzieć. Opowiadał, a ja słuchałem z zainteresowaniem. W pewnym momencie powiedział: „Wie pan, ja byłem kucharzem, od dziesięciu lat jestem na emeryturze, mam niską tę emeryturę i ciężko mi żyć” – i zaczął roztaczać obraz swojej biedy: że je obiad co drugi dzień dla oszczędności, kazał odłączyć elektrykę itd.
Obraz biedy tego człowieka poruszył mnie i moja wyobraźnia zaczęła pracować, jak temu człowiekowi można pomóc. Zapytałem: „To na co Pan oszczędza?” Ożywił się: „Bo widzi Pan na święta przyjeżdża do mnie syn i muszę go godnie przyjąć. Byłem kucharzem i potrafię dobrze ugotować. Bo wie Pan – z wyraźną dumą uzupełnił – mój syn jest generałem w Warszawie”.
Przed oczyma mi zawirowało, cała moja wizja ewentualnej pomocy runęła w gruzach. Jak to? Jedna z lepiej opłacanych profesji – generał – i nie stać go na to, aby pomóc staremu ojcu!? Jak ty, człowieku, syna wychowałeś? Nie pomyślałeś, że kiedyś będziesz potrzebował pomocy? Pomocy od kogo? To po co jest rodzina – podstawowa komórka społeczna, jak pouczają nowożeńców w Urzędzie Stanu Cywilnego. Człowieku, postąpiłeś nieodpowiedzialnie – sam sobie zgotowałeś ten los. To właśnie ma być przestrogą dla innych, że tak nie należy wychowywać dzieci.
– Bo wie Pan, ja myślałem, że jest Pan z opieki społecznej – powiedział mój rozmówca. – Nie! Jestem inżynierem w fabryce! – odparłem.
Przed wielką wojną podobno po Polsce włóczyło się dużo „dziadostwa”. Często byli to rodzice, których dzieci wyrzuciły z domu, czasem starzy ludzie, nie chcąc być ciężarem dla własnych dzieci szli na żebry – stając się mniejszym czy większym obciążeniem dla innych. Oczywiście bywały inne motywy, ale w przypadku tych dwóch wymienionych wyżej w grę wchodziły motywy etyczne, humanitarne. Kluczem jest słowo: wychowanie.
Na mojej uczelni, na kamiennej tablicy było wypisane motto: „Takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – Stanisława Staszica. Gdy kilka lat temu odwiedziłem uczelnię, nie mogłem tej tablicy odnaleźć…
Na czym polega wychowanie? To sztuka odpowiedzialności za swoje działania, to sztuka pracy. Co to jest moralność, co to jest etyka, solidność, wiarygodność, uczciwość, rzetelność, wytrwałość, honor, odwaga, rozsądek, sztuka organizacji, tradycja, pamięć dorobku pokoleń, które były przed nami, nawet gdy nie są tak solidni jak Ty. Przestrzeganie tych zasad pozwala nam trwać jako solidny naród, godny swojego Państwa. To sztuka tego, o czym się powiada, że „wypiło się z mlekiem matki”, to sztuka bycia twórczym, to sztuka godnego, niekoniecznie zamożnego, życia. To sztuka bycia przydatnym dla innych, a nie bycia pasożytem. To sztuka przewidywania, widzenia drugiego człowieka, miejsca w szeregu i jeszcze parę innych.
Ostatnio władza uchwaliła babciowe – argumentacja jest pozornie poprawna. Moja mama ma 99 lat i wciąż „prowadzi działalność gospodarczą”. Płaci podatki, składki ZUS. Ale gdy Rząd wprowadził Nowy Ład, a składki bardzo wzrosły, skierowała do Ministerstwa Finansów za pośrednictwem Urzędu Skarbowego w Końskich zapytanie, „ile musi zarobić na działalności gospodarczej 95-letnia emerytka, żeby z emerytury nie dopłacać do działalności gospodarczej”. Odpowiedzi nie otrzymała do dnia dzisiejszego (nie potrafili policzyć).
Pytanie miało tym gówniarzowatym geniuszom z Ministerstwa Finansów uzmysłowić ich miejsce. Zrozumieli: trzeba dać jałmużnę – „babciowe”. Ktoś musi babci zabrać, przepuścić przez maszynkę do prania pieniędzy – oczywiście nie za darmo – ktoś musi babciowe przeliczyć, przesłać na konto, też nie za darmo, i babcia dostaje ochłapy – niech się babcia cieszy. Ale ile gówniarstwa za komputerami ma tyle roboty? (za pieniądze babci). Jakie pole do nadużyć! – bo babcia niedowidzi, niedosłyszy i język ma nie ten.
A teraz pytanie do babć – pieniążki, które dla Was uchwaliła władza, mają być zabrane ludziom, którzy pracują. Są to Wasze dzieci, Wasze wnuki. Jak się czujecie ze świadomością, że to Państwo grabi Wasze potomstwo, żeby Wam rzucić ochłapy? Gdzie Wasza rodzina? Czy naprawdę potrzebny jest ten aparat przemocy, te setki tysięcy urzędników, które niczego oprócz smrodu nie produkują, abyście mogły godnie żyć?
Oczywiście nadwyżki finansowe babcia rozda dzieciom, wnusiom i wszyscy będą zadowoleni – tylko bieda będzie coraz większa, bo jak podał ostatnio organ badający zamożność Polaków, to od 2015 roku ta zamożność systematycznie spada.
PS. Jak to jest, że ludziom, którym strach powierzyć prowadzenie kiosku warzywnego, dostają od społeczeństwa mandat na stworzenie prawa, na prowadzenie Państwa? Czy naprawdę mamy to Państwo tak głęboko w …, że podejmujemy jako społeczeństwo takie wybory?