– Donald Trump chce posadzić Rosję przy stole negocjacyjnym. Ja widzę teraz, że są koncesje (na rzecz Moskwy – PAP), ale modlę się o to do Boga, by stał za tym inny motyw – ocenił w rozmowie z PAP George Simion, lider rumuńskiej prawicowej partii AUR.
– Rosjanie nie siądą do stołu rozmów, jeśli nie będą ufać temu człowiekowi, który chce ich tam umieścić. Ja widzę teraz, że są koncesje (ze strony USA), ale mam nadzieję, modlę się o to do Boga, że stoi za tym inny, głębszy motyw – powiedział PAP Simion.
Rumuński polityk stoi na czele prawicowej partii AUR (Związek na rzecz Jedności Rumunów) – przez media głównego nurtu określanej jako „radykalna”, która w grudniowych wyborach parlamentarnych zdobyła 18 proc., zajmując drugie miejsce i podwajając swój wynik sprzed czterech lat. W sumie partie prawicowe i nacjonalistyczne mają w parlamencie ponad 30 proc. miejsc.
Simion zdobył też 14 proc. głosów w pierwszej turze (unieważnionych ostatecznie) wyborów prezydenckich, chociaż według sondaży był murowanym kandydatem do drugiej tury. Niespodziewanie dla wszystkich pierwsze miejsce zajął wówczas mało znany, określany przez PAP „bardzo radykalnym” kandydat Calin Georgescu.
Obecnie Simion, pomimo pewnych istotnych rozbieżności programowych, twardo popiera Georgescu, uważając go za ofiarę intrygi establishmentu i domaga się odwołania decyzji Sądu Konstytucyjnego o unieważnieniu wyborów. Simion stwierdza, że działanie to było sprzeczne z zasadami demokracji.
– Można lubić Georgescu lub nie, ale on wygrał wybory. Nie można anulować wyborów tylko dlatego, że nie podoba ci się ten człowiek – oświadczył Simion.
6 grudnia ubiegłego roku Sąd Konstytucyjny Rumunii unieważnił wybory i kazał rozpisać nowe.
Decyzja ta zapadła w oparciu o odtajnione przez ówczesnego prezydenta Klausa Iohannisa dokumenty różnych struktur państwowych, m.in. służb wywiadowczych, według których Georgescu rzekomo dokonał nadużyć w trakcie kampanii, zatajając środki wydane na kampanię oraz sięgając po technologie w sieciach społecznościowych, określane przez PAP jako „nieprzejrzyste”.
Zrodziły się również podejrzenia, że w jego promocję mógł być zaangażowany zewnętrzny aktor państwowy, czyli Rosja, chociaż dowodów na nie wprost nie wskazano.
– W efekcie notowania Georgescu teraz szybują. I można by się zastanawiać, czy ludzie z naszych władz nie pracują w jego kampanii – ironizował Simion, nawiązując również do najnowszych wydarzeń – siłowego doprowadzenia Georgescu na przesłuchanie do prokuratury w związku z zarzutami, m.in. w sprawie możliwych nadużyć kampanijnych i „usiłowanie podżegania do działań wymierzonych w porządek konstytucyjny”, a także propagowania idei faszystowskich.
Na scenie międzynarodowej lider AUR deklaruje swoje poparcie dla polityki Donalda Trumpa, a także gorący podziw dla włoskiej lider Giorgii Meloni. Zaznacza przy tym, że amerykański prezydent podoba mu się „nie na 100 proc., bo idealni politycy nie istnieją”.
– Trump (w polityce) forsuje rzeczy, tak jak przyzwyczaił się to robić w interesach. Przed wyborami obiecał, że doprowadzi do pokoju na Ukrainie – mówił Simion.
Na rumuńskiej scenie politycznej Simion wielokrotnie krytykował udzielanie przez Bukareszt wsparcia wojskowego Ukrainie i kierował pod adresem władz w Kijowie zarzuty o złe traktowanie rumuńskiej mniejszości. Stwierdził, że Zełeński mógł zrobić więcej i nawet teraz też mógłby zrobić więcej, np. w zakresie rumuńskich świątyń prawosławnych czy szkolnictwa.
– Wielu Rumunów nie lubi Wołodymyra Zełenskiego, ale nie było przyjemnie patrzeć, jak był strofowany przez Donalda Trumpa w Białym Domu – twierdził Simion.
Jednocześnie polityk podkreślił, że każde porozumienie w sprawie wojny rosyjsko-ukraińskiej musi dawać gwarancje bezpieczeństwa – Ukrainie, ale także „reszcie świata”.
– Każde rozmowy powinny się zacząć od tego, jakie możemy mieć gwarancje, że Rosja nie zrobi tego samego w innym miejscu – zaznaczył.
– Dotychczasowe gwarancje bezpieczeństwa nie zadziałały. W 1994 r. Ukraina została wmanewrowana w oddanie broni jądrowej, a udzielone jej wówczas w ramach Memorandum Budapesztańskiego gwarancje nie zostały zrealizowane – ocenił Simion.
Jako jeden z „grzechów pierworodnych” obecnej wojny polityk wskazał bierność i ugodowość niemieckiego rządu, gdy po rosyjskiej aneksji Krymu i rozpoczęciu wojny w Donbasie doszło do podpisania nietrwałych i ostatecznie nieskutecznych porozumień mińskich.
George Simion, w przeszłości raczej marginalny działacz na rzecz zjednoczenia Rumunii i Mołdawii (ma do tego kraju zakaz wjazdu), zyskał popularność w czasach covidowych (m.in. walcząc z restrykcjami), a w ostatnich latach, czerpiąc z narastającej społecznej frustracji i rozczarowania „systemem”.
Ma opinię największego skandalisty w rumuńskiej polityce, jeśli oczywiście nie liczyć słynącej z kontrowersji Diany Sosoaki. Simion jest gwiazdą internetowych performance’ów, a także sprzeczek czy nawet przepychanek w parlamencie.
W rozmowie z PAP przekonywał, że w czasie swojej działalności politycznej „nigdy nikogo nie uderzył, chociaż czasem było to trudne, bo z usposobienia jest cholerykiem”.
– Nie jestem anarchistą, nie wrzucam do parlamentu granatów dymnych, jak to się zdarzyło ostatnio w Serbii – mówił.
Przyznaje, że Calin Georgescu przejął jego elektorat dzięki temu, że był bardziej radykalny.
– To zarezonowało w społeczeństwie, odpowiedziało na oczekiwania ludzi – mówił Simion.
W czasie kampanii przed wyborami prezydenckimi rzeczywiście George Simion przybrał ton bardziej umiarkowany. W odróżnieniu od Georgescu nie wypowiadał się przeciwko członkostwu Rumunii w NATO czy UE, chociaż wielokrotnie krytykował obecne unijne porządki.
– Dla Rumunii, podobnie jak dla Polski, ale jeszcze w większym stopniu, demontaż NATO byłby katastrofą. Jestem wiceprzewodniczącym EKR (grupy konserwatystów i reformatorów w PE), tej siły, która opowiada się za utrzymaniem sojuszu UE i USA – powiedział Simion, który przyjechał do Polski na zaproszenie partii PiS, należącej do tej samej grupy parlamentarnej (były premier Mateusz Morawiecki jest przewodniczącym EKR).
W sieciach społecznościowych Simion nie szczędzi krytyki obecnym władzom RP, np. zarzucając „tyranii Tuska” prześladowanie oponentów politycznych w reakcji na zatrzymanie posła PiS Dariusza Mateckiego.
– Rosyjska doktryna jest oparta na chaosie i w Moskwie chcieliby, żeby inni byli słabi. Gdyby doszło do sytuacji skłócenia UE z USA, chaos będzie tylko większy. My w EKR uważamy, że tego chaosu należy uniknąć i zrobić wszystko, by utrzymać relacje transatlantyckie – przekonywał.
Simion zapewnił, że choć w wielu punktach jest skłonny łączyć siły z politykami o podobnym profilu, np. z węgierskim premierem Viktorem Orbanem, to w tej współpracy są „czerwone linie”.
– To m.in. zmiany granic czy poparcie dla zbrodniarzy wojennych takich jak pan Putin – oświadczył Simion.
Pole do kooperacji z węgierskim politykiem, w którego polityce wielu Rumunów widzi dążenie do rewizjonizmu granic, Simion widzi w „powstrzymywaniu nielegalnej imigracji czy promowaniu wartości chrześcijańskich i tradycyjnej rodziny”.
W rumuńskim parlamencie na froncie walki z establishmentem AUR połączył obecnie szyki ze skrajnie populistyczną i otwarcie prorosyjską partią S.O.S. Diany Sosoaki, niegdyś na krótko należącej do jego partii, czy wspierającej Calina Georgescu dość młodej partii POT, chociaż tu również deklaruje, że ta zbieżność interesów jest ograniczona. Jak powiedział, „Sosoaca była dla AUR nieznośnym brzemieniem i nie jest w partii” właśnie m.in. z powodu swoich żądań terytorialnych pod adresem Ukrainy.
Podobne roszczenia pod adresem zaatakowanego przez Rosję kraju wysuwał ostatnio Calin Georgescu, wciąż jeszcze potencjalny kandydat w powtórzonych wyborach prezydenckich i ich sondażowy faworyt z poparciem ok. 40 proc.
– Wierzę w mechanizmy kontroli i równowagi. Jeśli Rumuni wybraliby Georgescu, to powinien zostać prezydentem, a konstytucja jest od tego, by ograniczać ewentualne jego szkodliwe działania – zadeklarował Simion.
Przyznał jednak, że „jest tajemnicą poliszynela”, iż Georgescu do wyborów raczej dopuszczony nie zostanie. Czy w takiej sytuacji sam Simion stanie ponownie do udziału w wyborach, próbując przechwycić antysystemowy elektorat? To pytanie, które od dawna zadają mu rumuńscy i zagraniczni dziennikarze.
– Szczerze mogę tylko powiedzieć, że na chwilę obecną – nie wiem. Na pewno mógłbym to zrobić w sytuacji, gdyby pan Georgescu mnie o to poprosił. Nie zamierzam jednak działać za jego plecami i ma on jako kandydat poparcie AUR – zadeklarował Simion.
Powtórzone wybory prezydenckie w Rumunii zaplanowano na 4 maja. Ewentualna druga tura odbędzie się dwa tygodnie później.