Strona głównaMagazynZ notatnika unijnego agitatora. Lewica uderza w pomniki

Z notatnika unijnego agitatora. Lewica uderza w pomniki

-

- Reklama -

Francuska lewica walczy przy ze wszystkim, co nad Sekwaną ma jeszcze odniesienie do chrześcijaństwa i za wszelką cenę chce odciąć kraj od jego wielowiekowych korzeni. Dla tej formacji historia zaczyna się w momencie rewolucji francuskiej. Stąd zamachy „wolnomyślicieli” na szopki bożonarodzeniowe, kapliczki, nawet na… „ciasto Trzech króli” (pewna polityk „Zbuntowanej Francji” – LFI – złożyła donos na zaserwowanie w szkole, w Tuluzie, ciasta „Gallette des Rois” pieczonego z okazji święta Objawienia Pańskiego, które przyozdobiono figurką religijną). Od lat „laikardzi” nie przepuszczają też pomnikom. Teraz czepili się obecności Joanny d’Arc w Nicei.

Pomnik przedstawia Joannę d’Arc na koniu z wyciągniętym mieczem. Rzeźbę umieszczono w ogrodzie miejskim nad nowym parkingiem podziemnym, w pobliżu kościoła św. Joanny d’Arc w centrum Nicei. Nic dziwnego, że nie spodobał się miejscowej lewicy. Frédéric Picard, radny Partii Zielonych w Nicei, złożył na pomnik doniesienie do prokuratora generalnego. Zaatakował inicjatywę, zarzucając miastu, że dokonało ustawienia pomnika bez przeprowadzenia przetargu i może tu chodzić o „faworyzowanie” twórców. Wszczęto w tej sprawie dochodzenie, a skargę do sądu złożył prefekt. Sąd administracyjny podzielił zarzuty prefekta stawiane Aglomeracji Nicejskiej, że zawarto umowę z pracownią miejscowych artystów Missor bez przetargu, konkursu i złamano zasady konkurencji. Jego decyzja zmusza miasto do rozbiórki pomnika.

- Reklama -
1,5 proc. dla Fundacji Najwyższy Czas!

Nie miało znaczenia to, że to miejski zarząd parkingu im. „Jeanne d’Arc” podpisał umowę z Atelier Missor, które gromadzi „kolektyw artystów z siedzibą w Nicei”. Sąd administracyjny uznał, że zarząd Parcs d’Azur nie udowodnił „szczególnych powodów artystycznych, które wymagałyby, aby to zamówienie na monumentalną rzeźbę Joanny d’Arc (…) mogło zostać powierzone wyłącznie Atelier Missor”. Unieważnił też umowę miasta z pracownią i nakazał zwrot pieniędzy. Prefektura Alpes-Maritimes, na czele której stoi prefekt Hugues Moutouh, oznajmiła, że ta decyzja prawna „skutkuje koniecznością demontażu pomnika” i „zwrotem przez usługodawcę zapłaconych mu już kwot”, czyli 170 tys. euro. Dodano, że „wszelkie odwołania od tego wyroku nie mają charakteru zawieszającego decyzję” i rozbiórka ma się zacząć natychmiast. Prefekta skrytykował prezes agencji Parcs d’Azur Gaëli Nofri, który na platformie X pisał o „dryfie wokizmu”. Sama gmina Nicei ogłosiła, że wsparła uruchomienie „społecznej subskrypcji na rzecz ratowania pomnika Joanny d’Arc”. Mer Christian Estrosi przypomniał historyczne i symboliczne znaczenie Joanny d’Arc, którą opisał jako „postać jedności i francuskiej dumy”. Cytując Jacques’a Chiraca, podkreślił, że Joanna d’Arc „należy do wszystkich Francuzów” i dodał, że obecnie trwa walka z „niszczycielami naszego wielkiego narodowego przeznaczenia”.

Europa Suwerennych Narodów

W internetowych dyskusjach prawie nikt nie ma wątpliwości, że decyzja o demontażu pomnika Joanny d’Arc ma tło polityczno-ideologiczne.

- XVI Konferencja Prawicy Wolnościowej -

Coraz gorsze dane demograficzne

Polityka proaborcyjna i antyrodzinna robi swoje. Francja z hukiem obchodziła właśnie 50-lecie ustawy Veil i legalizacji aborcji. Od tego czasu zginęło około 8 milionów dzieci nienarodzonych. Tymczasem liczba urodzeń we Francji spadła w 2024 r., osiągając najniższy poziom od… 1945 r. Instytut statystyki INSEE opublikował raport demograficzny za rok 2024, który podaje, że licząc rok do roku, liczba urodzeń gwałtownie spadła i to o 2,2 proc. w stosunku do i tak fatalnego w tej materii roku 2023.

Liczba urodzeń we Francji, która była kiedyś europejskim czempionem demografii, na przestrzeni ostatnich lat stale spada. Trudno tego nie wiązać z działaniami polityków, „homomałżeństwami”, promowaniem aborcji, czy jej „konstycjonalizacją” w ubiegłym roku.

INSEE podaje, że w kraju liczącym obecnie 68,6 milionów mieszkańców, wzrost populacji wyniósł w 2024 roku 0,25 proc. W ubiegłym roku we Francji urodziło się zaledwie 663 tys. dzieci i jest to o 2,2 proc. mniej niż w 2023 r. i aż o 21,5 proc. mniej w porównaniu do np. roku 2010 r. Jeśli liczba urodzeń zależy przede wszystkim od liczby kobiet w wieku rozrodczym, to jest ona również powiązana z ich płodnością. Wskaźnik ten w 2024 r. wyniesie 1,62 dziecka na kobietę i nie był tak niski od… 1919 r., czyli czasu po Wielkiej Wojnie, kiedy to brakowało mężczyzn.

INSEE podała, że wskaźnik rozrodczości spada od 2010 r., a wówczas wynosił 2,02 dziecka na kobietę we Francji metropolitalnej, co gwarantowało jeszcze odnawianie populacji. Nie lepiej jest i w innych krajach UE. Dane z 2022 r., ostatniego roku, dla którego dostępne są dane porównawcze w Europie, mówią, że współczynnik dzietności w Unii Europejskiej wyniósł 1,46 dziecka na kobietę. Krajem, w którym wskaźnik ten był najwyższy, była i tak… Francja (1,78). W tym samym czasie we Francji wzrósł wskaźnik śmiertelności. W 2024 r. zmarło w tym kraju 646 tys. mieszkańców. Oznacza to wzrost o 1,1 proc. w porównaniu z rokiem 2023. Starzenie się społeczeństwa staje się faktem. Od 2011 r. liczba zgonów ma tendencję wzrostową ze względu na starzenie się pokolenia wyżu demograficznego, urodzonego między 1946 a 1974 r. Różnica między liczbą urodzeń a liczbą zgonów w roku 2024 wyniesie 17 tys. „na plus”, ale będzie to najniższy poziom wzrostu od czasu zakończenia II wojny światowej.

87 proc. obywateli chce, by priorytetem rządu było… bezpieczeństwo

Takie żądanie nie dotyczy uwikłanego w konflikty kraju trzeciego świata, ale podobno „poważnego” kraju UE. 87 proc. Francuzów chce, aby to bezpieczeństwo było priorytetem nowego rządu Francois Bayrou. Eksperymenty polityczne lewicy, laksyzm wymiaru sprawiedliwości, czy też nadmierna imigracja i załamanie się integracji, zrobiły przez lata nad Sekwaną swoje.

Na razie premier François Bayrou chce skupić się głównie na projekcie budżetu na rok 2025. 87 proc. Francuzów uważa jednak, że priorytetem nowego rządu absolutnie powinno być bezpieczeństwo. Tak przynajmniej wynika z sondażu CSA przeprowadzonego na zlecenie JDD, Europe 1 i CNews. Jest to znaczny wzrost w porównaniu z podobnym badaniem z września 2024 r., kiedy to 84 proc. respondentów wysuwało takie samo żądanie wobec poprzedniego rządu Michela Barniera. Bardziej zainteresowane kwestią bezpieczeństwa są przede wszystkim kobiety. Wśród tej płci aż 89 proc. uważa, że bezpieczeństwo powinno być priorytetem rządowym. Podobnie uważa 86 proc. mężczyzn. W zależności od grupy wiekowej, opinię tę podziela 89 proc. osób poniżej 35 roku życia, przy czym szczególnie wysoki odsetek występuje wśród osób w wieku 18–24 lat (92 proc.) i 25–34 lat (87 proc.).

Wśród osób w wieku 35–49 lat odsetek ten nieznacznie spada do 85 proc., gdzie 15 proc. uważa, że bezpieczeństwo nie powinno być głównym priorytetem rządu. Wśród osób w wieku 50 lat i starszych, 88 proc. chce, aby bezpieczeństwo było priorytetem, w tym 89 proc. osób w wieku 50–64 lat i 86 proc. osób w wieku 65 lat i starszych. Co ciekawe, są tu różnice pomiędzy zwolennikami lewicy i prawicy. Tylko 74 proc. zwolenników lewicy uważa, że bezpieczeństwo powinno być priorytetem nowego rządu. Taką opinię podziela 77 proc. zwolenników partii La France Insoumise (lewacka LFI), 72 proc. Partii Socjalistycznej i 71 proc. partii Zielonych (Europe Écologie Les Verts). Wśród zwolenników obozu prezydenckiego o bezpieczeństwie mówi 93 proc. wyborców partii Renesans Emmanuela Macrona. Po prawej stronie poparcie jest jeszcze wyższe i wynosi 95 proc. (98 proc. Republikanie i 97 proc. sympatycy Zjednoczenia Narodowego).

„Strefy niskiej emisji” w miastach

Czy takie strefy mogą „pomóc planecie”? Odpowiedź jest oczywista – nie. Żaden właściciel starszego samochodu go nie wyrzuci. Takie samochody będą wypuszczały swoje spaliny na przedmieściach, ewentualnie trafią na prowincję lub „po taniości” do krajów, które takich przepisów nie wprowadzają.

Niestety Francja przyspiesza we wprowadzaniu stref zakazu wjazdu do centrów miast dla starszych samochodów. To trochę ból głowy dla ich właścicieli. Niektórzy sięgają po możliwość rejestracji swojego Peugeota czy Renault jako pojazdu kolekcjonerskiego i przy okazji korzystają ze zwolnienia z podatku. Są i tacy, którzy rejestrują swoje auta w innych krajach, często także w Polsce. Inni po prostu łamią nowe przepisy.

Strefy nie spowodują zakupu nowych aut, bo po prostu większości użytkowników dróg na to nie stać, a „elektryki” nawet z dotacjami, pozostają luksusową zabawką dla osób bogatszych. Tymczasem od 1 stycznia 2025 r. ruch pojazdów „najbardziej zanieczyszczających środowisko” został na nowo „uregulowany” w około trzydziestu metropoliach we Francji. Wprowadzenie stref niskiej emisji po 1 stycznia 2025 r. dotyczy aż 30 nowych obszarów miejskich liczących ponad 150 tys. mieszkańców. Wśród miast, które już podjęły takie środki wcześniej są Lyon, Grenoble, Paryż czy Montpellier, ale i tu zasady uległy zmianie. Od początku tego roku kierowcy samochodów oznaczonych naklejką „Crit’Air 3” nie mogą wjeżdżać do centrów tych miast. Dotyczy to właścicieli pojazdów z silnikiem Diesla zarejestrowanych w latach 2006–2010, samochodów benzynowych zarejestrowanych w latach 1997–2005 oraz mechanicznych jednośladów rejestrowanych w latach 2004–2006.

Media francuskie wspominają o „depresji” wielu kierowców. Podobnie jest w Polsce, gdzie ostatnio w Krakowie trzeba było przedłużać w tej sprawie „konsultacje, bo „strefy wykluczenia kierowców” napotykają na społeczny opór.

Problemy z medalami

Z technologią francuską bywa różnie. Francuskie auta bywają eleganckie, nowatorskie, bogato wyposażone, ale mają opinię raczej nietrwałych i problemy z jakością. Może to jednak szerszy problem wyrobów „made in France”? Kolejnego przykładu dostarczyły piękne, ale jak się okazuje nietrwałe medale Igrzysk Olimpijskich 2024.

Niezadowoleni z nich sportowcy zwrócili już ponad 100 wadliwych medali do poprawki – jak podaje dziennik „La Lettre”. Ich wygląd szybko się popsuł. Krążki, w zdobycie których włożyli tyle wysiłku, są już nie do poznania. Jak podaje dziennik „La Lettre”, ponad sto medali zdobytych na Igrzyskach Olimpijskich 2024 powróciło do COJOP (Komitetu Organizacyjnego Igrzysk Olimpijskich i Paraolimpijskich). Takie sygnały pojawiały się zresztą jeszcze w czasie trwania paryskiej olimpiady. Jeszcze 9 sierpnia, kilka dni po zdobyciu brązowego medalu przez francuską sztafetę w sztafecie 4×100 metrów stylem zmiennym, Maxime Grousset mówił o tym, że jego medal „wygląda, jakby był rozbity i trochę zardzewiały”.

Mennica Paryska, która odpowiada za medale, wyjaśnia, że „zmagała się z problemem wadliwego lakieru” i to jeszcze półtora roku przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich. Trzech dyrektorów Mennicy odeszło ze swoich stanowisk pod koniec 2024 r., co może mieć pewien związek ze sprawą. MKOl (Międzynarodowy Komitet Olimpijski) zapewnia, że medale zostaną wymienione. Medale zwrócili m.in. francuscy pływacy, tacy jak Clément Secchi i Yohann Ndoye-Brouard, którzy niedawno opublikowali zdjęcia swoich brązowych medali. „Skóra krokodyla” – zażartował Secchi. „Paryż 1924” – napisał Ndoye-Brouard, żartując z kolei na temat wieku swojego medalu.

Najnowsze