Dawno, dawno temu, gdy Polska była jeszcze pod okupacją mitycznej PRL, istnieli liberałowie krakowscy (ze śp. Mirosławem Dzielskim), wrocławscy (p. Tomasz Gabiś i duże koło publicystów), poznańscy (śp. dr Tadeusz Majewicz), warszawscy (np. Stanisław Michalkiewicz i JKM) – skupieni wokół miesięcznika „STAŃCZYK” – i liberałowie gdańscy (z pp. Donaldem Tuskiem i Januszem Lewandowskim) piszący w „Przeglądzie Politycznym”. Obydwie grupy różniły się bardzo niewiele – ale u „gdańszczan” był zawsze taki cień socjalizmu: np. popierali strajki robotnicze.
To że dzięki p. Lechowi Wałęsie władzę (na kilka ważnych miesięcy) objęło KLD, to mniej ważne; ważniejsze, że ta „drobna różnica” z latami rosła – i doprowadziła do tego, że p. Donald Tusk otwarcie przyznał, że nie jest już liberałem, tylko socjaldemokratą. Proszę więc poczynań obecnej PO czy KO nie przypisywać liberalizmowi!
A piszę to, gdyż niedawno byłem na imprezie Instytutu Ludwika von Misesa – i odniosłem takie samo wrażenie: niby liberałowie – ale jakieś dziwne ograniczenia i niedopowiedzenia w ich wypowiedziach.
Ostatnio ceniony przez mnie publicysta p. Mikołaj Pisarski, długoletni prezes IlvM napadł na p. Jakuba Dymka, który napisał był: „»W Polsce chcemy poziomu życia jak w Szwecji, wydając na to tyle publicznych środków, co w Somalii« to w największym skrócie wspólny program partii 3RP” (Ta reforma ortografii z 1936! Autorowi nie chodzi o żadną partię o akronimie „3RP”, lecz o program wszystkich partyj III RP!). P. Pisarski skomentował to słusznie: „Kolejna, podręcznikowa wręcz, manipulacja… Państwo Polskie całościowo, w stosunku do PKB, wydaje WIĘCEJ [na socjal – JKM] niż Szwecja (w ogóle prawie najwięcej w UE) – w przyszłym roku 49 proc.”.
Po czym dodał: „Problem polega na tym, że wydaje głupio – głównie na transfery społeczne (17.4 proc. PKB), a nie np. zdrowie”.
Co ja z kolei skomentowałem krótko: „Macie »libertarianina«!! Krytykuje państwo nie za to, że wydaje za dużo – tylko za to, że wydaje »nie na to, co trzeba«”!!
Tu skorzystałem z okazji, by przypomnieć 30 lat temu znane „wszystkim” „Prawo Savasa” (to ekonomista-praktyk z administracji śp. Ronalda Reagana; w internecie są o Nim tylko dwie wzmianki: dr Emanuel Stefan Savas, uczony grecko-amerykański i urzędnik administracji publicznej; oraz że Jego papiery są w Instytucie Ronalda Reagana!!).
„Wracając do p. Jakuba Dymka. Jeśli państwo wyda na zdrowie 100 mld, to znaczy że wydaliśmy na zdrowie o 40 mld mniej, niż gdyby państwo tego nie zrobiło.
Jasne?
Nie? To proszę zrozumieć: z tych 100 mld 40 proc. poszło na Ministerstwo Zdrowia, NFZ i całą gigantyczną (a zbędną) biurokrację. Gdyby państwo nie zabrało ludziom w podatkach tych 100 mld, to oni sami na lekarzy, lekarstwa, pielęgniarki, szpitale itd. wydaliby całe 100 mld.
A może wydaliby 80 mld – a 20 mld na co innego?
Ogólnie: jeśli III RP wydaje na coś X zł, to Polska traci na tym ⅖X (Prawo Savasa)”.
Ten człowiek poświecił masę pracy na udowodnienie – praktyczne, nie teoretyczne – że firmy państwowe są średnio o 40 proc. kosztowniejsze od prywatnych. Więc oficjalna ekonomia o Nim grzecznie zapomniała.
P. Pisarski przypomniał, że jednak nadmierne wydatki krytykował – po czym nieoczekiwanie dodał: „Funkcją socjalu powinno być wyrównywanie poziomu skrajnego ubóstwa, a nie podnoszenie dochodu wszystkich gospodarstw domowych i stymulacja konsumpcji. W Polsce jest jeszcze gorzej – można argumentować, że istotna część transferów trafia do… najbogatszych gospodarstw domowych”.
Znów włos się jeży: p. Piskorski poucza, co powinno być funkcją socjalu (ja sądzę, że go w ogóle nie powinno być – a jeśli być musi, to powinien zabierać biednym i dawać bogatym, jak w Piśmie Św.: „Kto bowiem ma, będzie mu dodane, a kto nie ma, zostanie mu zabrane nawet to, co ma” Mk 4, 25). I pisze, że problemem nie są wydatki, tylko to, na co te wydatki idą!! W efekcie zaczynają się dziwaczne dyskusje (np. p. Tomasz Browarny: „Zgoda, ale państwowa opieka zdrowotna to przymusowy transfer od zdrowych do chorych. Dla wielu ładnie to wygląda, ale to b. niebezpieczne, bo umożliwia powstanie sytuacji, gdzie odsetek osób starych i chorych zwiększa się. I tak zresztą dzieje się w bogatych krajach”).
To zjawisko nie dotyczy tylko Polski – występuje wszędzie. Np. gdy w USA miasto Dallas przeznaczyło środki na stworzenie miejsc pracy dla bezrobotnych, 90 proc. tych środków posłużyło do budowy biurowców dla wielkich korporacyj! Zbyt wielu bezrobotnych przy tym zresztą nie pracowało, bo tam potrzebni byli fachowcy…
I oczywiście wszędzie, gdzie dofinansowujemy leczenie, musi się zwiększać odsetek ludzi starych i schorowanych.
Do tej pory sądziłem, że Prawo O’Sullivana („Każda instytucja, która nie została na początku starannie zdefiniowana jako prawicowa – z biegiem czasu stanie się lewicowa”) dotyczy wyłącznie instytucyj: tworzący je prawicowcy uważają, że trzeba wysłuchiwać głosu wszystkich – a lewicowcy dopuszczają tylko swoich… i w ciągu 30 lat instytucja, do której wpuszczono jednego lewicowca, staje się instytucją, w której toleruje się jeszcze z litości jednego prawicowca.
Okazuje się, że dotyczy to również powstających w mózgu człowieka teoryj: jeżeli dopuścimy w nich jedną nutkę lewactwa – po dwudziestu latach zaczynamy myśleć jak lewak.
Przypomniałem tu sobie, jak na spotkaniu ze śp. Stefanem Kisielewskim i ze mną w Klubie Inteligencji Katolickiej (przy ul. Kopernika 24…) ktoś zadał pytanie: „A co zrobić z górnikami z zamykanych kopalń?” i Stefan odpowiedział: „No, trzeba będzie jakoś zorganizować im inną pracę” – na co powiedziałem: „Jak to? Zwalnia się ich z pracy i niech sobie sami szukają innej! Co ja jestem: właścicielem niewolników?” – i Stefan natychmiast przeprosił, że tak Mu się powiedziało, bo za dużo czyta komunistycznej prasy…
Wystarczy raz powiedzieć: „Zróbmy wyjątek dla schorowanych, biednych staruszek z dzieckiem przy piersi” – i z tego „wyjątku” po latach zrobi się zasada.
Dlatego z przerażeniem patrzę na ewolucję KONFEDERACJI.
Widocznie została nie dość starannie zaplanowana jako prawicowa…