Przemysław Wipler był gościem Jacka Nizinkiewicza w programie „Rzecz o Polityce”. Poseł wygłosił tyradę na temat błędów i wypaczeń, jakich w jego ocenie, dopuścił się w kampanii wyborczej Janusz Korwin-Mikke, który aktualnie przebywa w szpitalu.
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” pytał, kto ponosi winę za słaby wynik Konfederacji. – Jest tu bardzo wiele czynników i nie będę mówił niczego, co nie zostało już powiedziane w mediach – odparł Wipler.
„Wyciągnięcie wniosków”
– Ale jakieś rozliczenia będą, czy po porostu jedziecie dalej, tylko Janusz Korwin-Mikke więcej z waszych list nie wystartuje? – dociekał.
– Nie mówimy o czymś takim, jak rozliczenia. Mówimy o czymś takim, jak wyciągnięcie wniosku. Jednym z wniosków było wyciągnięcie jakichś tam konsekwencji wobec Pana Janusza, pomimo tego iż jest on legendą naszego środowiska, symbolem naszego środowiska, ale nie mieliśmy cienia wątpliwości, że to, że straciliśmy bardzo istotnie poparcie, zwłaszcza wśród kobiet, młodych kobiet i wśród młodzieży po dwóch jego aktywnościach, to nie ulega wątpliwości – grzmiał poseł.
– Było ileś innych błędów, m.in. zbyt słaba selekcja kandydatów na listy i były osoby, które nigdy nie powinny znaleźć się na listach, a poza tym byliśmy traktowani w sposób bardzo niesymetryczny i przez media. Telewizja Publiczna nas w ogóle nie pokazywała, nie dawała szansy na wypowiedzenie się. Byliśmy jedyną partią, która miała 0 godzin, 0 minut, 0 sekund w mediach publicznych – żadna nie była tak traktowana. Widać było, gdzie PiS widział podstawową konkurencję dla siebie – wyliczał dalej.
– A media takie, jak TVN, jak mówiły o Konfederacji, to tylko w formacie paszkwilu, prześmiewczego ataku i tak dziennikarsko warsztatowo skandalicznych zachowań, jak rozmowa między Sławomirem Mentzenem a Panem redaktorem (…) Piotrem Kraśko w ostatnim tygodniu kampanii – dodał.
„Apeluję do Pana Janusza, żeby się zdecydował”
Nizinkiewicz zacytował słowa prezesa założyciela Nowej Nadziei. – Janusz Korwin-Mikke w weekendowym wywiadzie dla Plusa i Minusa Rzeczpospolitej mówił, że „Wipler ogłosił, żeby głosować nie na mnie, ale na Bosakową, co z punktu widzenia partyjnego jest kryminałem”. I dodaje: „Wipler jest nikim w Konfederacji i Nowej Nadziei, nie zajmuje żadnego stanowiska” – powiedział.
– Po pierwsze apelowałbym do Pana Janusza o delikatną spójność, bo z jednej strony mówi, że jestem mastermindem, złowrogim demiurgiem, który kręci wszystkim i ma wpływ na wszystko i że żadna najdrobniejsza decyzja nie ma miejsca poza konsultacjami, przynajmniej, ze mną, a zapewne również inspiracją, a z drugiej strony mówi, że jestem nikim, więc apeluję do Pana Janusza, żeby się zdecydował. Obie wersje równolegle w tym samym czasie dystrybuuje w przestrzeń publiczną – odparł Wipler.
– Ja myślę, że i próba wklejenia mnie we wszystkie procesy, które dzieją się w Konfederacji, jest niesprawiedliwa, a mówienie, że jestem nikim i zerem jest niegrzeczne. Jestem posłem klubu parlamentarnego Konfederacji, jednym z 18, jestem szeregowym posłem, będę pracował w komisjach poselskich. To jest jedno – grzmiał.
– Druga kwestia to jest to, że rzekomo miałem nawoływać do głosowania na Karinę Bosak. Po pierwsze uważam, że to jest świetna kandydatka. Jestem przekonany, że będzie dobrą posłanką, dlatego na jej prośbę m.in. zapisałem się do zespołu na rzecz opieki okołoporodowej, jak zresztą podobnie wielu moich kolegów, bo Karinie po prostu nie sposób jest odmówić, zwłaszcza w tak ważnej sprawie – mówił dalej.
– Ale ja po prostu podczas apogeum skandalu z uczestnictwem Janusza Korwina-Mikkego w spotkaniu założycielskim fundacji Patriarchat, na którym nigdy nie powinien się znaleźć, które miało wszelkie znamiona prowokacji politycznej – gdybym chciał zaatakować Konfederację, to czegoś tak głupiego i hardcorowego bym nie wymyślił – to po prostu jakiś złowieszczy umysł, który to wymyślił i psychologicznie sprocedował Pana Janusza, wciągnął go w tę papkę – kontynuował.
– Ja, komentując te wydarzenia u redaktora Michalskiego z Wirtualnej Polski, powiedziałem, że jeżeli komuś nie podoba się to, co mówi i robi Janusz Korwin-Mikke, zagłosować może na innego kandydata w okręgu podwarszawskim, np. na Karinę Bosak. To nie jest apel, tylko wskazanie tego, że są inni kandydaci na naszych listach i że w ten sposób można też pokazać, że się nie daje przyzwolenia, ani poparcia dla pewnych wypowiedzi, pewnych zachowań. I to było dla mnie oczywiste, jasne i klarowne i niekontrowersyjne – stwierdził.
„Jest kupa głupich miejsc, w które się nie chodzi”
Nizinkiewicz podkreślił, że Korwin-Mikke wyjaśniał, że na samym spotkaniu znalazł się przypadkiem, gdyż miał akurat 2 godziny wolnego w oczekiwaniu na pociąg.
– Przypadek? Nie sądzę – powiedział Wipler.
– Przechodził z tragarzami, wpadł na to spotkanie i wygenerował nam gigantyczny kryzys, ponieważ brak reakcji na jakiegoś bałwana, żeby nie powiedzieć mocniej, który wypowiada rzeczy o nim jak najgorzej świadczące i który zrównuje kobiety do takiego dobytku, inwentarza trochę lepszego niż np. bydlątka, owieczki, kurki itd., to moim zdaniem jest skandaliczne samo w sobie – grzmiał.
– To nie jego wypowiedź, ale jakby nawołali do oczyszczenia rasowego Europy, on by tylko sobie siedział i słuchał i dłubał w nosie albo przysypiał, to też by były problemy – ciągnął.
– Jakby poszedł na spotkanie założycielskie Ku Klux Klan Bielany, też byłby z tego problemy – dodał.
– No po prostu czasami wystarczy wpaść na jakąś imprezę – skwitował.
Dalej Wipler stwierdził, że „jest kupa głupich miejsc, w które się nie chodzi i facet, który ma tyle lat, co Pan Janusz, powinien choć trochę czaić konteksty”.
„To po prostu było nie do obrony”
– Może trzeba było go bronić w kampanii? Może to był błąd, że odstawiliście Korwina-Mikke w ostatnim i Grzegorza Brauna na bocznicę? – pytał Nizinkiewicz.
– To są dwa bardzo różne przypadki. Nie odstawiliśmy na bocznicę, tylko chcieliśmy wyeksponować dwóch liderów w Konfederacji, którzy poszerzali elektorat, którzy mówili do nowych wyborców (…) Proszę zobaczyć, jak dobrze tę kampanię przeprowadził Grzegorz Braun. Tam nie było jednego zdarzenia, które byłoby choć trochę kłopotliwe i ma w chwili obecnej oprócz siebie trzech posłów ze swojej formacji. Bardzo się zbudował, bardzo się umocnił i miał bardzo dobry wynik osobisty w liczbach bezwzględnych na Podkarpaciu, gdzie była bardzo mocna konkurencja i była bardzo mocna taka nasza wewnętrzna… i bardzo mocna lista – bronił się Wipler.
– Janusz Korwin-Mikke zrobił trzeci wynik w Warszawie (w okręgu podwarszawskim – przyp. red.) i myślę, że to właśnie przez te wypowiedzi, aktywności. Nie było czego bronić, nie można pewnych rzeczy bronić, nie można z pewnymi sprawami się utożsamiać, bo po prostu one są nie do obrony. To jest jasne i klarowne – grzmiał.
– To jest tak, jakbym sam coś śmierdzącego wrzucał do wentylatora, gdybym próbował tego bronić, bo to po prostu było nie do obrony. Nie ma do obrony pewnych poglądów, zachowań i nie będziemy brali udziału w takich syzyfowych pracach, beznadziejnych bitwach, ponieważ są lepsze, które my chcemy stoczyć i w których chcemy zwyciężyć – dodał.
JKM na emeryturę?
– Nie zdziwię nikogo, myślę, że to jest jakiś tam czas. Gdyby on poświęcił swoje lata jesieni życia do pracy takiej ideowej, formacyjnej, to miałby wsparcie naszego środowiska i zasoby na to, by to robić. Ale on nie powinien być już w drodze aktywnej polityki – grzmiał.
– Ale może się mylę, może znajdzie popleczników, sympatyków, wyznawców, którzy będą chcieli iść inną drogą. My sobie bardzo cenimy wolność i wiemy, że Pan prezes jest nietuzinkową postacią, dla niego polityka jest naprawdę adrenaliną i takie bycie w prawdziwej polityce – i z tego powodu pewnie będzie próbował coś robić – stwierdził Wipler.
Korwin-Mikke zabiera głos ze szpitala. „Jestem pod dobrą opieką”