W Stanach Zjednoczonych kończy się pojedynek gigantów. Oczywiście gdy to piszę, nie znam wyników tamtejszych wyborów. Zakładam jednak, że zwycięży kandydat bardziej wolnościowy, bo da to nadzieję także w Polsce i może przyhamuje przynajmniej przygniatający coraz bardziej pęd instalowania lewackiego ideolo. Mam nadzieję, że nie pomyliłem się z okładką!
Tymczasem w Polsce minął rok od czasu, gdy wolnościowcy zagościli w sejmie już nie jako koło, tylko klub. Daje to szereg nowych możliwości – w tym najważniejszą – składania projektów ustaw sejmowych. Po co wolnościowcy szli do sejmu? Po to, żeby prezentować radykalnie wolnościowe ustawy. Ciągle nie mają one szans na akceptację sejmowej większości, ale mogą zostać pokazane jako oficjalne propozycje parlamentu i można by na nich budować wolnościową narrację.
Co wolnościowcy pokazali przez rok w tym zakresie? Niestety praktycznie nic. Jeden ustawowy niewypał, świadczący o braku wiedzy i złych intencjach jego twórców. Powstaje więc retoryczne pytanie – kiedy pojawią się w końcu prawdziwe wolnościowe propozycje? W końcu miejsca w sejmie są, pieniądze są, biura są, etaty są. Czyżby brakowało pomysłów?
Podobnie jak z ustawami jest niestety z obecnością wolnościowców w mediach. Mają obecnie dostęp szeroki jak nigdy. Ich wypowiedzi idą oczywiście lekko pod prąd mainstreamowej narracji, ale w większości są miałkie i nie pokazują, o co właściwie w ruchu wolnościowym chodzi.
Zgadzam się, że Janusz Korwin-Mikke w ramach działalności politycznej niepotrzebnie koncentrował się (i nadal koncentruje!) na kwestiach damsko-męskich i rosyjskich, w dodatku robił to w dość irytujący wiele osób sposób, ale jednak przebijał balony lewackiego zakłamania i hipokryzji w sposób szałowy i koncertowy. Teraz nic takiego się nie dzieje. To, co obserwujemy – poza nielicznymi wyjątkami – to jakiś pokraczny reformizm socjalizmu i próby wpisywania się w socjalistyczne dyskusje typu „wolna wigilia”.
Oczywiście wysyłanie do mediów miękiszonów ideowych w stylu Artura Dziambora zaczęło się już w poprzedniej kadencji. Ale teraz to osiągnęło absolutny szczyt. Wypowiedzi takiego przysłowiowego „Przema” to czysty PSL. Czy ja głosowałem na PSL? Jak sądzicie?
Zobaczcie Państwo, co robi lewica. Prezentuje głośno i wyraźnie najradykalniejsze rzeczy ze swojego programu, które stopniowo są następnie przepychane do mainstreamu. Tak się to właśnie robi. Ile było propozycji ustaw o mordowaniu dzieci nienarodzonych albo „rodzinach” sodomickich? Dziesiątki. Ile było ustaw o likwidacji PIT i CIT? Zero. Trzeba ostro definiować własne poglądy i je nieustannie prezentować, by miały szansę przejść do centrum. Co zaś proponują obecni sejmowi liderzy wolnościowców? Wyrzucenie poglądów do kosza i przejście do centrum tylko… ciałem. Mówią, że inaczej nie będą mieli wpływu na nic. Nie rozumieją, że w tym przypadku alternatywą do nieposiadania wpływu na nic jest posiadanie wpływu… na nic. Czyli transformacja na lewaków.
Nie idźcie tą drogą, bo prowadzi ona donikąd. Czas zmienić styl uprawianej polityki. Niech słynne 100 ustaw wolnościowych trafi do sejmu, skoro zabrakło dla nich miejsca na serwerze. W sejmie za wszystkie serwery wszak płaci podatnik.
Tymczasem już za miesiąc nasza XV Konferencja Prawicy Wolnościowej. Myślę, że dryf wolnościowców w lewo będzie jednym z jej głównych tematów. A program, który ciągle się kształtuje i będzie się kształtował do ostatniej chwili, wzbogacił się o kolejnego mówcę – Jana Fijora, który opowie nam o potrzebie odwrotu od papierowego pieniądza drukowanego przez państwa . W ferworze postępów socjalizmu coraz częściej zapominamy bowiem o takich podstawowych narzędziach łupienia podatnika, jakimi są banki centralne. A tymczasem przecież trzeba przypominać o tym, czym one naprawdę są zawsze i wszędzie!