Secret Service przyznaje, że odmawiała Donaldowi Trumpowi dodatkowej ochrony. Na jaw wychodzi, że rzekomo najlepsza agencja ochroniarska świata może mieć poważne braki kadrowe.
Kandydat Partii Republikańskiej w tegorocznych wyborach prezydenckich został postrzelony w ucho w sobotę podczas wiecu wyborczego w miejscowości Butler w Pensylwanii. Zginęły dwie osoby, w tym zamachowiec, a dwie kolejne zostały poważnie ranne.
Federalne Biuro Śledcze (FBI) poinformowało w niedzielę, że 20-letni mieszkaniec stanu Pensylwania Thomas Matthew Crooks to „osoba zamieszana” w nieudany zamach na byłego prezydenta USA Donalda Trumpa. Mężczyzna zginął na miejscu.
Choć Donald Trump podziękował agentom Secret Service, którzy go chronili, to służby od początku są krytykowane za niewystarczający poziom ochrony byłego prezydenta.
Teraz Secret Service przyznało się, że zdarzały się sytuacje, kiedy Donaldowi Trumpowi odmawiano dodatkowej ochrony.
SS wydawała odmowne decyzje ws. przyznania większej ochrony i sprzętu na wydarzenia z udziałem kandydata Republikanów na prezydenta USA.
Jeden z urzędników agencji anonimowo wyznał w rozmowie z Washington Post, że Secret Service musząc godzić ze sobą różne potrzeby ochranianych osób, ma braki kadrowe, które często nie pozwalają na zapewnienie odpowiedniej ochrony wszystkim.
W tym momencie Secret Service ochrania około 20 osób. Agencji ma przede wszystkim brakować snajperów.
Przewodniczący komisji nadzoru Izby Reprezentantów James Comer szefową Secret Service Kimberly Cheatle do złożenia zeznań przed komisją nadzoru.
„Brak przejrzystości i niechęć do współpracy z komisją w tej pilnej sprawie zarówno ze strony Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (DHS), jak i Secret Service (USSS) podważa dalsze możliwości kierowania Służbą Secret Service i wymaga wezwania, które nakazuje pani wziąć udział w przesłuchaniu” – napisał w liście republikanin.