W piątek nad ranem Polska poderwała myśliwce wobec zmasowanego ataku rakietowego przeprowadzonego przez Rosję na Ukrainie. Generałowie tłumaczą, czy działania polskiej strony były adekwatne.
Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało w piątek rano, że obserwowana jest intensywna aktywność lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej, związana z uderzeniami rakietowymi samolotów Tu-95, Tu-22 oraz MIG-31 wykonywanymi na obiekty znajdujące się na terytorium Ukrainy.
Dodano, że aktywowano polskie i sojusznicze statki powietrzne; zapewniono też, że wszystkie niezbędne procedury mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej zostały uruchomione.
Dwie godziny później Dowództwo poinformowało, że „ze względu na zmniejszenie poziomu zagrożenia, operowanie polskiego i sojuszniczego lotnictwa w polskiej przestrzeni powietrznej zostało zakończone, a uruchomione siły i środki powróciły do standardowej działalności operacyjnej”. Zaznaczono, że „wojsko Polskie na bieżąco monitoruje sytuację na terytorium Ukrainy i pozostaje w stałej gotowości do zapewnienia bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej”.
O tym, że to normalna procedura i w zasadzie nie mamy czego się bać, mówią generałowie. Gen. Waldemar Skrzypczak w rozmowie z „Faktem” stwierdził, że to działanie prewencyjne wykonywane po to, aby żadna rakieta nie zawieruszyła się na polskim terytorium.
– Chodzi o to, żeby ustrzec się przed niekontrolowanym lotem rakiet, których lata w tej chwili nad Ukrainą bardzo dużo. Mamy z tym w Polsce złe doświadczenia. Wcześniej mieliśmy brak reakcji, awantury polityczne wokół spadających rakiet. Więc może teraz podrywanie tej pary dyżurnych myśliwców, ma temu zapobiec. One są wykorzystywane nie po to, żeby paradować, żeby były komunikaty medialne i nic z tego nie wynikało, tylko żeby zestrzelić te rakiety, gdyby doszło do niekontrolowanego lotu – powiedział dla „Faktu” gen. Skrzypczak.
Podobnego zdania jest gen. Tomasz Bąk, były szef sztabu polsko-nordyckiej grupy bojowej.
– Chodzi o to, żeby być w razie czego przygotowanym na ewentualne zestrzelenie jakichkolwiek środków powietrznych, które próbowały wtargnąć na teren obszaru powietrznego naszego państwa. Pociski balistyczne są szalenie niebezpieczne, bo mają duży zasięg. W związku z tym są bardziej niebezpieczne niż uzbrojone drony. Może się zdarzyć, zresztą mieliśmy dwa takie przypadki, że coś tam nam wleciało na teren naszego kraju. W jednym przypadku zginęły niestety dwie osoby. Jeśli mamy samoloty uzbrojone w powietrzu, to możemy zareagować, bo jeśli się takie coś by pojawiło nad obszarem, to możemy to natychmiast zestrzelić – komentuje gen. Bąk.