„Wprowadzenie zapisów dotyczących «mowy nienawiści», za którą można będzie na kilka lat trafić do więzienia, sprawi, iż nasz umęczony kraj znajdzie się w przedsionku totalitaryzmu” – ocenił w najnowszym felietonie na blogu salon24.pl publicysta Radosław Piwowarczyk.
Przypomnijmy, że wiceszef resortu sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek powiedział w rozmowie z PAP, że w ministerstwie zostały rozpoczęte prace nad nowelizacją Kodeksu karnego w kontekście przepisów dotyczących tzw. mowy nienawiści i przestępstw z nienawiści.
– To dotyczy przede wszystkim przepisów artykułów 119, 256, 257 Kodeksu karnego – wyjaśnił.
– Głównie chodzi o poszerzenie katalogu przesłanek, które będą traktowane jako dyskryminacyjne – w kontekście dyskryminacyjnych czy pogardliwych wypowiedzi czy czynów – stwierdził Śmiszek.
Machina cenzorska ruszyła. Resort szykuje zmiany dot. LGBT i tzw. mowy nienawiści
Nowym przepisom sprzeciwia się Konfederacja. Poseł Karina Bosak podkreśliła, że takie przepisy to „tak naprawdę kryminalizacja za poglądy konserwatywne, religijne, chrześcijańskie”. Z kolei Dobromir Sośnierz ocenił, że „w praktyce będzie to oznaczało, że jest to mowa, której nienawidzi minister Śmiszek, to niekoniecznie będzie mowa wyrażająca nienawiść wobec kogoś, to będzie coś, co nie podoba się lewicowcom”.
Piwowarczyk podkreślił, że „«mowa nienawiści», będąca kalką językową angielskiego określenia «hate speech», jest pojęciem, pod którym nie kryje się nic konkretnego, co oznacza, że – nawiązując do filmowego klasyka – «jak nie ma tam treści, to po prostu można tam sobie podkładać różne treści»”. Publicysta wskazał, że „stwierdzenie, iż jakieś słowa są «mową nienawiści», będzie czysto uznaniowe”.
Redaktor przywołał podobny przykład z XVIII wieku ze Stanów Zjednoczonych. „Wówczas w ramach tzw. ustawy o buntownictwie zakazano publikowania treści «skandalicznych i napastliwych» wobec rządu USA. Wprowadzenie takich przepisów przyczyniło się do porażki urzędującego Johna Adamsa z Thomasem Jeffersonem, który następnie – jako prezydent – ułaskawił wszystkich skazanych” – napisał.
Zdaniem Piwowarczyka „wolność słowa, aby mogła być w pełni realizowana, nie może być ograniczana poprzez żadne subiektywne kryteria. Wolność słowa nie jest potrzebna do tego, aby móc mówić miłe i przyjemne rzeczy, ale właśnie po to, by móc powiedzieć innym to, czego nie chcą słyszeć”.
Jego zdaniem jest „jeden przypadek, w którym dopuszczalne jest karanie za słowa, tj. kłamstwo”. „Naturalne jest, że pomawiana lub oczerniana nieprawdziwymi informacjami osoba powinna mieć prawo pozwania kłamcy. Karą zagrożone mogą być jednak jedynie wypowiedzi, które da się ocenić zero-jedynkowo (prawda-fałsz)” – stwierdził Piwowarczyk.