„Nowa strategia bezpieczeństwa narodowego Trumpa stawia na „Amerykę na pierwszym miejscu”. Ten długo oczekiwany plan ma na celu selektywne narzucenie światopoglądu prezydenta USA na całym świecie” – można przeczytać na portalu Foreign Policy.
Autorzy: Rishi Iyengar i Christina Lu piszą: „Administracja Trumpa opublikowała w czwartek późnym wieczorem długo oczekiwaną nową strategię bezpieczeństwa narodowego, przedstawiając wizję, która jest próbą pogodzenia globalnej dominacji USA z wycofaniem się USA z wielu aspektów ich trwającej od dziesięcioleci globalnej roli. Jedynym, zasadniczym elementem strategii – który w różnych punktach zarówno promuje, jak i zwalcza interwencjonizm – jest realizacja ambicji Waszyngtonu”.
To ostatnie zdanie jest prawdziwe, Biały Dom rzeczywiście, przynajmniej deklaratywnie, ma ambicje, a co z tego wyjdzie, nikt nie wie.
National Security Strategy (NSS), 33-stronicowy dokument opublikowany 5 grudnia, koncentruje się na zwiększeniu obecności wojskowej na półkuli zachodniej, zrównoważeniu globalnego handlu, wzmocnieniu bezpieczeństwa granic i wygraniu wojny kulturowej z Europą. Opiera się on na haśle, lub jak kto woli – ideologii „America First”, a jednocześnie stanowi wyraźną wskazówkę do powtórzenia doktryny prezydenta Jamesa Monroe’a.
„Po latach zaniedbań – czytamy – Stany Zjednoczone ponownie potwierdzą i wdrożą Doktrynę Monroe’a, aby przywrócić amerykańską dominację na półkuli zachodniej oraz chronić naszą ojczyznę i nasz dostęp do kluczowych obszarów geograficznych w całym regionie. Uniemożliwimy konkurentom spoza półkuli rozmieszczanie sił zbrojnych lub innych zagrażających zasobów, a także posiadanie lub kontrolowanie strategicznie ważnych zasobów na naszej półkuli. Ten „trumpowski dodatek” do Doktryny Monroe’a, to zdroworozsądkowy i skuteczny sposób przywrócenia amerykańskiej potęgi i priorytetów, zgodny z amerykańskimi interesami bezpieczeństwa”.
Biały Dom, co trzeba zauważyć, przedstawia europejskich sojuszników jako słabych oraz atakuje w kontekście polityki migracyjnej i wolności słowa, sugerując, że grozi im „perspektywa zagłady cywilizacyjnej”, podważając tym samym ich długoterminową wiarygodność jako partnerów.
Ponadto po raz pierwszy od zamachów z 11 września 2001 r. terroryzm nie jest już samodzielnym filarem strategii, bowiem powiązano go z zagrożeniami związanymi z migracją. „Chcemy chronić ten kraj, jego mieszkańców, jego terytorium, jego gospodarkę i jego styl życia przed atakami militarnymi i wrogimi wpływami zagranicznymi, czy to szpiegostwem, drapieżnymi praktykami handlowymi, handlem narkotykami i ludźmi, destrukcyjną propagandą i działaniami mającymi na celu wywieranie wpływu, subwersją kulturową czy jakimkolwiek innym zagrożeniem dla naszego narodu – stwierdza dokument. – Musimy chronić nasz kraj przed inwazją, nie tylko przed niekontrolowaną migracją, ale także przed zagrożeniami transgranicznymi, takimi jak terroryzm, handel narkotykami, szpiegostwo i handel ludźmi”.
Dokument wspomina jedynie raz o terroryzmie islamskim: „Musimy zachować czujność wobec odradzającej się działalności terrorystycznej islamistów w niektórych częściach Afryki, unikając jednocześnie jakiejkolwiek długoterminowej obecności lub zobowiązań Ameryki”. Wezwano więc do „ukierunkowanych działań w celu zabezpieczenia granicy i pokonania karteli, w tym w razie potrzeby użycia siły śmiercionośnej”.
Mniej Bliskiego Wschodu, więcej Tajwanu
Rzeczywiście zmiana perspektywy jest widoczna. Trump stara się zmniejszyć zaangażowanie USA na Bliskim Wschodzie, częściowo koncentrując się na zwiększeniu amerykańskiego eksportu energii oraz opisując Iran i jego siły sojuszników jako znacznie osłabionych po 12-dniowej wojnie z Izraelem i atakach USA na obiekty nuklearne. „Ale czasy, w których Bliski Wschód dominował w amerykańskiej polityce zagranicznej zarówno w długoterminowym planowaniu, jak i codziennym wdrażaniu, na szczęście minęły – nie dlatego, że Bliski Wschód nie ma już znaczenia, ale dlatego, że nie jest już nieustannym źródłem irytacji i potencjalnym źródłem nieuchronnej katastrofy, jak kiedyś” – stwierdza NSS.
Chociaż Biały Dom przyznaje, że „konflikt pozostaje najbardziej problematycznym czynnikiem na Bliskim Wschodzie”, mamy teraz bardziej optymistyczny obraz regionu. W sposób odbiegający od wszystkich dokumentów strategicznych po 11 września 2001, Biały Dom argumentuje, że Bliski Wschód nie jest już głównym motorem globalnej niestabilności i stwierdza, że „era masowych migracji musi się skończyć”, podnosząc bezpieczeństwo granic i operacje antykartelowe do rangi kluczowych misji obrony narodowej.
Nowa strategia oznacza więc radykalną zmianę priorytetów Ameryki, przerzucając na dalszy plan terroryzm islamski i dekady polityki skoncentrowanej na Bliskim Wschodzie na rzecz ugruntowania dominacji USA zachodniej hemisferze i traktowania masowych migracji jako głównego zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego.
Choć strategia kładzie nacisk na najbliższe otoczenie, poświęcono kilka stron Chinom i regionowi Indo-Pacyfiku oraz znaczeniu krajowych łańcuchów dostaw i wzmacnianiu odstraszania militarnego na Morzu Południowochińskim.
NSS wyraźnie zaznacza konieczność ochrony suwerenności i bezpieczeństwa Tajwanu przed wpływami zewnętrznymi, co zostało przyjęte z zadowoleniem przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych w Tajpej i prawdopodobnie utwierdza „jastrzębi” w Waszyngtonie, że administracja nie zamierza oddać wyspy Pekinowi.
Stany Zjednoczone mają dążyć do utrzymania „przewagi militarnej” w celu odstraszania od konfliktu o Tajwan. Stwierdzono, że „korzystna konwencjonalna równowaga militarna” jest kluczowa dla interesów USA, ale podkreślono „podział obciążeń” między sojusznikami Ameryki w regionie. Wezwano bowiem do wywierania dalszej presji na Japonię, Koreę Południową, Tajwan i Australię, aby zwiększyły wydatki na obronność.
Dodatkowo dokument obwinia amerykańskie „elity” za pokrzyżowanie polityki wobec Chin, stwierdzając, że kraj ten „wzbogacił się i stał się potężny, i wykorzystał swoje bogactwo i władzę z korzyścią dla siebie”. Podjęto zobowiązanie do „przywrócenia równowagi” w stosunkach gospodarczych z Chinami poprzez współpracę z sojusznikami w celu przeciwdziałania subsydiom państwowym, kradzieży własności intelektualnej i operacjom wywierania wpływu. Wskazano chińskie firmy państwowe, zarządzane i wspierane przez państwo, które odniosły sukces w budowie infrastruktury fizycznej i cyfrowej oraz przyznano, że „Ameryka i jej sojusznicy nie sformułowali jeszcze, a tym bardziej nie wdrożyli, wspólnego planu dla tzw. Globalnego Południa”.
Kłopot z Europą
Sporo miejsca, całkowicie zasadnie, poświęcono „staremu kontynentowi”. NSS krytykuje „brak pewności siebie” Europy i przyczynieniu się do pogorszenia stosunków z Rosją, nie odnosząc się jednak do decyzji prezydenta Rosji Władimira Putina o inwazji na Ukrainę w 2014 i 2022 r. Równocześnie stwierdzono, że Stany Zjednoczone są jedynym mocarstwem zdolnym do mediacji między Europą a Rosją w celu „przywrócenia warunków strategicznej stabilności na obszarze Eurazji i zmniejszenia ryzyka konfliktu między Rosją a państwami europejskimi”.
Biały Dom ostrzega, że Europa może stać się „nie do poznania za 20 lat lub krócej” z powodu masowych migracji, dodając, że zmiany demograficzne budzą wątpliwości co do przyszłości sojuszników USA na kontynencie. „Jeśli obecne trendy się utrzymają, kontynent będzie nie do poznania za 20 lat lub krócej” – czytamy.
Dodano, że „rzeczywistą i bardziej ponurą perspektywą” jest „wymazanie cywilizacji”.
Masowa imigracja była jednym z najbardziej niestabilnych punktów zapalnych w Europie w ciągu ostatniej dekady, napędzanym powtarzającymi się falami imigrantów z Bliskiego Wschodu, Afryki i Azji Południowej. „W związku z tym nie jest oczywiste, czy niektóre kraje europejskie będą miały wystarczająco silne gospodarki i siły zbrojne, by pozostać wiarygodnymi sojusznikami – czytamy w dokumencie. – Wiele z tych państw obecnie podwaja swoje wysiłki na obecnej drodze. Chcemy, aby Europa pozostała europejska, odzyskała cywilizacyjną pewność siebie i porzuciła nieudaną strategię tłumienia regulacji”.
Plan bezpieczeństwa narodowego wymienia politykę migracyjną, która „przekształca kontynent i wywołuje konflikty”, a także „gwałtowny spadek urodzeń” i erozję tożsamości narodowej.
Biały Dom alarmuje też, że zmiany demograficzne mogą mieć poważne konsekwencje dla NATO i bezpieczeństwa europejskiego, zauważając, że kilka państw członkowskich może stać się „większością pozaeuropejską”. Ten scenariusz, argumentuje dokument, może osłabić zdolność Europy do odstraszania przeciwników i skomplikować wysiłki USA na rzecz utrzymania stabilności transatlantyckiej.
„W dłuższej perspektywie jest więcej niż prawdopodobne, że najpóźniej w ciągu kilku dekad niektórzy członkowie NATO staną się w większości państwami spoza Europy – czytamy w dokumencie. – W związku z tym pozostaje otwarte pytanie, czy będą postrzegać swoje miejsce na świecie, a także sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, tak samo jak ci, którzy podpisali Kartę NATO”.
Jak słusznie zauważono, recesja gospodarcza Europy jest w toku, tracąc 25 proc. udziału w globalnym PKB w 1990 r. do 14 proc. obecnie – „częściowo z powodu krajowych i międzynarodowych regulacji, które osłabiają kreatywność i pracowitość”.
Administracja Trumpa, poświęcając Europie szczególną uwagę, zdaje się wysyłać wyraźny sygnał: musicie coś zrobić, inaczej będzie źle. Amerykanie podkreślili: „Do ważniejszych problemów stojących przed Europą należą działania Unii Europejskiej i innych organizacji transnarodowych podważające wolność polityczną i suwerenność, polityka migracyjna, która przekształca kontynent i wywołuje konflikty, cenzura wolności słowa i tłumienie opozycji politycznej, spadający wskaźnik urodzeń oraz utrata tożsamości narodowych i pewności siebie”.
Formalna strategia bezpieczeństwa narodowego jest zazwyczaj publikowana przez prezydentów raz na kadencję. Może ona stanowić ramy dla przyszłej polityki i budżetów, a także sygnalizować światu, jakie są priorytety USA. Może, ale nie musi. Zazwyczaj bowiem jest tak, że tylko część planów uda się zrealizować. Można jednak mieć pewność, że stanowiska USA wobec Europy, a ściślej – wobec UE, długo się nie zmieni.