Nadzieje na rychłe zakończenie wojny rosyjsko-ukraińskiej prysły 21 października br. Tego dnia prezydent największego mocarstwa na świecie ogłosił zawieszenie zaplanowanego w Budapeszcie spotkania z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Nazajutrz zdecydował o nałożeniu sankcji na Rosnieft i Łukoil, dwa największe koncerny naftowe Moskwy, a także 34 ich spółek zależnych. To pierwsze ograniczenia na rosyjskie firmy w okresie drugiej administracji Trumpa.
Wróćmy jednak do kwestii anulowanego szczytu Trump-Putin. Dlaczego doszło do jego odwołania? To przede wszystkim efekt fiaska rozmów pomiędzy szefami dyplomacji USA i Rosji, czyli Marco Rubio i Siergiejem Ławrowem. Wykazały one nie tylko odległą perspektywę ewentualnego kompromisu, ale także to, iż stanowiska Rosji i Ukrainy dotyczące warunków zakończenia wojny wykluczają się nawzajem. Dlatego też prezydent Trump zniechęcony uporem obu oponentów powiedział, iż nie chce organizować spotkania, które nie doprowadzi do celu, jakim byłoby zawieszenie broni.
Jakie zatem różnice dzielą obie zwaśnione strony?
Kijów przed rozpoczęciem negocjacji pokojowych chce zawieszenia broni i zamrożenia walk wzdłuż obecnej linii frontu. Z tą koncepcją nie zgadza się rzeczony Siergiej Ławrow, który stwierdził, iż „wezwanie do natychmiastowego zawieszenia broni bez zajęcia się podstawowymi przyczynami konfliktu ukraińskiego są sprzeczne z porozumieniami osiągniętymi przez Putina i Trumpa na Alasce”. Te podstawowe przyczyny to – jak dodał rosyjski dyplomata – rozbrojenie Ukrainy oraz pozbawienie jej możliwości wstąpienia do NATO i jakiegokolwiek sojuszu wojskowego.
Żądania Rosjan dotyczą także włączenia do ich kraju całego Donbasu, którego część (22 proc.) znajduje się w rękach Ukraińców. Rzeczona kwestia miała być przedmiotem rozmów pomiędzy Trumpem i Zełenskim podczas ich niedawnego spotkania w Białym Domu. Według ,,Financial Times” prezydent USA chciał zmusić swego ukraińskiego odpowiednika do oddania Kremlowi całego Donbasu. Indagowany o tę sprawę przez dziennikarzy odparł jednak: „Nie, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Uważam, że powinni po prostu zatrzymać się na liniach frontu tam, gdzie są”.
Zapytany o wspomnianą kwestię Donbasu odpowiedział: „Myślę, że 78 procent tego terytorium jest już zajęte przez Rosję. Zostawcie to tak, jak jest teraz. Mogą coś wynegocjować później”. W zamian za odstąpienie reszty Donbasu Putin miał się zgodzić na przekazanie Kijowowi części zajętych obwodów chersońskiego i zaporoskiego.
Opór Zełenskiego
Zełenski te propozycje jednak stanowczo odrzucił. Dlaczego? Ponieważ oddanie tych terenów w ręce Rosjan oznaczałoby utratę przez Ukrainę tzw. pasa fortec, czyli umocnień ciągnących się od Słowiańska i Kramatorska po Drużkiwkę i Konstantyniwkę. To pozwoliłoby im – zdaniem ukraińskich wojskowych – w przypadku wznowienia walk (Kijów nie ma zaufania do Rosjan) na kontynuowanie inwazji w kierunku na Dniepr, Zaporoże, a nawet na Charków.
Wprawdzie w odległości 20 km na zachód od linii frontu Ukraińcy przygotowują kolejną linię obronną, ale na jej wykończenie i wyposażenie może zabraknąć środków. Trzeba bowiem wiedzieć, że wydatki na cele militarne Kijowa wyniosą w tym roku 57 mld USD (26 proc. PKB), z czego 32,7mld USD pochodzi z subsydiów wypłacanych przez sojuszników Ukrainy, czyli kraje UE, USA, Kanadę i Wielka Brytanię, a także Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Ta pomoc obejmuje także środki na cele cywilne. Dzięki tej zachodniej kroplówce kraj położony nad Dnieprem posiada względną stabilność finansową.
Mimo tego będzie się on nadal zmagał w br. roku z wysokim deficytem budżetowym (20 proc.), długiem publicznym (110 proc.) i inflacją (16 proc.). Nieco bardziej optymistyczne są dla Kijowa informacje, które dotyczą PKB. W roku 2023 wzrósł on o 5,3 proc., a w 2024 o 3,6 proc. W tym roku zwyżka ta ma wynieść od 2 do 3 proc. Pamiętajmy jednak, że Ukraina zanotowała w pierwszym roku wojny dramatyczny spadek: o 29 proc.
Co na to Rosja
Wspomniana na początku wolta prezydenta USA wywołała ostrą reakcję ze strony Kremla. Wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji Dmitrij Miedwiediew napisał w swoich mediach społecznościowych, iż USA oficjalnie stały się przeciwnikiem jego kraju, a „podjęta decyzja to akt wojny przeciwko Rosji. Trump całkowicie solidaryzuje się z obłąkaną Europą”.
W dużo bardziej stonowany sposób wypowiedział się na ten sam temat Władimir Putin. Rosyjski przywódca wbrew niektórym opiniom wcale nie zbagatelizował znaczenia sankcji. Przyznał bowiem, że są one „poważne” i że ,,można się spodziewać pewnych strat”. Zaznaczył jednak, że nie wpłyną one znacząco na gospodarczy dobrobyt kraju. Dodał też, „że żaden samo szanujący się naród nie działa pod presją”. Co więcej, rosyjski przywódca ostrzegł, że decyzja Trumpa spowoduje podwyżki cen paliw w USA.
Czy zatem mimo niewątpliwych problemów, jakie przysporzą Moskwie nowe restrykcje (19 pakiet sankcji wobec tego kraju ogłosiła też UE), będzie ona w stanie kontynuować wojnę? Aby odpowiedzieć na to pytanie, przeanalizujmy aktualny stan jej gospodarki.
Według danych Rosstatu (rosyjski urząd statystyczny) w pierwszym półroczu 2025 roku PKB Rosji wzrósł o 1,2 proc. Oznacza to duże spowolnienie tempa rozwoju gospodarczego tego kraju. Dlaczego? Po niewielkim spadku PKB w 2022 roku przez dwa kolejne lata ekonomika rosyjska notowała bowiem bardzo szybkie tempo wzrostu (3,6 proc.) w 2023 r. i (4,1 proc.) w 2024 r. Było to, jak wiadomo, możliwe dzięki min. przekierowaniu eksportu z rynków zachodnich na rynki krajów Globalnego Południa, przede wszystkim do Chin i Indii. Od drugiej połowy 2024 r. sytuacja gospodarcza Moskwy zaczęła się zmieniać na niekorzyść.
Z jakiego powodu? Spadło jej tempo wzrostu. Zaczęła też rosnąć inflacja (obecnie wynosi 8 proc.) będąca efektem zwiększonej konsumpcji. Tę z kolei napędzała presja płacowa wynikająca z deficytu rąk do pracy (bezrobocie w Rosji wynosi tylko 2,1 proc.). Aby przeciwdziałać tym tendencjom centralny bank tego kraju podniósł stopy procentowe do poziomu 21 proc. (w tym roku obniżono je do 16,5 proc.). Ta antyinflacyjna polityka władz doprowadziła do spadku inwestycji i co za tym idzie także produkcji w większości sektorów gospodarki. Zwyżki notują jedynie: budownictwo, rolnictwo i zbrojeniówka posiadająca dostęp do preferencyjnych kredytów. Wprawdzie ta ostatnia branża osiągnęła dwucyfrowy wzrost produkcji, ale i w tej sferze widać spowolnienie.
Moskwa szuka pieniędzy
Na osobne omówienie zasługuje jeszcze sektor wydobywczy mający kluczowe znaczenie dla gospodarki i finansów Federacji Rosyjskiej. Ten dział notuje spadki dochodów już od 2023 roku. Wpływ na to ma zwłaszcza zła koniunktura na rynkach światowych do czego w dużym stopniu przyczyniła się decyzja krajów OPEC o zwiększeniu wydobycia ropy. Sytuację tego segmentu gospodarki pogarszają też ukraińskie ataki na infrastrukturę paliwową. Według szacunków władz w 2025 roku zyski w eksportu ropy i gazu zmniejszą się o 24 proc. w stosunku do 2024 roku. Spowoduje to pewne niedobory w finansach państwa. W związku z powyższym rząd postanowił je uzupełnić poprzez podniesienie VAT-u z 20 do 22 proc. i zniesienie ulg podatkowych (przepisy te mają wejść w 2026 r.). To ma wygenerować dodatkowe 30–35 mld USD. Byłaby to spora kwota, zważywszy, iż Kreml ma wydać w tym roku na cele militarne 149 mld USD (7 proc. PKB).
Ponadto Rosja ma wciąż pewne pole manewru do podwyższania podatków, bo ich udział w PKB nie jest wysoki. Dla porównania: średni wskaźnik danin do PKB w krajach UE wyniósł w 2023 r. 40 proc, a w Rosji w tym samym czasie sięgnął 34,3 proc. Innym sposobem na zwiększenie wpływów budżetowych państwa stała się nacjonalizacja i prywatyzacja aktywów zagranicznych spółek (przede wszystkim tych wycofujących się z kraju) oraz ukraińskiej własności na terytoriach okupowanych. Skonfiskowane przez rosyjskie władze majątki są przejmowane na własność przez osoby z najbliższego otoczenia Władimira Putina lub trafiają w ręce państwa. Przekazywane są one za darmo albo po zaniżonych cenach. Dodatkowo dochody z tych nieruchomości wspomagają budżet Rosji.
W latach 2022–2024 do kasy państwa trafiło z tego tytułu 3 mld USD. Masowa nacjonalizacja będzie oddziaływać negatywnie na sytuację ekonomiczną Moskwy (obecnie udział państwa w tamtejszej gospodarce wynosi ok. 70 proc.) i w dłuższym horyzoncie czasowym mocno się na niej odbije. Zresztą ujemne strony tego modelu ekonomicznego są widoczne już obecnie. Etatyzm sprzyja bowiem min. łapówkarstwu, a także ogranicza funkcjonowanie mechanizmów rynkowych takich choćby jak konkurencja. Potwierdzeniem tych obserwacji są miejsca, jakie zajmuje Rosja w światowych rankingach korupcji (154) i wolności gospodarczych (148).
Ażeby dopełnić obraz ekonomiki kraju Dostojewskiego, przedstawmy jeszcze informacje dotyczące stanu jego finansów. Otóż deficyt budżetowy Rosji w roku bieżącym ma wynieść 2,6 proc. Natomiast dług publiczny tego kraju w stosunku do PKB znajduje się na poziomie 16,4 proc. Jest więc stosunkowo niewielki. Ponadto Kreml posiada jeszcze zasoby rezerwowe w postaci Funduszu Dobrobytu Narodowego. W 2022 r. instytucja ta zarządzała sumą 100 mld USD. Obecnie wysokość tych aktywów skurczyła się do pułapu 47 mld USD. W świetle powyższych informacji wydaje się, że Rosję stać będzie jeszcze długo na finansowanie wojny. Pewną niewiadomą jest natomiast funkcjonowanie reżimu sankcyjnego. Czy USA i jego sojusznikom uda się go uszczelnić, czy jak dotychczas będą się w nim pojawiać luki?
Wojna jeszcze potrwa!
W każdym razie obie strony konfliktu, czyli Moskwa i Kijów, są zdeterminowane do tego, aby nadal prowadzić działania wojenne, licząc na to, iż sukcesy militarne pozwolą im zająć lepszą pozycję negocjacyjną w przyszłych rozmowach pokojowych. Kto zatem wyjdzie zwycięsko z tej próby sił? Odpowiedzi na to pytanie nie poznamy chyba zbyt szybko.

